Po sportowej porażce pewnie by się tak nie złościł. W 2006 roku, kiedy na KSW 6 przyjął sporo ciosów i kończył walkę leżąc na ringu, werdykt przyjął ze zrozumieniem. Teraz ze swoją bezsilnością, trudno mu się było pogodzić. W pierwszej rundzie walki z Martinem Zawadą był zdecydowanie lepszy. Na drugą wyjść nie mógł. Przed oczami zrobiło się ciemno.
- Odcięło mi tlen. Po tej pierwszej rundzie jakby straciłem przytomność. Niewiele widziałem – tłumaczył już po walce. Decyzja o przerwaniu pojedynku przez jego narożnik była oczywista.
To był wynik pękniętego mostka. Urazu doznał podczas przygotowań. - Trzeba było zachować to w tajemnicy i zagryźć zęby. Myślałem, że nie będzie to miało wpływu na moją postawę, dopóki nie dostanę. Nie wiem czy w walce coś przyjąłem. Nie pamiętam. Może coś chrupnęło przy jego wejściu w nogi. Potem nie dało się już walczyć – tłumaczył Juras.
Z bólem mostka musiał mierzyć się od kilku tygodni. Dwa tygodnie przed KSW 42 już wcale nie sparował. Na jednej z treningowych walk dostał bowiem w okolice klatki piersiowej. Najpierw od Bartosza Fabińskiego potem Daniela Omielańczuka. To były mocne ciosy i miały fatalne skutki. Z pękniętym mostkiem właściwie nic nie dało się zrobić. To kontuzja, którą leczy się nie dwa tygodnie, a dwa miesiące.
- To była moja decyzja żeby wyjść na KSW w Łodzi. Każdy z zawodników tego fight cardu zrobił by na moim miejscu to samo. Ta karta nie składała się z aktorów czy piosenkarzy tylko zawodników MMA. Ja jestem trochę oldskulowy, zasady są dla mnie ważniejsze niż kalkulowanie złotówek za następną walkę – wyjaśniał Juras swoją nieco szaloną i odważną decyzję. Wyszedł do klatki bo wierzył i miał nadzieję, że Zawadę znokautuje w 1. rundzie, a mostek nie zdąży dać o sobie znać. Odezwał się jednak szybko.
- To cholernie bolesne, że w ten sposób przegrywa się walkę. Ambicja boli – mówi opuszczając głowę. - W klubie na sparingach, każdy z moich partnerów był o klasę lepszy niż Martin, nic mu nie umniejszając. Sparowałem m.in. z Narkunem i kilkoma innymi i nikt mnie nigdy nie skończył - opisuje 36-letni zawodnik.
„Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą” - często powtarza Juras, więc na KSW 42 walczył. Nie zawsze jednak wszystko da się „pociągnąć z serducha” - co też lubi powtarzać.
Czasem lepiej wiedzieć kiedy odpuścić i wrócić do córki i żony w całości. Podróż do Warszawy, w przypadku Jurasa i tak przebiegała przez szpital w Łodzi, gdzie stabilizowano mu oddech. Na szczęście wizyta tam nie musiała być dłuższa.