W środę wieczorem we Wrocławiu grupa mężczyzn w kominiarkach zaatakowała kobiety uczestniczące w manifestacji. W internecie pojawiły się sugestie, jakoby wśród atakujących był Maksymilian Bratkowicz. Kickbokser zaprzeczył tym sugestiom.
- Chciałem zdementować i jasno podkreślić, że nie mam nic wspólnego z sytuacją, która wydarzyła się wczoraj (w środę - przyp. red.) na strajku kobiet. Zostałem bezczelnie oczerniony poprzez różne portale internetowe, jako że pobiłbym jakąś kobietę. Zostało nadszarpnięte moje dobre imię, mój dobry wizerunek jako sportowca, a także wizerunek mojego klubu. Odpowiednie pisma zostaną wystosowane do osób, które mnie oczerniały. Zostaną one pociągnięte do konsekwencji prawnych - zapewnił Bratkowicz podczas wystąpienia na Facebooku.
Kickboxer napisał także w osobnym poście na Facebooku: Wszystkie osoby, które zniszczyły mój wizerunek, zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Proszę również o podsyłanie mi screenshotów z atakiem na mnie i moich najbliższych, stop fałszywym oskarżeniom.
Jak twierdzi Bratkowicz, "nieprawdziwe szkalujące mnie informacje zostały opublikowane na portalu Facebook i Twitter przez profile "Sok z Buraka" i "Kondominium", znany także jako "Lewitujący umysł".
- Ok. godz. 20.30 grupa ok. 30 ubranych na czarno mężczyzn zaatakowała nasze reporterki przy ul. Krupniczej. Magda Kozioł została uderzona w brzuch i powalona na ziemię, Joannie Urbańskiej-Jaworskiej wytrącili aparat, wywrócili ją i zaczęli szarpać, ale w sukurs przyszli jej protestujący, więc narodowcy uciekli - informowała "Gazeta Wyborcza Wrocław".
Sprawca ataku został ujęty w czwartek przez policję - jak podają lokalne media.