Maciej Kawulski: Nie. To piękna historia o członkach mafii, ale cała opowieść gangsterska jest tylko tłem. Wyreżyserowałem film o ludziach i silnych emocjach, które nimi kierują w życiowych sytuacjach. No i okazało się, że nie tylko mnie urzekła ta historia. Już grubo ponad milion widzów było w kinach.
Gdybym zrobił te filmy w odwrotnej kolejności, toby w ogóle się nie różniły od tego, jakie są teraz. To są po prostu dwa zupełnie inne filmy. "Jak zostałem gangsterem" jest głębokim filmem o miłości i przyjaźni ludzi postawionych w konfliktowej sytuacji przed bardzo trudnymi wyborami. Z kolei "Underdog" to prosta, przyjemna opowieść o prawdzie i bólu zawartej w świecie sportów walki. Na przykład w Stanach Zjednoczonych kino gatunkowe - typu "Underdog" - jest robione jako kino kategorii B. Dlatego czuję dumę, że udało nam się uzyskać wiarygodny obraz, wręcz wielkoszlemowy.
Natomiast kino gangsterskie z założenia jest kinem zasięgowym. To tematyka, która żywo interesuje ludzi, wzbudza wielkie emocje. I akurat łatwo tam wprowadzić drugie dno. Najsilniejszą stroną tego filmu jest historia napisana lekką kreską: czasami komediową, czasem wzruszającą, niekiedy dramatyczną. Nie ma tam zbyt wiele niepotrzebnej agresji, co akurat w tego typu filmach nie jest normą. Okej, musiało być trochę agresji na ekranie, bo to w końcu historia gangsterów, ale staraliśmy się przeprowadzić widza przez ten film w lekki sposób. By wychodził z kina z uśmiechem, radością, ale i refleksją.
To kolejny kluczowy element, bo ostatecznie film opowiadają aktorzy. I nie ukrywam, że to mocna strona tej produkcji. My postawiliśmy na młodą, świeżą krew. Ponad to Marcin Kowalczyk, Tomasz Włosok, Natalia Szroeder czy Natalia Siwiec po prostu idealnie odzwierciedlali prawdziwe postacie.
Historia do mnie trafiła, gdy już była napisana przez Krzysztofa Gurecznego. Dodałem do niej tylko swój pomysł na jej realizację na ekranie. Natomiast miałem przyjemność poznać bohatera, który był pierwowzorem. Oglądałem także taśmy, na których widziałem innych, często już nieżyjących bohaterów, jak żyli, jak się bawili, dlatego z łatwością mogłem budować postaci. I właśnie z tego powodu nie chcieliśmy przerysować tego filmu jak w pozostałych gangsterskich opowieściach, które są traktowane niemal jako dokumentalne. W tych "prawdziwych filmach o mafii" gangsterzy mają blizny, tatuaże i są wielkimi schabami z siłowni. W rzeczywistości wcale tak nie jest. Bycie gangsterem jest w głowie, a nie w mięśniach. Prawdziwi mafiozi często niepozornie wyglądają.
Polski widz jest nieprzyzwyczajony do kina opartego na tak zwanym voice-overze, czyli dodatkowym głosie lektora. W polskim kinie prawie w ogóle nie ma tego typu narracji, bo mało kto potrafi się tym umiejętnie posługiwać. Jednak otrzymałem wiele głosów, że taki narrator akurat im się bardzo podobał. A co do długości, to uważam, że aby dobrze przedstawić bohaterów, musiał tyle trwać. Jeśli dla kogoś 130 minut to za dużo, to przepraszam, ale przypominam, że są filmy, które trwają trzy godziny. Poza tym spotykam się głównie z opiniami, że jest za krótki. Wielu ludzi była na nim w kinie po dwa, trzy razy!
Na razie kontempluję sobie "Jak zostałem gangsterem" i słucham opinii widzów, bo to do nich będę kierował kolejne produkcje. Nie chciałbym przeoczyć ich wniosków, od razu zabierając się za nowy projekt. Uważam, że moment kontemplacji filmu jest równie ważny, co moment tworzenia. A w perspektywie tworzenia kolejnych filmów może nawet ważniejszy.
"Underdog II" powstanie, ale wciąż zastanawiamy się kiedy. Może wcześniej powstanie coś innego? Spokojnie, pomysłów mi akurat nie brakuje.
Staram się trzymać z dala od ekspertów i liderów tak zwanego środowiska filmowego. I nie bardzo słuchać ich głosów i rad. Słucham głównie widzów, bo to dla nich tworzę filmy.
MMA jest w Polsce zjawiskiem, które jest już wykreowane i stoi na bardzo solidnych fundamentach. KSW wymaga teraz w dużo większym stopniu codziennej, rzetelnej pracy, niż kreacji. Czyli jest dokładnie na odwrót, niż było to na początku, jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu. Ja jestem człowiekiem, który najlepiej sprawdza się w kreowaniu i tworzeniu. A że w KSW mam kapitalny zespół ludzi od pracy codziennej, to mogę sobie dzisiaj pozwolić, by w tej samej proporcji poświęcać czas na filmy i KSW.
MMA nadal jest moją pasją, ale kreowanie rzeczywistości filmowej to dla mnie coś nowego, pociągającego. A to trochę jak z kobietami. Zawsze nowa kobieta kręci bardziej.
Wszystko jest możliwe, natomiast w pełni nigdy nie zostawię MMA, bo wciąż się tym jaram i najprawdopodobniej już całe życie będę. Natomiast jeśli chodzi o kwestie biznesowe, to nie ukrywamy tego, że KSW rozwija się na rynku międzynarodowym, zaczynamy się świetnie sprzedawać w Anglii i na Bałkanach, niedługo podbijemy kolejne rynki. To wiąże się z tym, że szukamy inwestorów, którzy będą nam pomagali. Ale jak to dokładnie się rozwiąże z naszymi partnerami, to się dopiero okaże. Na nic się nie zamykamy.
Nie porwała mnie, choć widziałem tylko fragmenty. Produkcja imprezy i odpowiednie sterowanie emocjami to duża umiejętność. Wypracowanie odpowiedniego know-how zajmuje lata. Nikt z zewnątrz nie może nagle się pojawić na rynku sportów walki i od razu mieć świetny, gotowy produkt. Walki na gołe pięści mają olbrzymi potencjał, ale myślę, że największym problemem Wotore były zasady pojedynków. Dwukrotne wypychanie rywala z areny, które skutkowało wygraną, było moim zdaniem słabe. Poza tym uważam, że pojedynki powinny odbywać się w podobnej formie co na Bare Knuckle Fighting Championship, czyli jako boks na gołe pięści. Walka w parterze jest zbędna, w końcu tam brak rękawic nie ma prawie żadnego znaczenia.
Uważam, że jest miejsce na rynku na tego typu gale. Przyglądam się temu bardzo uważnie.
Warto dodać, że nie był to klasyczny freak fight, bo obaj zawodnicy stoczyli wcześniej kilka walk. KSW robi wszystko, by promować MMA. Gdy argumenty sportowe nie wystarczają, aby sprzedać galę, to szukamy różnych sposobów promocji, między innymi właśnie freak fightów. Ale jeśli np. na gali walczy Mamed Chalidow, to nie potrzeba nam bijących się celebrytów. Ale nie zamykamy się na nic. Niedługo dojdzie do wymiany pokoleniowej naszych gwiazd. Wówczas wschodzące talenty prawdopodobnie będą potrzebowały lekkiego wsparcia z zewnątrz.
Musisz o to spytać Gamera. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo go szanuję i uważam, że jest topowym zawodnikiem w Europie. Liczę, że będzie się wciąż dla nas bił.
Ale Salahdin też jest kotem, więc ich bezpośrednie stracie byłoby czymś fascynującym. Jeśli jednak Mateusz chce takiej walki, to uważam, że powinien walczyć w kategorii do 66 kg, czyli naturalnej dla Francuza. Mateusz walczy w obu kategoriach [do 66 i 70 kg]... Francuz tylko w piórkowej.
Tak. Mam taką nadzieję. I liczę, że jego nazwisko przyciągnie do KSW fanów boksu, którzy wciąż podchodzą do walk w klatkach nieco sceptycznie.
Nigdy nie mówię "nigdy".