UFC. Błachowicz krok od spełnienia marzeń i od mistrzowskiego pasa. Ostatnią przeszkodą Santos

Jego historia mogłaby być dobrym dokumentem, opisującym jak się nie zadowalać tym, co się ma i mimo niepowodzeń, dążyć do celu. Jan Błachowicz, który w KSW osiągnął wszystko, spełnia marzenia o podboju UFC. Mimo średniego początku, po 5 latach walk dla najlepszych, jest o krok od starcia o mistrzowski pas. Wieczorem w Pradze musi pokonać Thiago Santosa.
Zobacz wideo

W kategorii półciężkiej w KSW najlepszy był przez dwa lata. Po tym jak udanie zrewanżował się Rameau Sokoudjou i pokonał Gorana Reljicia stwierdził, że dobre pieniądze za walki, przyjemność z bycia mistrzem najlepszej polskiej federacji (a może i europejskiej) to za mało. Tym bardziej, że podczas swych występów nad Wisłą demonstrował wyższość nad przeciwnikami, którzy w CV mieli występy w PRIDE czy UFC. Jemu Liga Mistrzów MMA też od dawna chodziła po głowie.

Za pierwszą walkę na UFC dostał raczej skromne wynagrodzenie, ale Błachowicz nie szedł do organizacji Dany White'a, żeby poprawić stan konta, wygrało DNA sportowca - czyli chęć sprawdzenia się z największymi, najciekawszymi, najbardziej nieprzewidywalnymi zawodnikami, których walki oglądał po nocach, a nawet komentował dla jednej ze stacji. Lyoto Machida, Vitor Belfort, Cheal Sonnen, Mauricio Rua, Alexander Gustafsson czy Jon Jones to były postacie, które w oktagonie robiły wrażenie. Sprawiały też, że kategoria półciężka była mocnym wyzwaniem (choć niektórzy z nich walczyli też z średniej).

Trudne początki w Ligdze Mistrzów

Błachowicz do UFC wszedł z mocnym uderzeniem. Przy okazji uciszył szwedzką widownię w niespełna dwie minuty pokonując bohatera miejscowych - Ilira Latifiego.

Potem jednak różowo nie było. Polak przegrywał z wymagającym Jimim Manuwą, mocno wyrzeźbionym Corey'em Andersonem, a jego sytuacji w szerszej perspektywie nie zmienił nawet triumf nad starszym Igorem Pokrajacem.

W końcu Błachowicz dostał starcie z numer jeden europejskiej wagi półciężkiej. Z Gustafssonem jednak przegrał. Pojedynek zrobił na wszystkich bardzo dobre wrażenie. To było jendak marne pocieszenie. UFC rozlicza graczy przede wszystkim z porażek. Ponieważ zawodnik z Cieszyna w kolejnej walce nie dał rady mocnemu Patrickowi Cumminsowi, to z bilansem 2-4 i dwóch przegranych z rzędu do kolejnego pojedynku podchodził jak do walki o życie. Życie w Lidze Mistrzów. Smaku sprawie dodawał fakt, że Błachowicz po 4 latach wracał do Polski. UFC Fight Night 118 zaplanowano bowiem w Gdańsku. Dawkę emocji swoim kibicom były mistrz KSW dostarczył ogromną. W tym starciu nie wszystko szło zgodnie z planem, ale Polak pokonał Devina Clarka przez duszenie w drugiej rundzie i dostał bonus za poddanie wieczoru. To była przełomowa walka.

Kumulacja bonusów

W kolejnym roku walczył aż trzy razy i trzy razy wygrywał. W pokonanym polu znalazł się Jarred Cannonier, Jimi Manuwa - z którym rewanż był bardzo udany (walka wieczoru) - a ostatnio Nikita Kryłow, którego Big John udusił. Nota bene za te stracie nasz zawodnik też zgarnął bonus, co oznaczało, że w ciągu 12 miesięcy do podstawowej wypłaty za walki mógł doliczyć sobie 3x50 tys. dolarów, czyli ponad pół miliona złotych. Pieniądze do Błachowicza zatem i tak przyszły. Teraz nadeszła pora na innego rodzaju trofea.

Czas na pas

- Walcząc spełniam marzenia, robię to co lubię, poznaję zaje****ych ludzi, zwiedzam świat – mówił nam ostatnio Błachowicz. W sferze tych marzeń cały czas pozostaje zdobycie pasa UFC, ale sny o tytule mistrza nabierają realności. Błachowicz jest w czołowej czwórce rankingu wagi półciężkiej.

Pas należy obecnie do Jona Jonesa, gwiazdy, ulubieńca prezesa UFC i jak doda wielu – dopingowicza. Lista jego wykroczeń i śladów w organizmie po niedozwolonych substancjach jest długa. Ostatnio Jones czysty nie był w grudniu, gdy miał walczyć na UFC 232. Do walki jednak doszło. Przełożono ją jedynie z Las Vegas do Los Angeles, by nie było problemu z legalizacją zawodów przez lokalne władze. Amerykanin wygrał z Gustafssonem. Teraz 2 marca zmierzy się w z Anthonym Smithem. Dla Błachowicza najlepiej byłoby by Jones wygrał, bo w przypadku porażki chciałby zapewne rewanżu i odłożył w czasie możliwy pojedynek z Błachowiczem.

Przed Polakiem w rankingu półciężkiej jest jeszcze Daniel Cormier i Alexander Gustafsson, ale Cormier walczy obecnie w wyższej kategorii wagowej i jest mu tam dobrze, a Gustafsson dwie walki z Amerykaninem przegrał. Błachowicz jawi się zatem jako atrakcyjny rywal.

Oczywiście – i najważniejsze – Polak musi wygrać wieczorne starcie z Thiago Santosem na UFC Fight Night 145. Ponieważ walka na gali w Pradze jest starciem wieczoru, zakontraktowano ją na 5 rund. Błachowicz może poczuć w Czechach przedsmak swych marzeń i podobnie jak 2 lata temu w Gdańsku dokonać czegoś przełomowego. Na trybunach przecież też będzie biało-czerwono. Z jego rodzinnego Cieszyna do Pragi są dwa kroki. To mniej więcej dystans, który dzieli go od mistrzowskiego pasa, ale z drugiej strony, to wciąż dwa kroki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.