Joanna Jędrzejczyk była o krok od odzyskania pasa UFC wagi słomkowej. Minimalnie przegrała jednak z Weili Zhang na UFC 248. Media na świecie i eksperci określili tę walkę jako najlepszą w dziejach kobiecego MMA. Jednak panie morderczy pojedynek przypłaciły zdrowiem. Zabrano je do szpitala. Na czole Polki pojawił się ogromny krwiak.
Jędrzejczyk w rozmowie z Polsatem Sport opowiedziała o pojedynku. - Nie oglądałam jeszcze walki, na razie odpoczywam. Moi trenerzy już widzieli, dzwonił do mnie Mike Brown. Mój team to wspaniali i oddani ludzie. Ja póki co nie będę oglądać. Jestem dumna z przygotowań, bo wiem, że dałam z siebie wszystko. Fizycznie, psychicznie i jeśli o wagę zrobiłam, co się da. Widać było to podczas ważenia i na treningach medialnych. Oczywiście moja dusza sportowca cierpi, ale jestem dumna - podkreśliła Polka.
- Weili pokazała się z bardzo dobrej, innej strony. Była mądrzejsza, spokojniejsza. Klincz, którym niszczyła swoje rywalki, udało mi się zneutralizować. Nie miała w nim zbyt wiele do powiedzenia. Mogłam pokusić się o sprowadzenia, ale nie chciałam ryzykować, bo ona dość dynamicznie idzie po poddania - oceniła rywalkę Jędrzejczyk.
- Walka była bardzo wyrównana, ale nie miałam wątpliwości po werdykcie. Na razie nie chcę myśleć o rewanżu. Chcę odpocząć. To był trudny okres. Wyjazdy do USA mnie bardzo dużo kosztują. Rozstania z bliskimi, dziesięć tygodni diety itd. Na razie nie myślę o kolejnej walce. Dużo ludzi nie wie, ile to kosztuje. Nawet teraz mam łzy w oczach, bo to ogrom pracy - dodała polska zawodniczka.
Joanna Jędrzejczyk opuściła już szpital, do którego trafiła po walce na UFC 248 z Chinką Weili Zhang. Według dziennikarza ESPN Ariela Helwaniego lekarze przekazali, że Polka nie odniosła żadnych poważnych urazów.