UFC 223. Kowalkiewicz o wynik drżała do końca. Piękna przesłanie Polki po zwycięstwie

Niejednogłośną decyzją sędziów zakończyła się siódma walka Karoliny Kowalkiewicz w UFC. Polka przez trzy rundy miała przewagę i kontrolowała walkę z Amerykanką Felice Herrig. Wygrała, ale nie u wszystkich sędziów. Zwycięstwo zadedykowała choremu ojczymowi.

Piąta wygrana, druga z rzędu - Kowalkiewicz po porażkach z Jędrzejczyk i Gadelhą wróciła w UFC na zwycięskie szlaki. Pojedynek na 223 gali z niewygodną Felice Herrig, do końca trzymał jednak w napięciu.

Kowalkiewicz jak zwykle rozkręcała się w walce wraz z upływem kolejnych sekund. W połowie 1. rundy po okresie wzajemnego badania, zaczęła się ostrzejsza wymiana. Obie panie poszły na siebie nie patrząc na obronę. Amerykanka ciskała ciosami nieco na oślep, chciała też obalić Polkę.

Pod koniec 1. rundy Kowalkiewicz w ekwilibrystyczny sposób poszła po nogę rywalki, niemal się udało, ale wylądowała na plecach. Szybko zamieniła niekorzystną dla siebie pozycję i znalazła się na górze, gdzie chwilę poobijała Herrig. 

W drugiej rundzie Herrig zgodnie z przewidywaniami wyglądała na bardziej zmęczoną, Polka była swobodniejsza. To skorzystała z obrotowego ciosu ręką, to porozbijała rywalkę w klinczu łokciami, gdzie zadawała o połowę więcej ciosów, to dwa razy przewróciła Amerykankę na matę. Panie nie walczyły jednak w parterze. Szybko wróciły do stójki. Za rundę zebrały spore brawa i wyszły na ostatnią odsłonę starcia. 

Dla Polki walki na pełnym dystansie to norma, z 11 wygranych w zawodowej karierze, osiem było po decyzji sędziów. Nie inaczej stało się w niedzielę. W trzeciej rundzie, po mozolnym punktowaniu rywalki w stójce, lepiej prezentowała się łodzianka. Tak jak w poprzednich rundach zadawała rywalce więcej celnych i mocnych ciosów. Co prawda pod koniec wymiany przyjęła na twarz sierp Herrig, ale szybko przykleiła się do rywalki i opanowała sytuację pod siatką, a na końcu jeszcze z impetem zasypała Amerykankę serią ciosów. Wymianę przerwała syrena.

Karolina Kowalkiewicz Karolina Kowalkiewicz screen

Sędziowie punktowali 29-28, 28-29, 29-28. Po chwili niepewności w górę poszła ręka Polki. Co ciekawe, na karcie wyników jej nazwisko zostało źle zapisane - jako "Kowalkeiwicz".

- Byłam przekonana, że wygrałam wszystkie rundy. Felice to trudna rywalka, to była ciężka wymiana. Zwycięstwo dedykuję mojemu ojczymowi, który jest ciężko chory, walczy z rakiem. Skoro ja wygrałam swoją walkę, ty też musisz wygrać swoją -  powiedziała Polka, na której twarzy popłynęła łza.

To było jej 12 zwycięstwo w karierze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.