Pudzianowski wszedł na chwilę do MMA, a został 10 lat. Zasłużył na status legendy?

Mariusz Pudzianowski przyciągnął kibiców na trybuny i przed telewizory. Na początku postrzegany był jako freak, ale to się z czasem zmieniło. Walczył z mocnymi i mocno rozrywkowymi przeciwnikami. Dzisiaj jest już jedną nogą pod drugiej stronie rzeki, ale wciąż chce się bić.

- To wszystko trwało kilkadziesiąt sekund. Narodziła się nowa, wielka gwiazda wszechstylowej walki wręcz. Najsilniejszy człowiek świata kopał jak koń. Kto następny? Nastula? - krzyczał do mikrofonu Andrzej Janisz, który komentował walkę Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem. Był rok 2009, Torwar, Pudzianowski właśnie zadebiutował w KSW. Potrzebował 43 sekund, żeby rozbić rywala, zawodowego pięściarza. Sam był strongmanem, który chciał się sprawdzić w MMA.

Zobacz wideo

Zakorkowali Warszawę

- Miała to być jedno lub dwurazowa przygoda, a trwa już tyle lat. Rzuciłem hasło: może sprawdziłbym się w MMA. Tym hasłem obudziłem wszystkich organizatorów w Polsce. Odezwali się i jedni, i drudzy - wspominał po latach Pudzianowski. Rozmowy z federacją KSW nie były łatwe. Maciej Kawulski mówił, że na pierwszym spotkaniu panowie odbili się od siebie. Chodziło o pieniądze, KSW nie było stać na Pudzianowskiego. Martin Lewandowski: Kasa, którą zaproponował Mariusz, to był cztery razy budżet całej gali.

Oddajemy głos Mariuszowi Pudzianowskiemu. - Do końca nie chciałem walczyć w KSW. Byłem wtedy w trakcie przygotowań do mistrzostw świata. Żeby KSW się nie zgodziło, rzuciłem pokaźną sumę w trakcie negocjacji. Nie wiem co zrobili, gdzie szukali pieniędzy, ale... je znaleźli. Zastanawiałem się więc nadal, jak się z tego wykręcić. Przy negocjacjach umowy zaproponowałem wygodne dla mnie warunki i znowu się zgodzili. (cytat za polsatsport.pl)

Po czasie właściciele KSW zdali sobie sprawę, że Pudzianowski był wart dużych pieniędzy, bo przyciągał ludzi na trybuny i przed telewizory. Jego debiut na kanałach Polsatu oglądało 6 milionów widzów! Z miesiąca na miesiąc “Pudzian” stawał się wizytówką KSW i MMA w Polsce. Kawulski: Pamiętam, że gdy byliśmy na Torwarze, dostałem telefon od osoby, która jechała na galę. “Ale korki zrobiliście w mieście” - usłyszałem. Mogliśmy być z siebie dumni, skoro zakorkowaliśmy Warszawę.

Pudzianowski walką z Najmanem rozbudził wyobraźnię kibiców. Wiele osób myślało, że były strongman będzie zmiatał z ringu wszystkich rywali. Tak się nie stało. Już w drugiej walce miał kłopoty, bo Yusuke Kawaguchi postawił mu twardy opór. Walka w Spodku trwała dwie rundy po pięć minut.

Pudzianowski wygrał, ale przechodził kondycyjne kryzysy, już nie było tak łatwo jak z Najmanem. Poczuł na swojej skórze, że MMA to nie przelewki. Lewandowski: Widać było, że przerosło go to wyzwanie. Zdecydowanie rzuciliśmy go na zbyt głęboką wodę. Pomyślałem sobie wtedy, że z tym gościem chyba długo nie powalczymy.

“Może to wrestling, a Pudzianowski jest maskotką”

Obawy współwłaściciela KSW okazały się niepotrzebne. Pudzianowski przetrwał w MMA już dziesięć lat. Stoczył 20 pojedynków, 12 wygrał, 7 przegrał, jedna walka, z Jamesem Thompsonem, została uznana za nieodbytą.

Po tym pojedynku wybuchła afera. Rywal Pudzianowskiego wyrwał mikrofon dziennikarzowi

Polsatu i zaczął krzyczeć o “pierd... żarcie”. Nie mógł się pogodzić z porażką. Wściekłość Thompsona była uzasadniona, bo nie przegrał walki. Na kartach punktowych był błąd. Jeden z sędziów pomylił się z punktacją. Powinna być dogrywka, ale sędziowie dali wygraną Polakowi.

Później federacja KSW zmieniła werdykt na “no contest”, ale niesmak pozostał. Ucierpiał wizerunek zawodnika i federacji. Kawulski: Wtedy zachwiała się machina, bo ludzie zaczęli się zastanawiać: a może KSW to jest wrestling i oni układają te walki. Robią sobie z nas jaja, a Pudzianowski jest maskotką. Po kilku tygodniach kurz opadł i wszystko wróciło do normy.

Oblewał najtrudniejsze testy

Pudzianowski walczył z mocnymi, ale też z mocno rozrywkowymi rywalami. Na początku przygody z MMA postrzegany był jako freak. Taki też status miały jego pojedynki z cudakami typu Eric Esch czy Bob Sapp. W tych walkach było więcej komedii niż sportu. W pewnym momencie Pudzianowski stał się jednak pełnoprawnym zawodnikiem MMA. Sam nie chce wskazać momentu, w którym to nastąpiło. - Niech inni to ocenią, ja robię swoje - ucinał temat.

Pudzianowski ma na koncie kilka zwycięstw z wymagającymi przeciwnikami, ale najtrudniejsze testy oblewał. Przegrywał między innymi z Peterem Grahamem, Marcinem Różalskim, Karolem Bedorfem i Szymonem Kołeckim. W konfrontacji z Bedorfem był bezradny, zwłaszcza w parterze i przegrał przez poddanie. To był nieoficjalny eliminator do walki z Philem De Friesem o mistrzowski pas. Później Bedorf został obnażony przez De Friesa i Damiana Grabowskiego. Ta układanka pokazuje miejsce w szeregu zajmowane dzisiaj przez Pudzianowskiego.

W sobotę będzie się bił z Erko Junem w Zagrzebiu. Bośniak jest freakiem (model i trener personalny), choć można go już nazwać królem freaków, bo wygrał trzy walki z tej serii. Innych starć w MMA nie miał. - Mariusz jest legendą. Pamiętam, kiedy zaczynał przygodę z MMA. To było wielkie wydarzenie na całym świecie. Wpasował się w to środowisko i pokazał, że może walczyć - mówił Erko Jun w zapowiedzi walki. - Teraz nastał mój czas. Pudzianowski to wielkie nazwisko w Polsce i na świecie. Zaszczytem dla mnie jest, że mogę z nim wejść do klatki - dodał Bośniak.

Miejsce w Hall of Fame KSW

Pudzianowski jest po dwóch porażkach z rzędu, więc dostał łatwiejszego rywala. Podobną historię już przerabiał. Gdy przegrał walki z Grahamem i Różalskim, kolejnym jego przeciwnikiem był Popek, którego “Pudzian” zbił bez problemu. On nigdy nie miał nic przeciwko takim pojedynkom. - Nie przejmowałem się opiniami, że toczyłem walki nazywane freakowymi. Takie walki są potrzebne. Dzięki temu więcej ludzi, fanów ogląda MMA. Koniunktura się napędza i o to chodzi.

Z kolejnym freakiem może mieć trudniej niż z Popkiem, bo nagryzł go już ząb czasu. Pewnie nie ma już takiej determinacji jak na początku kariery, ale pojedynek w Zagrzebiu nie będzie dla niego o być albo nie być. - Jaki wynik nie byłby, to i tak się jeszcze pobawię. Jestem spełnionym sportowcem. Teraz robię coś dla siebie po prostu i dla wypromowania tego sportu - mówił w rozmowie z Polsat Sport. Na pewno na nazwisku Pudzianowskiego może wypromować się Jun. Jeśli wygra, to już chyba nikt nie nazwie go freakiem.

- Jeśli przeciwnik będzie chciał się ze mną bić, proszę bardzo. Jeśli będzie się wolał szarpać w zapasach, to też zapraszam.Na każdą płaszczyznę jestem gotowy. Erko Jun wirtuozem techniki nie jest, ale trzeba się pilnować. Mam twardy łeb - mówił Pudzianowski podczas spotkania z mediami.

Trudno powiedzieć, ile jeszcze potrwa jego przygoda z MMA, ale na wielkie walki z jego udziałem nie ma sensu się nastawiać. On jest już jedną nogą po drugiej stronie rzeki. Na pewno na jego nazwisku można wypromować innych zawodników. Tak było w przypadku Szymona Kołeckiego, teraz swoją szansę dostał Erko Jun.

“Pudzian” miał ogromny wpływ na rozwój MMA w Polsce. - Zdarzyło się kilka razy, że zawodnicy, nie będę wymieniał nazwisk, podchodzili do mnie i mówili: dzięki tobie MMA poszło w górę i się wypromowało. Pojawili się sponsorzy, a dzięki temu my więcej zarabiamy i możemy się rozwijać - mówił Pudzianowski. Jeśli federacja KSW stworzy kiedyś swoje Hall of Fame, to dla Pudzianowskiego na pewno znajdzie się tam miejsce. Niezależnie od tego, ile jeszcze walk wygra.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.