Jan Błachowicz rozbił bank! Tyle zarobił na walce z Reyesem. A to nie koniec

Najlepsi piłkarze wygrywają Ligę Mistrzów. Wybitni koszykarze cieszą się z mistrzowskich pierścieni NBA. Świętym Graalem MMA jest pięciokilowy pas mistrza UFC, który po wygranej z Dominickiem Reyesem właśnie przywdział Jan Błachowicz. Portal Sportekz.com donosi, że za walkę w Abu Zabi Polak zgarnął aż 280 tys. dolarów, a ta kwota nie zawiera jeszcze procentu wpływów ze sprzedaży PPV.

"Wiadomo, że UFC to było marzenie. Taka Liga Mistrzów. Dzięki KSW miałem okazję mierzyć się z ludźmi, którzy kiedyś tam walczyli, a ja ich pokonywałem. Wiedziałem, że muszę robić wszystko, by w tej Lidze Mistrzów się znaleźć" - mówił Jan Błachowicz w 2014 roku ogłaszając w dokumencie "Operacja Big John" jedną z najważniejszych informacji w jego życiu. To porównanie z dobrze znaną piłkarskim kibicom Champions League było symboliczne, choć trafne. Można święcić triumfy na krajowym podwórku, wygrywać rodzimą Ekstraklasę (choć mistrzostwo Błachowicza w KSW lepiej chyba przyrównać do triumfu w Bundeslidze czy Primera Division), ale wszystko to ma sens, gdy potem można zrobić krok do przodu i pokazać się światowej widowni.

Przystąpić do rozgrywek największych, najbardziej prestiżowych i skupiających największe światowe gwiazdy. Do organizacji, która najlepszym sportowcom zapewnia też największe pieniądze, choć o nie jest o nie łatwo. UFC to dla biało-czerwonych długo były rozgrywki elitarne i niespecjalne dostępne. Siedem lat temu, gdy plany Błachowicza o walkach dla federacji Dana White’a zaczęły się konkretyzować, UFC zdążyło poznać właściwie tylko jednego Polaka – Tomasza Drwala, bo krótką przygodę Macieja Jewtuszko i jego jedną walkę tam można odnotować raczej w statystykach.

Walczący w UFC Petter Sobota czy Krzysztof Soszyński wychodzili do oktagonów, reprezentując kraje, w których mieszkali (odpowiednio Niemcy i Kanada). UFC było wtedy dla polskich fanów MMA właśnie trochę jak piłkarska Liga Mistrzów. Oklaskiwaliśmy w niej innych, zastanawiając się, kiedy przytrafi się nam tam jakiś narodowy bohater.

Zobacz wideo Mike Tyson vs Roy Jones Jr. "Ludzie chcą Tysona. Nieważne, ile ma lat"

Pas UFC jak triumf w Lidze Mistrzów

Chociaż m.in. z powodu ekspansji UFC na nowe rynki, Polaków w tej organizacji szybko zaczęło przybywać, bo tuż przed Błachowiczem swoje kontrakty w Ameryce podpisali też Daniel Omielańczuk, Piotr Halmann, czy Krzysztof Jotko, to emocje związane z męskim MMA były do tej pory w oktagonowej Lidze Mistrzów symboliczne.

Dotąd przez UFC przewinęło się ponad 20 naszych zawodników. Część była tam chwilę, walcząc na kartach wstępnych gal czy w ich preeliminacjach. Innych już w organizacji White’a nie ma. Zaszczyt walki o pas miały jednak tylko jednostki. Wśród kobiet fighterską Ligę Mistrzów wygrała Joanna Jędrzejczyk (potem pięciokrotna obrończyni tytułu) o tytuł walczyła też Karolina Kowalkiewicz.

U panów mistrzowskich emocji do tej pory nie było. Pierwszym polskim posiadaczem pasa stał się właśnie Błachowicz. Sukces olbrzymi. To trochę tak jakby Marcin Gortat wygrał finał NBA (był wicemistrzem ligi), a szukając bliżej, to sukces analogiczny do wygrania Champions League przez Roberta Lewandowskiego. Po ostatnim triumfie w tych rozgrywkach Jerzego Dudka, kolejny przyjemny moment spotkał Polaka dopiero po 15 latach. Wzruszony Lewandowski na jedną noc trofeum zabrał do hotelowego łóżka. Nie mniej szczęśliwy zawodnik MMA ważący niemal 5 kilogramów pas mistrza UFC, może zabrać do domu. Cieszyć się nim ma zamiar dłużej niż jedną noc.

- Pasa nie ściągnę przez miesiąc - komentował w rozmowie z Polsatem Sport.

Liga milionów

Co ten pas mu daje? Na chwilę obecną to spełnienie marzeń, prestiż i zapisanie się w historii MMA. Za chwilę będzie oznaczał zapewne zwiększenie obowiązków medialnych, częstsze spotkania z dziennikarzami i ekspozycje, na jaką "Cieszyńskiego Księcia" wystawi UFC. To zainteresowanie może przełożyć się na nowe i wyższe kontrakty reklamowe, również te podpisywane za granicą. Szczęśliwie dla Polaka walka o pas z Dominickiem Reyesem odbyła się w Abu Zabi, gdzie zawodnicy nie muszą płacić podatków. W Ameryce z wypłaty ściągnięto by 30 procent, w Australii połowę gaży. Gaży, która patrząc w szerzej perspektywie, do tej pory dla Błachowicza szczytem marzeń nie była.

Dla przykładu jeszcze rok temu Polak za walkę zgarniał około 45 tys. dolarów (kwota podstawowa). By zobrazować sytuację - była to najniższa gwarantowaną wypłatą wśród wszystkich zawodników gali UFC 239 z karty głównej. Rywal, którego wtedy pokonał nasz zawodnik Luke Rockhold za samo wyjście do klatki inkasował 200 tys. dolarów. Błachowicz w grupie finansowych krezusów, do wypłaty szedł zatem jako ostatni. Gdyby nie dodatki za zwycięstwa i bonusy za występy wieczoru, wpływy czołowego zawodnika kategorii półciężkiej w zestawieniu z jego kolegami wyglądałyby skromnie.

Od tego roku Błachowicz walczy już na nowym kontrakcie w UFC. Być może nawet dwa razy korzystniejszym niż ostatni. Portal Sportekz.com donosi, że za walkę w Abu Zabi Polak miał gwarantowane 110 tys. dolarów. Drugie tyle dawało mu zwycięstwo, a że nastąpiło ono w dobrym stylu Błachowicz znów zgarnął bonus, tym razem za nokaut wieczoru. To dodatkowe 50 tys. dolarów. Do jego wpływów z bitwy z Reyesem trzeba dodać jeszcze 10 tys. dolarów za promocje gali i spotkania medialne. Cała suma 280 tys. dolarów nie zawiera jeszcze procent wpływów ze sprzedaży PPV, które zawodnik zapewne ma zapisane w swoim nowym kontrakcie. To sprawia, że po wygraniu pasa UFC, Błachowicz powinien być bogatszy o ponad milion złotych.

Dorwać legendę

Oprócz tego, że pas mistrza przeniesie Błachowicza do innej finansowej ligi, to może pomóc mu w spełnieniu pozostałych sportowych marzeń. Jeśli futbol ma Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego, którzy Ligę Mistrzów wygrywali odpowiednio 4 i 5 razy, to MMA i UFC ma Jona Jonesa. Zawodnika, który niegdyś został najmłodszym mistrzem w historii UFC (23 lata), a mistrzowskiego pasa w dywizji półciężkiej bronił ośmiokrotnie. Był niepokonany przez 4 lata. Ostatnio wrócił na szczyt. Choć nie wygrywa już z taką łatwością jak kiedyś, a wokół jego osoby więcej było kontrowersji związanych choćby z dopingiem czy uciekaniem z miejsca wypadku, to jednak Polak zawsze chciał i dalej chce zmierzyć się z Amerykaninem. W zawodowym CV Jones, to jednak dalej Jones i Błachowicz tego nie kryje.

- W głowie mam teraz tylko jedno. Jones gdzie jesteś? - mówił Błachowicz przed kamerami telewizyjnymi tuż po wygranej z Reyesem. - Czekam na ciebie - dodał tak by słyszały to setki tysięcy widzów UFC na świecie i zapewne sam zainteresowany.

O tę walkę i kolejne marzenie Błachowicza może jednak nie być łatwo, bo Jones po zwakowaniu pasa kat. półciężkiej przeniósł się do wagi ciężkiej, a przynajmniej ogłosił, że chce w niej walczyć. Jak będzie trudno przewidzieć.

Po wygranej Błachowicza Jones wrzucił w swoim stylu na Twitterze: "Hej czy bylibyście wkurzeni, gdyby wrócił i zabrał swój mistrzowski tytuł?". Idź być nudnym gdzie indziej - odpowiedział mu dość szybko Błachowicz, poirytowany tonem tej narracji i pewności siebie.

Być może mały wstęp do takiej walki właśnie się rozegrał. Być może Błachowicz, który szedł do UFC z zamiarem bycia najlepszym, po tym jak najlepszy się stał, będzie mógł w nagrodę zmierzyć się z tym, z którym walki pragnął od lat. Tylko że do tej pory taka konfrontacja oznaczała szansę na mistrzostwo i konieczność odebrania tytułu legendzie UFC. Teraz to ta legenda musi ustawić się po pas do polskiego mistrza i uważać, by przy próbie jego odbioru nie upaść na deski, tak jak upadali ostatnio Reyes, Corey Anderson czy Luke Rockhold.

Więcej o:
Copyright © Agora SA