UFC. Joanna Jędrzejczyk dla Sport.pl: Codziennie musisz lizać podłogę, aby zasmakować zwycięstwa albo przełknąć gorycz porażki

- Nie możemy patrzeć na sportowców tylko przez perspektywę ostatnich wydarzeń. Powinniśmy patrzeć na całokształt dokonań. Porażka może przyjść zawsze. Szczególnie jeśli ogląda cię już nie kilka tysięcy osób na gali, ale kilka milionów na całym świecie, to urasta do niebotycznych rozmiarów - mówi Joanna Jędrzejczyk w rozmowie ze Sport.pl.

Joanna Jędrzejczyk (14-1) broniła mistrzowskiego pasa w dywizji słomkowej w walce z Rose Namajunas. Amerykanka uchodzi za mistrzynię poddań, ale w Nowym Jorku zszokowała wszystkich, a przede wszystkim zaskoczyła Jędrzejczyk dwukrotnie trafiając ją potężnym lewym.

Bartłomiej Szypowski: Zostałaś znokautowana pierwszy raz w karierze. Straszne uczucie?

- Nie czułam tych ciosów. Rose nie uderzała mocno, ale idealnie trafiała w punkt. Czułam, jak stoję z boku już po pierwszym knockdownie. Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie, a nadszedł drugi cios. Wiem, że to wyglądało bardzo strasznie i trwało bardzo długo. Dla mnie to był ułamek sekundy. Nie miałam świadomości tego, co dzieje się wokół mnie. Pojawiają się opinie, że odklepałam walkę. Przepraszam, ale to niedorzeczne. Ocknęłam się dopiero, gdy wstawałam z maty. W takim stanie nie kontrolujesz swojego ciała. Nigdy się nie poddaję.

Co po walce przyszło Ci do głowy jako pierwsze?

- Zakładałam, że to się nie wydarzyło. "Rose bierze ten pas na chwilę" - tak pomyślałam. Oczywiście oddaje jej szacunek. Wygrała. Po walce jej zresztą pogratulowałam. Była lepsza tego wieczoru, ale królowa wagi słomkowej jest tylko jedna. Uwierz, że ona mistrzynią nie będzie długo.

Nie możemy patrzeć na sportowców tylko przez perspektywę ostatnich wydarzeń. Mówiłam to już po porażce Rondy Rousey. Powinniśmy patrzeć na całokształt dokonań, dlatego zawsze z wielkim szacunkiem wypowiadam się o legendach. Porażka może przyjść zawsze. Szczególnie jeśli ogląda cię już nie kilka tysięcy osób na gali, ale kilka milionów na całym świecie, to urasta do niebotycznych rozmiarów.

Zawiodłaś samą siebie?

- Nie. Swoją pracę przed walką wykonałam wspaniale. W pełni skupiłam się na przygotowaniach, które były najlepsze w mojej karierze. Nie zlekceważyłam Namajunas. Inaczej nie trenowałabym trzy razy dziennie przez 13 tygodni, ponieważ na tym obozie dołożyliśmy sporo treningów parterowych. Możecie zapytać kilkadziesiąt osób w American Top Team. Każdy potwierdzi, że byłam do tej walki świetnie przygotowana. W oktagonie zawsze może zdarzyć się nokaut lub poddanie. Tego nie da się przewidzieć. Fajną rzecz powiedział mi po pojedynku mój trener Mike Brown: nie sztuką jest wygrać tak szybko, jak Rose, sztuką jest wygrać pięciorundowe wojny. Wygrała bitwę, wojny nie wygra.

Przygotowania były doskonałe, presji nie czułaś. Co w takim razie było przyczyną porażki?

- Nie oglądałam jeszcze walki, ale widziałam urywek. Nie mogę uwierzyć, że na to pozwoliłam. To ja miałam wygrać w takim stylu. Był problem, o którym nie mam zamiaru w tej chwili mówić. Nie mogłam złapać dystansu. Czułam, że moje ręce, nogi, całe ciało nie nadążało za moimi myślami. Nikogo nie obwiniam. Przegrałam walkę. Ale głowy w piasek nie schowam.

"Nie mrugajcie jutro. Bogeywoman nadchodzi" - mówiłaś przed walką. Pragnęłaś widowiskowego zwycięstwa?

- Tak. Po prostu zdawałam sobie sprawę, jak jestem dobrze przygotowana. Karty się jednak odwróciły. Rose wygrała tak, jak wygrać chciałam ja. To już za mną. Nie myślę o tym. Dostałam ważną lekcję. Wracam silniejsza i moje kolejne zwycięstwo będzie widowiskowe. Nikt nie jest nieomylny jednak każdy zawodnik przed walką zakłada wygraną, wizualizuje ją. Tak też było tym razem. Szłam pewnie po swoje. To dobra cecha w tym sporcie. Spójrzcie na wielkiego mistrza Muhammad Aliego, który nigdy nie był pokorny.

Wiedziałaś, że ostra gra przed walką w razie porażki sprowadzi na Ciebie nieprzychylne komentarze?

- Wiem, że po walce powstało jakieś zamieszanie wokół mojej osoby, bo wspierające mnie osoby wspominają mi, żebym nie przejmowała się głupimi komentarzami w internecie. Gdybym miała brać je do siebie przez te wszystkie lata, to niczego bym nie osiągnęła. Możecie przede mną postawić gwardię tych hejtujących ludzi. Oni razem nie mają w sobie tyle ognia, co ja. Napisałam piękną historię dla polskiego sportu. Nikt nie może tego podważyć. Jestem więcej warta, niż ta ostatnia walka. Na szczęście mam wokół siebie wspaniałe osoby. Oczywiście nie ma tu miejsca na użalanie się nad moją osobą. To nie miejsce i czas na to. Będę trzymała głowę jeszcze wyżej, będę mówiła jeszcze głośniej i będę jeszcze bardziej pewna swego idąc za pół roku po swój pas.

Niektórzy ludzie mają wypaczony obraz Joanny Jędrzejczyk?

- Tam nie ma miejsca na grę. To wszystko jest realne. Mi czasami jest wstyd pisać publicznie miłe komentarze pod zdjęciami osób z rodziny, a co powiedzieć o objechaniu kogoś w sieci? To jest absurdalne. Absurdalne. Byłam za ostra? Nie zmienię się. Jestem szczerym człowiekiem. Nie owijam niczego w bawełnę. Nie ma u mnie fałszywej skromności. Mówię, jak jest. Jeśli mi ktoś podpadnie lub obrazi moich bliskich wtedy dosadnie dam mu znać że ma przesrane. Ale to działa w dwie strony. Jeśli kogoś obdarzę sympatią, to zrobię dla niego wiele.

Ludzie muszą sobie uświadomić, że jestem sportowcem przez ponad połowę swojego życia. Jestem świadoma zwycięstw i porażek. Porażki ponosimy nawet w życiu codziennym. Tym bardziej, jak jesteś sportowcem na światowym poziomie. Uwierz mi, że codziennie musisz lizać podłogę, po to, aby zasmakować zwycięstwa albo przełknąć gorycz porażki.

Namajunas powiedziała, że to była jak wygrana dobra ze złem.

- Może mówić, co chce. Rozumiem ją. Pokonała jedną z najlepszych w historii.

Ochota na rewanż przyszła od razu?

- Nie. Powiedziałam, że nie muszę od razu dostawać rewanżu, ale wiem, że na to zasługuję. Spotkałam Danę White'a [szef UFC - przyp. red] i jesteśmy umówieni na rozmowę w następnym tygodniu. Na konferencji wspominał, że zasłużyłam na szansę rewanżu. Ja chcę go od razu.

Namajunas jest innego zdania. Stwierdziła, że porażka w pierwszej rundzie sprawia, że nie zasługujesz na natychmiastowy rewanż.

- Obawia się tego. Jak nie zasługuję? Cholera jasna! Byłam niepokonaną zawodniczką. Wyszłam do szóstej obrony mistrzowskiego tytułu. W takim razie, kto zasłużył na to bardziej? Claudia Gadelha? Jessica Andrade? Karolina Kowalkiewicz? Zadajcie sobie to pytanie. Niech ona sobie zada to pytanie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA