UFC 231. Jędrzejczyk przed walką o pas: Jeśli Szewczenko ma pseudonim pocisk, to ja jestem kuloodporna

W sobotnią noc Joanna Jędrzejczyk po raz 9. w UFC stoczy walkę o mistrzowski tytuł. Tym razem stawką będzie pas kategorii muszej, a rywalką zmora z przeszłości, Walentyna Szewczenko. - Zawzięłam się ze łzami w oczach, że te największe walki jeszcze będę wygrywać. To mnie budowało. Wyciągałam wnioski z porażek i miałam dobrą lekcję życia - wspomina. Teraz na pociski Szewczenko ma być kuloodporna.

Kacper Sosnowski: Lżej ci na duchu, sercu, a może i na ciele, że jesteś... cięższa? Zamiast 52kg tym razem można było ważyć aż 57.

Joanna Jędrzejczyk: Wchodzę do UFC do kategorii muszej i czuję się świetnie. Miałam znakomite przygotowania, nie musiałam bać się o wagę, miałam właściwie tylko lekkie jej korygowanie. To ważne w kontekście mojego zdrowia, bo jestem też kobietą i nie chcę zbyt często męczyć organizmu. Te wszystkie poświęcenia, które były przy przygotowaniach do walk w kategorii słomkowej, teraz właściwie mnie nie dotyczyły.
Dzień przed ważeniem miałam może 4, czy 5 funtów (2kg) do zbicia więc nie było problemu. Pozwoliłam się organizmowi zregenerować, nawet na wieczór podjadłam. Rano obudziłam się z niską wagą. To był mniej niż kilogram wody do zrzucenia. Wskoczyłam na bieżnię i szybko się wypociłam. Nie było problemu. Dobrze, że tak wyszło, bo ważenie poszło z marszu. To pozwoli, że płyny i jedzenie, które będę teraz przyjmowała będą się szybko przyswajały.  

Twoja rywalka w UFC walczyła w cięższej kategorii, czyli koguciej. Nie jest jednak od ciebie ani wyższa, ani masywniejsza.

- Parametry mamy podobne. Dziennikarze dopytywali na konferencji prasowej czy Walentyna jest większa i silniejsza. Dobrze, że było spotkanie twarzą w twarz i wszyscy mogli się przekonać, że różnicy nie ma. Na piątkowym ważeniu miałyśmy właściwie te same parametry. Nie ma co się martwić, że ona będzie jakoś zdecydowanie silniejsza. Te dziewczyny, które walczą w kategorii koguciej, czyli 62 kg zwykle schodzą do niej z 70 kilo, czyli są dużo większe. Walentyna należała w tej kategorii do  drobniejszych zawodniczek. Zresztą jak półtora roku temu biłam się z Jessicą Andrade, która też startowała w kategorii koguciej, to rozegrałam te zawody bardzo sprytnie i wygrałam. Walentyna jest bardzo silna psychicznie i fizycznie. Wie czego chce, to będzie bardzo ciekawa walka, ale waga nie będzie jej determinować.

Pamiętasz te słowa? „Byłam załamana, oburzona. Przegrałam nieznacznie na punkty. Ona miała bardzo specyficzny styl walki. Gdy wyprowadzałam kopnięcie, przechwytywała nogę. Podcinała mnie, przewracała”.

- To z mojej książki „Wojowniczka” o pierwszej walce z Szewczenko. To starcie było jednak już dawno i na zasadach muay thai. Cieszy mnie jednak to, że kiedyś razem walczyłyśmy dla najlepszych organizacji muay thai, a teraz spotykamy się w najlepszej organizacji MMA. To stawia moją dawną dyscyplinę w dobrym świetle. Również pozwala docenić kobiety tam walczące. Styl Walentyny mocno się nie zmienił jeśli chodzi o stójkę. Często idzie po haczenia, robi takie sprowadzenia nogą. Do tego ma dobry ground and pound i lubi pójść po dźwignię na rękę.  
Patrząc na twoją karierę, to Szewczenko była w niej ważnym elementem. Te porażki z nią lepiej niż cokolwiek innego uczyły cię wtedy nieustępliwości, dawały motywację do bycia lepszym.

- Zawsze chciałam stawiać czoła najlepszym na świecie. Nie wybierałam sobie przeciwniczek, by nabijać sobie rekord. Pamiętam tą pierwszą walkę z Szewczenko w 2006 na mistrzostwach świata. Jechałam na nie zawojować świat, a z nią przegrałam pierwsze starcie. Rzeczywiście zawzięłam się wtedy ze łzami w oczach, że te największe potyczki i tytuły jeszcze będę wygrywać. To mnie wtedy budowało. Wyciągałam wnioski i miałam dobrą lekcję życia. Szłam dalej już mądrzejsza.  

Szewczenko ma pseudonim pocisk. Równie dobrze pasuje on do ciebie.

- Fajnie ujął to mój fan. Jeśli Szewczenko ma pseudonim pocisk, to ja jestem kuloodporna. Coś w tym może być. Nie mam problemów z wytaczanymi przede mnie ciężkimi działami i strzelaniem do mnie z ostrej amunicji.

W teorii tych dział i strzelania może być sporo, ale mam wrażenie, że w stójce - z przykrością dla fanów muay thai  - ta walka długo toczyć się nie będzie.

- Odzywa się do mnie spora grupa ludzi z muay thai, nawet prezesów federacji, którzy piszą, że w tym historycznym momencie chcieliby tu być. Wiele osób taguje mnie i Walentynę, że pamiętają nas ze wspólnych imprez muay thai. To miłe rzeczy. Też jednak myślę, że Szewczenko będzie chciała w sobotnią noc pójść po sprowadzenie.

I trafi na osobę, która obronę przed obaleniami ma opanowaną znakomicie.

- Owszem. Czuję się mocna w tym elemencie. Zresztą też zajmowałam się tym podczas przygotowań. Z tym, że ja lubię parter. Kibice dawno już nie mieli okazji oglądać mojego grapplingu, ale ja się w tym bardzo dobrze czuję. Trzeba tylko uważać na próby balachy ze strony Walentyny i robić swoje. Nie dać jej się zepchnąć. W ostatniej walce Szewczenko mocno zdominowała swoją rywalkę Priscilę Cachoeirę, ale Brazylijka nie była na poziomie Walentyny. Dlatego wyglądała tak słabo.

Wygrywając z Szewczenko zdobędziesz pas kategorii muszej i przejdziesz do historii UFC jako pierwsza kobieta z dwoma tytułami. Masz to z tyłu głowy?

- Po treningu medialnym zostałam poinformowana, że podchodząc do tego starcia już pobijam rekord Rondy Rousey jeśli chodzi o liczbę walk o tytuł w kobiecym MMA. Byłam zaskoczona, to ogromne wyróżnienie. To będzie moja 12. walka w UFC i 9. o tytuł. Nie ma nawet wielu facetów z takim osiągnięciami, więc ta historia już się tworzy. Niektórzy kibice nawet trochę się w tym gubią. Piszą „zabierz jej w końcu ten pas”, „weź co twoje”. Wiem co mają na myśli, ale ja teraz idę po coś innego, po pas innej kategorii wagowej, więc mam dodatkowe 100 procent motywacji i dużo większe wyzwanie niż wcześniej.

Masz też plan by wrócić do 52 kg i znów powalczyć o pas w wadze słomkowej.

- Teraz czuję się znakomicie, pamiętam jaka jest różnica między 57, a 52kg, ale wiem, że jeszcze poddam się torturom i zejdę do niższej kategorii po ten pas. Coraz częściej słychać o walce Andrade – Namajunas, a Rose ma jeszcze 4 miesiące, by obronić tytuł mistrzowski. Każdy mistrz raz do roku musi stanąć w obronie swego pasa. Jeśli to się jej nie uda to ten pas zostanie zabrany, a wtedy ja wchodzę po mistrzostwo wagi słomkowej, ale to temat na wiosnę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA