Na kilkadziesiąt godzin przed kolejną walką o tytuł Joanna Jędrzejczyk sprawia wrażenie spokojnej i pewnej siebie. Jeśli wygra z Jessicą Andrade będzie to jej ósme zwycięstwo w najbardziej prestiżowej organizacji MMA na świecie, zarazem piąta obrona tytułu. Z Polką spotykamy się na 31. piętrze jej apartamentu jednego z największych hoteli w centrum Dallas, mieście dla Polki szczególnym.
Kacper Sosnowski: To już tylko kilkadziesiąt godzin. American Airlines Arena, tłumy ludzi i ty, już sama w oktagonie z Jessicą Andrade. Te dwa dni przed walką to dla Ciebie najtrudniejszy czas...
Joanna Jędrzejczyk, mistrzyni UFC w wadze słomkowej: Dla mnie to chyba najlepsze dni. Przygotowania do walki często trwają kilka czy kilkanaście tygodni. To wtedy jest najcięższa praca. Teraz to mam media z całego świata i spotkania z fanami. W tygodniu walki jestem zwykle spokojniejsza, wyciszona. To jest czas i na łapanie świeżości i robienie wagi. To jest ten moment gdzie trzeba być też siebie pewnym, że zrobiło się wszystko, by pojedynek zwyciężyć.
Ale porównując do rzeczy pewnie znanym twoim fanom, czujesz się trochę jak przed maturą czy egzaminem na prawo jazdy...
To jest oczywiście ogromna adrenalina, ale ja się walką nie stresuję! Staram się tym cieszyć. Każdy przechodzi to oczywiście inaczej. Znam zawodników, którzy już dwa tygodnie przed walką z nikim nie rozmawiają, stres ich zjada. Ja tego tak nie odczuwam. Oczywiście jest presja. Idę przecież po piątą obronę mistrzowskiego tytułu. Wymagania są większe. Trudno mi to jednak do czegoś przyrównać. W dniu walki jestem raczej spokojna, pożartuję, lubię jak coś się dzieje. Wczoraj w hotelowych korytarzach graliśmy w koszykówkę, ciągle jest wesoło. Jak wchodzę już do szatni na rozgrzewkę to wszystko chcę przyspieszyć. Po to są wtedy trenerzy, by mnie hamować. Ostatnie treningi są zresztą takie, by wywołały sportowy głód. Chce się robić na nich więcej, jeszcze 10 dodatkowych ciosów, jeszcze jedną rundę. Chodzi by to ucinać.
Przed samą walką zawsze się modlę, wchodząc do oktagonu zawsze staję na drugi stopień schodów. Takie przyzwyczajenie mam jeszcze z Muay Thai, jakiś zabobon, że ten pierwszy schodek przyniesie pecha. W klatce oddycham pełną piersią i mówię sobie „czas lśnić”.
Obecnie lśnisz w Top American Team, bo w tym klubie jesteś od jesieni. Czego brakuje Ci z rzeczy, które miałaś w olsztyńskim Arrachionie, a co chwalisz bardziej?
Tu nie chodzi nawet o sam klub, który reprezentowałam mieszkając w Olsztynie. Najbardziej brakuje mi najbliższych. Mojego narzeczonego, mojej rodziny, kuzyna Karola, który jest moim menadżerem i prawnikiem, przyjaciółki Anny. Chodzi o tych ludzi, te miejsca, te momenty. Na treningi dojeżdżałam tam moim rowerem. Miałam takie kółka do biegania, na których nie musiałam patrzeć na zegarek, doskonale wiedziałam ile czasu minęło. Ale jakoś sobie w Stanach radzę. Podobny rower, tylko w kolorze morskim już sobie tu ściągnęłam. Z rodziną kontaktuję się robiąc codzienne video rozmowy. Oczywiście tęsknię za nimi, ale to powoduje, że jestem silniejsza. Te poświecenie mnie buduje. Jeśli chodzi o American Top Team, to jest to klub, który został klubem roku 2016. Mam tu doskonałych trenerów, znakomitych motywatorów, 15 dziewczyn ze światowej czołówki, z którymi mogę trenować, wielu sparingpartnerów.
Rozmach jest też w twoim sztabie, masz ludzi od wszystkiego
Cieszę się ze współpracy z nimi. Mam dietetyka, lekarza, rzeczywiście sporo w siebie zainwestowałam. Denerwuje mnie jak słyszę głosy, że jestem tu, bo dostaję za to jakieś pieniądze i zaraz jeszcze zmienię obywatelstwo. Ja tu wydaję dużo więcej niż wydawałam w Polsce. U nas mam przecież własne mieszkanie, samochód, rodzinę pod ręką, tu muszę wszystko to sobie zapewnić. Dużo wydaję też na dietę, ale jak chcemy być lepsi to cały czas powinniśmy się czegoś nowego uczyć i ciągle w siebie inwestować. Jak zaczęłam profesjonalną karierę w MMA, ciągle studiowałam, chodziłam na różne kursy. Sport może się skończyć w każdej chwili, trzeba mieć alternatywę.
Będąc na miejscu łatwiej też budujesz swoją pozycję nie tylko sportową, ale i marketingową.
To był jeden z wielu powodów dlaczego się tu przeprowadziłam. Za mną ciężkie lata. Pamiętam, że przed starciem z Claudią Gadelhą przyleciałam tu na konferencję, tak na 16 godzin, przy czym sama moja podróż w jedną stronę trwała 24, a potem jeszcze był powrót. To było coś strasznego. Ja chcę ludziom pokazać, ze można żyć amerykańskim snem. Nie ważne skąd jesteś i jaki masz kolor skóry, trzeba dać z siebie wszystko i ciężko pracować.
A ten marketing...
UFC w USA szybko się rozwija. Niedawno organizacja została przejęta przez WME | IMG. To grupa, która ma bardzo wielu artystów, sportowców i celebrytów. Miałam okazję spotkać się ostatnio z menadżerem Rondy Rousey i Dwayna "The Rocka" Johnsona, znanego aktora. Widział we mnie potencjał. Po najbliższej walce jak będę miała trochę czasu lecę zresztą do Los Angeles, gdzie spotkam się z kilkoma agentami z Hollywood. Może coś z tego wyjdzie, może nie. Muszę pracować nad swoim angielskim i obyciem z kamerą, ale czemu nie? Chcę próbować nowych rzeczy, poznawać świat. Skoro interesują się mną największe amerykańskie media, jak FOX, ESPN, czy CBS to mam wrażenie, że moja wartość rośnie. Dziś ochrona musiała mocno pomagać przy media treningu, podczas tego co działo się przed hotelem. Mówili, że od czasów Conora McGregora czy Rondy Rousey nie mieli tu tylu fanów. Cieszę się, że jestem w Dallas, gdzie zdobyłam przecież tytuł i teraz obronie go po raz piąty.
Walka z Jessicą Andrade od strony medialnej jest zupełnie inna niż np. pojedynek z Karoliną Kowalkiewicz gdzie nie szczędziłyście sobie epitetów, a na ważeniu w ruch poszły głowy...
Jak ktoś przychodzi i mówi ci, że jesteś taka i owaka i staje ci na odcisk, to musisz pokazać gdzie jest jego miejsce. Wtedy w Madison Square Garden, ta sytuacja ze spotkania twarzą w twarz była w telewizji pocięta. Nie jestem durna, by na dwa dni przed walką uderzać kogoś z główki. Nie jestem chuliganem! Jestem sportowcem i nie chciałabym doprowadzić do niczyjej kontuzji. Na nagraniu wyglądało to tak jakbym uderzała ją czołem. Widać jednak jaką presję wywarła ona na moją głowę, aż się odchylałam. Po prostu wykonałam ruch w jej stronę i tyle. Jak ktoś próbuję ze mną grać to ja też gram, ale na moich zasadach. Nie pozwalam przeciwniczkom, by weszły mi na głowę. Wracając do Andrade, to się z nią znam. Padło może z jej strony kilka mocnych słów, że mam słabą szczękę, że może mnie poddać, ale ja też mogę powiedzieć, że kilka razy ją na treningach poddałam. Szanuję ją tak jak wszystkie moje rywalki. Wiem, że do starcia ze mną będzie przygotowana lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Konkurs z Joanną Jędrzejczyk! Wygraj oryginalny zestaw fightera UFC!
Joanna Jędrzejczyk Sport.pl
Jej atuty w oktagonie to...
Jessica wywiera dużą presję, ale też czeka. Trudno powiedzieć czy jest bardziej defensywna czy ofensywna, bo atakuje, ale i czeka na atak. Oczywiście ma mocne ciosy, dobre sprowadzenia. Jest może niska ale bardzo silna i muskularna, dobrze zbudowana. Ma bardzo dobrą gilotynę, wiele walk skończyła właśnie w ten sposób. Muszę trzymać ją na dystans.Pracowałam trochę nad poprawą defensywy. Polepszyłam pracę na nogach, czuję że jestem bardziej dynamiczna, moje kopnięcie są bardziej precyzyjne. Mam doskonały plan na tę walkę, ale o tym w sobotę.
Na twoim horyzoncie kolejne rekordy. W Dallas możesz zbliżyć się do liczby sześciu wygranych pojedynków w obronie pasa. Taką passę miała Ronda Rousey. Już teraz jesteś druga na liście obecnych mistrzów UFC, którzy swój tytuł dzierżą najdłużej.
Mam to gdzieś w głowie, zresztą z każda walką te rekordy się pojawiają. Raz to jest najwięcej zadanych kopnięć, innym razem najwięcej zadanych ciosów. Im człowiek wyżej idzie tym bardziej się cieszy. Ja się ciesze, że przełamuje te swoje bariery, że staram się być lepsza.
Teraz możesz już tylko bronić, to co zdobyłaś. Masz jeszcze jakieś cele?
W przyszłości chciałabym zawalczyć w drugiej kategorii wagowej, zdobyć drugi pas mistrzowski i bronić oba tytuły. Wierzę że będę niepokonana i bez porażki przejdę na emeryturę. Pamiętam jak rok temu mówiłam o wadze muszej do 57 kg, wszyscy mówili: „skup się na swojej słomkowej”. Musza jednak nadchodzi i mam nadzieję, że tak jak Conor McGregor będę miała kiedyś dwa pasy.
Te bliższe plany zakładają jednak... odpoczynek i to z rodziną.
Po walce w niedzielę rano, lecimy do Miami. Po tych tygodniowych wakacjach i późniejszych obowiązkach względem UFC, przylecę też do Polski. Pobędę i pomieszkam z rodziną jak każdy normalny człowiek. Już czekam na spotkanie z rodzicami, siostrą i siostrzeńcem Adasiem. Najpierw jednak czeka mnie Andrade.
Oglądaj UFC211 o 04:00 w nocy z soboty na niedzielę 14 maja, tylko na Extreme Sports Channel.