Najbardziej krwawe walki debiutują w Polsce! "Chcemy stworzyć pradawny, rytualny klimat"

W Stanach Zjednoczonych na popularności zyskuje federacja Bare Knuckle Fighting Championship, która organizuje walki na gołe pięści. Już w sobotę odbędzie się pierwsza taka gala w Polsce. Organizatorem brutalnej imprezy jest nowopowstała i tajemnicza federacja Wotore. - Zawodnicy wiedzą, na co się piszą. Mogę zapewnić, że są ubezpieczeni, a na miejscu będzie profesjonalna opieka medyczna. Nikt nikogo nie zmusza, żeby się u nas bił. A jeśli zawodnicy sami chcą startować, to czemu ktoś ma im tego zabronić? - uspokaja Michał Waleszczyński z Wotore.

W 1899 roku Stany Zjednoczone zdelegalizowały walki na gołe pięści. Aby znowu w pełni legalnie obejrzeć taką walkę trzeba było czekać aż 119 lat. W 2018 roku stan Wyoming dał zielone światło. Sytuację wykorzystał David Feldman, były amerykański pięściarz, który założył organizację Bare Knuckle Fighting Championship i zorganizował pierwszą galę. Znalezienie odpowiedniego miejsca nie było łatwe, gdyż zanim komisja sportowa Wyoming zaakceptowała takie pojedynki, to aż 28 stanów odmówiło federacji BKFC organizacji gali. Walki na gołe pięści wzbudzają wiele kontrowersji. Pojawia się pytanie: czy to wciąż można traktować jako sport? Okazuje się, że nie tylko Stany Zjednoczone będą organizowały takie starcia. Już w sobotę w Polsce zadebiutuje tajemnicza organizacja Wotore. Z tej okazji porozmawialiśmy z organizatorami tej gali.

Po niedawnej gali Bare Knuckle Fighting Championship Artem Lobov miał założonych 30 szwów na głowie, a Jason Knight stracił cztery zęby. Jak będzie w Polsce?

Antoni Partum: Kiedy powstał pomysł na organizacji gali? Czy inspiracją była federacja BKFC? 

Michał Waleszczyński, organizator gali Wotore: Inspiracją mógłbym raczej nazwać np. film "Krwawy Sport", gdzie Jean-Claude Van Damme efektownie rozprawiał się z rywalami. Od kilku lat uważnie obserwujemy rynek sportów walki. Pół roku temu uznaliśmy, że to odpowiedni moment, aby zaproponować kibicom coś nowego. Nie chcieliśmy jednak iść z nurtem, czyli organizować gal, gdzie walczą celebryci. Turniej na gołe pięści jest czymś nowym w Polsce, a z drugiej strony, to powrót do korzeni.  

Jakie obowiązują zasady w Wotore? 

- Regulamin wyklucza tylko kopnięcia na głowę przeciwnika znajdującego się w pozycji parterowej, dźwignie na małe stawy, czy wszelkie ataki w krtań i tchawicę. Nowością za to będą uderzenia głową, zapożyczone z boksu birmańskiego. Jednak tej techniki można użyć tylko w stójce. No i co najważniejsze: zawodnicy walczą bez rękawic. 

A co z areną walk? 

- Walki nie będą odbywać się w klatce, tak jak w MMA. Zawodnicy będą rywalizowali na arenie bez żadnych lin, by móc wypchnąć rywala poza matę. Kibicom na pewno spodoba się miejsce, gdzie organizujemy imprezę. Pierwszy turniej odbędzie się w bardzo klimatycznym muzeum hutnictwa na Śląsku, które zbudowano na początku XX wieku. W przyszłości będziemy też organizować gale w opuszczonych zakładach karnych, fabrykach czy nawet jaskiniach. Ale na razie nie wybiegamy zbyt daleko w przyszłość. 

W jaki sposób można wygrać walkę? 

- Pojedynki nie mają żadnego ograniczenia czasowego. Walki kończą się, gdy zawodnik się podda, albo gdy kontuzja uniemożliwi mu kontynuowanie walki. Wygrać można także przez dwukrotne wypchnięcie rywala poza matę. Arena ma wymiary dziewięć na dziewięć metrów. Nasza arena robi wrażenie. Chcemy stworzyć pierwotny, pradawny, wręcz rytualny klimat. 

Po walkach na gali BKFC zawodnicy mają złamane nosy, szczęki i żuchwy. Często trzeba też szyć głowę. Nie obawiacie się, że zawodnik wygra walkę, ale w skutek przyjętych ciosów nie będzie w stanie rywalizować w kolejnym pojedynku? Tym bardziej, że wasi zawodnicy są raczej anonimowi.  

- Otrzymaliśmy ponad 500 zgłoszeń i przeprowadziliśmy bardzo staranną selekcję zawodników. Są tu ludzie wywodzący się z boksu, K1, BJJ, muay thai, MMA, Combat 56 czy karate. Jest nawet były żołnierz Legii Cudzoziemskiej. Wybraliśmy samych kozaków, więc proszę nie obawiać. 

Ile osób zasiądzie na trybunach? 

- Około trzystu. Galę będzie można obejrzeć także wykupując nasze PPV za 19,99 PLN. Jeśli ktoś nie jest jeszcze przekonany, to zapraszamy na naszego Youtube’a, gdzie pierwsze dwie walki będą dostępne za darmo. Studio poprowadzi Karolina Owczarz. 

Jakie jeszcze osobistości ze świata sportów walki są związane z Wotore? 

- Wspierają nas m.in: Przemysław Saleta i Artur "Kornik" Sowiński z KSW. 

Ile planujecie gal w 2020 roku? 

- Mamy bardzo ambitne plany, ale nie chcę zapeszać. Do tematu wrócimy po 18 stycznia.  

Organizujecie w sobotę galę, kiedy odbędzie się także impreza FEN 27. Rynek też się robi ciasny, bo oprócz hegemona - KSW, pojawiły się organizacje dla freaków. Duża konkurencja to wada czy zaleta? 

- Nie traktujemy organizacji MMA jako konkurencji, bo to de facto inna dyscyplina. Poza tym nasze gale są rozgrywane w formule turniejowej, w którym startuje ośmiu zawodników. Nie będzie też podziału na kategorie wagowe. Zwycięzca stoczy trzy walki jednego dnia [ćwierćfinał, półfinał i finał] i zgarnie 50 tysięcy złotych. 

A przegrani? 

- Reszta obejdzie się smakiem, ale zyska szacunek kibiców. Trzeba mieć jaja, żeby trafić do naszej organizacji, więc nikogo nie nazwałbym "przegranym". 

Wracają do tematu freaków, to różnimy się od FAME MMA czy Free Fight Federation. Chcemy promować prawdziwą postawę sportową, a nie trash-talk i sztuczne konflikty. U nas na konferencji prasowej nie usłyszych bluzgów i wyzywania matek rywali. Dla mnie to upadek wartości i plucie w twarz prawdziwym sportowcom

Nie usłyszymy, bo do tej pory nie odbyła się żadna konferencja. Dlaczego? 

- Myślę, że najlepszą promocją będzie po prostu nasza gala. Jednak przed kolejną imprezą będziemy bardziej promować bohaterów gali: robić z nimi wywiady i organizować konferencje prasowe. Na razie nasz projekt jest owiany nieco tajemniczym klimatem. Teraz chcemy przede wszystkim dać dobre show. 

Kilka tygodni temu Maciej Kawulski, współwłaściciel KSW, oświadczył, że poważnie rozważa organizacje walk na gołe pięści. Boicie się tego? 

- Uczciwa konkurencja jest dobra, bo motywuje do ciężkiej pracy. Choć przypuszczam, że po sukcesie naszej gali pojawią się nowe organizacje walk na gołe pięści.  

- Jestem przeciwny tym walkom ze względów zdrowotnych. Nie chodzi mi nawet o pękniętą żuchwę czy złamaną szczękę. Największym zagrożeniem są pogruchotane dłonie. To rodzaj kontuzji, który po kilku latach może dać o sobie znać. I to wcale nie w ringu, a w życiu codziennym. Dlatego jak ktoś decyduje się na udział, to przeliczając w głowie pieniądze, powinien zawsze pamiętać o zdrowiu - mówi Paweł Kowalik, czołowy polski agent MMA. Jak to skomentujesz? 

- Zawodnicy wiedzą, na co się piszą. Mogę zapewnić, że są ubezpieczeni, a na miejscu będzie profesjonalna opieka medyczna. Nikt nikogo nie zmusza, żeby się u nas bił. A jeśli zawodnicy sami chcą startować, to czemu ktoś ma im tego zabronić? 

Marcin Różalski wielokrotnie powtarzał, że spróbowałby walki w takiej formule. Negocjowaliście z nim? 

- Rozmawialiśmy, ale na razie jesteśmy zbyt młodą organizacją, by móc go zakontraktować. Ale spokojnie, powtarzam słowo "jeszcze". 

Mieliście kłopot z pozyskaniem sponsorów? 

- Spójrz w którą stronę idzie świat. Ludzi przyciąga to co hardkorowe. A jak coś przyciąga ludzi, to automatycznie przykuwa uwagę sponsorów. Także chętnych do współpracy nie brakuje. Tak samo będzie z kibicami. Jestem pewien, że nigdy wcześniej takiej gali nie widzieli! 

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.