Jak była podstawowa różnica między Damianem Janikowskim i Michałem Materlą podczas KSW 45? To, że 6 października medalista igrzysk olimpijskich w zapasach wszedł do klatki MMA po raz 4 w życiu. Dla Materli to też była 4 walka, ale w ciągu ostatniego roku. Zawodnik ze Szczecina tych potyczek podczas kilkunastoletniej kariery trochę nazbierał. Większość, bo 26 wygrał. Na jego rozkładzie byli weterani polskiego MMA (Antek Chmielewski), solidni wojownicy z UFC (Tomasz Drwal, Paulo Thiago) czy największa gwiazda KSW Mamed Chalidow. „Magic” w swoich walkach przerabiał już niemal wszystkie scenariusze. Wspomniany Chalidow znokautował go w pół minuty. Z Rodneyem Wallacem sam wygrał po 21 sekundach, z Mattem Horwichem drżał o wynik na pełnym dystansie. Do KSW 40 i potyczki ze Scottem Askhamem przygotowywał się po części w areszcie, gdzie spędził 8 miesięcy. Długo można by dalej wyliczać.
KSW 45. Żenujący Popek. Położył się w oktagonie. Gwizdy na trybunach
Janikowski w Londynie też miał do czego wracać pamięcią. 6 października 2012 roku na igrzyskach olimpijskich w hali ExCeL po pokonaniu Turka, Austriaka i Kubańczyka, w walce o brąz stanął naprzeciw Francuza Melonina Noumonviego i przeszedł do historii polskiego sportu i zapasów. To była jego najważniejsza walka w karierze. Dająca brązowy medal.
Tyle, że tym razem w Londynie Janikowski wszedł do świata Materli. Oczywiście był w nim na chwilę jeszcze podczas swojej kariery zapaśniczej, gdy jako 21 latek pojechał na turniej mieszanych sztuk walki do Skały pod Krakowem i doszedł do finału, w którym zmiótł rywala lewym sierpem. Jest w tym świecie od początku roku 2017 gdy podpisał kontrakt z KSW, ale ten czas określić można chwilą.
Jego inauguracyjna walka z niewiele mówiącym kibicom Amerykaninem Julio Gerardo Gallegosem poszła szybko, sprawę załatwiło latające kolano. Pojedynek z doświadczonym Chmielewskim wydawał się wyzwaniem. Zapaśnik błysnął techniką i mocnymi ciosami. „Cudowne dziecko MMA” - myśleli jedni. „Ten Antek to już jednak starszy gość” – oponowali drudzy, ale szybko milkli. Z kolejnym rywalem, atletycznym Yannickiem Bahatim, Janikowskiemu poszło dużo szybciej. Kolejny raz przekonaliśmy się, że cios olimpijczyk ma mocny.
Jednak z całym szacunkiem, dla wymienionych panów, podjęcie walki z Materlą było już nieco jak próba wejścia początkującego alpinisty na Mount Everest. Janikowski tłumaczył, że nie dobiera sobie rywali, bierze to co dają i robi czego chce publika. Przypominał, że jak w młodym wieku jeździł na zawody zapaśnicze i trafiał na medalistów olimpijskich to też starał się robić swoje.
Podobny plan miał chyba na walkę z Materlą. Kopnięcie obrotowe na dzień dobry, potem latające kolano, ostra wymiana w stójce, czy szybkie obalenie - Janikowski w klatce ma dużo śmiałości, przyznaje, że chce bić się nieszablonowo. Swoich rywali często zaskakiwał w zapasach, wie że nieobliczalność może być też siłą w MMA.
Materla oczywiście wiedział jak to wykorzystać. Po latającym kolanie rywala, szybko go trafił prostym ciosem. Janikowski zachwiał się, nieco przygasł. Po 3 minutach walki obaj panowie wyglądali już zresztą na nieco zmęczonych. Brązowy medalista z Londynu chyba zapomniał też o gardzie. Doświadczony „Magic” to zauważył, trafił sierpem i po chwili obijał mocnymi ciosami z góry. Sędzia przerwał walkę.
Czy Janikowski ją przegrał? W sportowym rozstrzygnięciu – tak. Tyle, że nie miał w niej nic do stracenia. Nikt nie zakładał, że po półtorej roku przygotowań i zdobyciu kilku mniejszych szczytów teraz wejdzie na 8848 metrów. Sporo natomiast w tej przygodzie się nauczył. Sam to jasno przyznał.
- Porażki uczą nas i budują, aby zdobywać największe szczyty – powiedział do publiczności w Wembley Arena.
Janikowski w Londynie zostanie zapamiętany jako ten, który kiedyś zdobył tam medal IO w zapasach, a kilka lat później z trzema walkami MMA na koncie rzucił się na niedawnego mistrza KSW. Tak przy okazji - ostatni raz Materla z takim „żółtodziobem” walczył 14 lat temu, gdy sam zaczynał przygodę z MMA. A Janikowski?
Po krótkim urlopie, wróci do treningów, może nawet odwiedzi Szczecin, by jeszcze trochę pouczyć się od Materli. Za rok, a może dwa temat wyprawy na Everest powróci, a to co ona mu przyniesie może być o wiele trudniejsze do przewidzenia.