31-letni Marcin Tybura (16-2, 7 KO) to najlepszy polski zawodnik MMA w wadze ciężkiej. Jego najbliższy pojedynek odbędzie się 19 listopada podczas gali UFC Sydney, gdzie w walce wieczoru zmierzy się z Markiem Huntem (13-11, 10 KO).
Marcin Tybura: - Miasto nie wyróżnia się niczym szczególnym, wygląda tak jak przedstawiono je w serialu ”Breaking Bad”. Największe wrażenie zrobiłby na mnie otaczające miasto góry, a także pogoda. Najczęściej panują tu straszne upały, ale na szczęście czasami też trochę popada. Póki co, mieszkam jeszcze w hotelu razem z innymi polskimi zawodnikami: Damianem Stasiakiem, Sebastianem Kotwicą i Michałem Bobrowskim.
- Pierwsze treningi oceniam bardzo pozytywnie. Atmosfera w klubie jest niezwykle przyjazna. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez trenerów. Właściwie od pierwszego treningu wdrażają mi plan taktyczny na mojego najbliższego przeciwnika [Marka Hunta – red.], więc jestem mega zadowolony.
- Przede wszystkim to co odróżnia Jackson Wink od klubów w Polsce - to liczba zawodowców na macie. Praktycznie każdy, kto przychodzi do klubu jest regularnie walczącym zawodowcem. Dlatego treningi to czysta przyjemność. A kadra trenerska jest znacznie bardziej rozbudowana niż u nas. Są tu sami bardzo doświadczeni trenerzy, nie tylko w poszczególnych płaszczyznach, ale przede wszystkim w MMA. Formuła treningu też jest trochę inna.
W mojej grupie głównie się sparuje. Są oczywiście elementy techniki, ale stanowi to jednak mniejszą cześć treningu. Intensywność sparingów jest stopniowana, co daje możliwość adoptowania nowych technik od razu w sparingu.
- Jeszcze nie spotkałem, ale gwiazd nie brakuje. Głównie z niższych wag, ale nie mogę narzekać na liczbę sparing-partnerów z mojej kategorii wagowej.
- To żadna tajemnica, że mocno bije. Ma silny nokautujący cios, dlatego największym zagrożeniem z jego strony będzie stójka. Teoretycznie ma kiepskie warunki fizyczne jak na wagę ciężką [Hunt mierzy 178 cm - red], ale szybkość, precyzja i siła ciosu jest u niego na bardzo wysokim poziomie. Ciągle jest bardzo niebezpieczny.
- Najprawdopodobniej tak, ale nie jestem typem zawodnika, który tylko rzuca się w nogi. Zacznę w stójce i na spokojnie poszukam okazji do obalenia. Nie będę jednak unikał walki na pięści.
- Nie lubię traktować rywali w stylu: ”wow, walczę z legendą!”. Chłodna głowa przede wszystkim. Nie wynoszę swoich rywali na piedestał. Hunt to silnie medialnie nazwisko i groźny zawodnik. Ewentualna wygrana może mi wiele dać. Raczej odczuwam dumę, że po prostu otrzymałem taką szansę. Chyba nie bez powodu....
- Być może klimat miał znaczenie, ale raczej chodziło o to, że źle rozłożyłem siły. Za bardzo się podpaliłem się w 1. rundzie. Zablokowałem przeponę i miałem problemy z właściwym oddychaniem. Na początku walki wyprowadziłem bardzo dużo ciosów, dlatego w drugiej już opadałem z sił. Na szczęście w 3. rundzie odzyskałem energie i zdecydowanie wygrałem.
- Tak wyszło, ale nie mam co rozpaczać. Przecież 19 listopada podczas gali w Sydney wystąpię w walce wieczoru. A to duża nobilitacja.
- Nic się nie zmieniło. W ciągu dwóch lat chcę zostać mistrzem świata wagi ciężkiej.
***
Sylwetkę Tybury przeczytacie TUTAJ.