W muzeum hutnictwa na Śląsku, gdzie odbyła się sobotnia gala Wotore, Marka Samociuka miało w ogóle nie być. Zaproszenie od organizatorów otrzymał dopiero kilka dni temu, ponieważ inny zawodnik - Dens Załęcki, został aresztowany przez policję.
Do tej pory w Polsce nie było żadnego oficjalnego turnieju walk na gołe pięści. Regulamin pojedynków wykluczał tylko kopnięcia na głowę przeciwnika znajdującego się w pozycji parterowej, dźwignie na małe stawy, czy wszelkie ataki w krtań i tchawicę. Można za to było w stójce uderzać głową, co jest zapożyczone z boksu birmańskiego. W odróżnieniu od MMA i boksu, zawodnicy nie walczyli ani w klatce, ani w ringu otoczonym liniami. Arena zmagań [9 na 9 metrów] nie miała zabezpieczeń, a dwukrotne wypchnięcie rywala za matę dawało zwycięstwo, ale przy okazji zabierało emocje. Zabrakło więc krwawych walk rodem z Bare Knuckle Fighting Championship, trzystu gości (galę można też było oglądać w systemie PPV) oglądało więcej zapasów i prób wypchnięcia rywala. To właśnie dość niefortunny przepis o wypychaniu zapewnił dwa pierwsze triumfy Samociukowi. Reprezentant MMA - jego zawodowy rekord to (1-1) - pokonał w finale Szymona Szynkiewicza. To była najdłuższa (trwała ponad sześć minut) i chyba najciekawsza walka turnieju. Pewnie dlatego, że organizatorzy przed finałem zrezygnowali z punktowania za wypchnięcie z areny.
Samociuk zgarnął 50 tysięcy złotych, reszta odeszła z pustymi rękami. - Przegrani? Zyskają szacunek kibiców. Trzeba mieć jaja, żeby trafić do naszej organizacji, więc nikogo nie nazwałbym "przegranym" - mówił Michał Waleszczyński z Wotore.
W turnieju startowało ośmiu zawodników, wywodzili się z różnych dyscyplin (z boksu, K1, BJJ, muay thai, MMA, Combat 56 czy karate), ale żaden nie miał większego zawodowego doświadczenia. Pewnie dlatego skusili się bić się w tak, teoretycznie, krwawej formule. Dla porównania: gale KSW czy federacji freakowych (jak Fame MMA i Free Fight Federation) kilkukrotnie lepiej opłacają swoje gwiazdy.
- Jestem przeciwny tym walkom ze względów zdrowotnych. Nie chodzi mi nawet o pękniętą żuchwę czy złamaną szczękę. Największym zagrożeniem są pogruchotane dłonie. To rodzaj kontuzji, który po kilku latach może dać o sobie znać. I to wcale nie w ringu, a w życiu codziennym. Dlatego jak ktoś decyduje się na udział, to przeliczając w głowie pieniądze, powinien zawsze pamiętać o zdrowiu - apelował niedawno Paweł Kowalik, czołowy polski agent MMA.
Ale sobotnia gala z drobnymi wyjątkami nie przysporzyła zbyt krwawych starć i wielu poważnych kontuzji. Jednak jeśli w przyszłości organizatorzy już definitywnie zrezygnują z punktacji za wypychanie rywala zza matę, to emocji powinno być znacznie więcej.
Wotore planuje już kolejne gale. - Chcemy stworzyć pierwotny, pradawny, wręcz rytualny klimat. Naszą inspiracją mógłbym raczej nazwać np. film "Krwawy Sport", gdzie Jean-Claude Van Damme efektownie rozprawiał się z rywalami – twierdził Waleszczyński. Następna impreza ma się odbyć w jaskini lub w zakładzie karnym.
Ale nie tylko Wotore będzie chciało zarabiać na Polakach, którzy w ostatni latach bardzo pokochali sporty walki. Kilka tygodni temu Maciej Kawulski, współwłaściciel KSW, oświadczył, że poważnie rozważa organizacje walk na gołe pięści. A o debiucie w takiej formule mówili już: Marcin Różalski czy Grzegorz Szulakowski, czyli były i obecny zawodnik KSW.
Ćwierćfinały:
Półfinały:
Finał:
Extra Fight: