Zimowa Narodowa wyprawa na K2. Janusz Gołąb, kierownik sportowy wyprawy: Znajdziemy się na polu bitwy

- Wszystkie zbocza K2 wydają się niedostępne i strome. Ale trudności działają jak magnes. Liczę na to, że wrócimy do Polski wszyscy razem, jako przyjaciele. Może ze zdjęciem ze szczytu, jesteśmy w stanie to osiągnąć - mówi Janusz Gołąb, kierownik sportowy zimowej narodowej wyprawy na K2.
Wyprawa na K2 Wyprawa na K2 Paweł Wilk

Paweł Wilk: Co się dzieje, gdy wyrwie się śruba lodowa?

Janusz Gołąb, kierownik sportowy Zimowej Narodowej Wyprawy na K2: - W przypadku klasycznego, konwencjonalnego himalaizmu, kiedy wspinamy się w połączone ze sobą poręczówki, nie dzieje się nic złego, tracimy jeden punkt asekuracyjny, ale kolejny, założony wyżej, wciąż zabezpiecza alpinistów. Z kolei w trakcie prowadzenia wyciągu, na drodze właściwej wspinaczki, kiedy śruba jest źle wkręcona i nie wytrzyma nacisku - wspinacz odpada od ściany. Jest to potencjalnie niebezpieczna sytuacja, ponieważ osoba asekurująca z dołu, musi wyłapać lot. Wojtek Kurtyka, mój tatrzański partner wspinaczkowy, nigdy w górach nie "latał" - to idealna sytuacja. Odpadnięcie w terenie wysokogórskim wiąże się z dużym ryzykiem. Inaczej jest w skałach, tam osadzony spit nie ma szans się oderwać - może utrzymać do dwóch ton obciążenia. Lodowy wkręt takich właściwości nie ma. Nie możemy doprowadzić do takiej sytuacji na "prowadzeniu".

Jak często się to dzieje?

- Śruba lodowa zawsze może zawieść, trzeba się z tym liczyć, ale to marginalne przypadki. Wspinacze świadomie unikają odpadnięć w lodzie, są w 100 proc. skupieni na wykonywanych czynnościach. Każdy wie, ile może kosztować błąd w takim terenie. Częściej zawodzą szable śnieżne, co stanowi ogromne ryzyko. Lód ma odpowiednią konsystencję, gęstość, dzięki czemu dobrze wkręcona śruba jest wytrzymała, a wspomniane szable zakopuje się w śniegu, niezwiązanym tak solidnie jak lód.

Na K2 będziecie korzystać z obu rodzajów asekuracji?

- Bierzemy masę sprzętu, będziemy używać całego asortymentu, jaki posiadamy. Nie ograniczamy się, musimy być pewni tego, co robimy.

Człowiek był już na księżycu, a na K2 zimą nie. Dlaczego?

- Simone Moro (pierwszy zimowy zdobywca Sziszapangmy, Gaszerbruma II i Nanga Parbat - przyp. red.) powiedział, że na K2 panują najtrudniejsze zimowe warunki na świecie. Na przykład na Antarktydzie jest przyjemniej, bo nie występują tam silne wiatry; nie pojawia się front strumieniowy zwany Jet Streamem, wiejący na wysokości 10 tys. m n.p.m. z prędkością 500 km/godz. Na wierzchołku K2 osiąga połowę tej wartości.  Dodatkowo warunki tlenowe powodują, że znajdujący się powyżej 8 tys. m n.p.m. człowiek, niewiarygodnie się męczy. Oddychamy zaledwie jedną trzecią atmosfery, a swoje robi też niskie ciśnienie. Himalaiści są tylko ludźmi, nie dysponujemy kosmiczną technologią, ten sport nie ewoluował tak bardzo. Gdy z Adamem Bieleckim weszliśmy (jako pierwsi zimą - przyp.red.) na Gaszerbrum I, zostaliśmy wyróżnieni przez renomowany amerykański portal ExplorersWeb. Nasz sukces mianowano najważniejszym na świecie sportowym osiągnięciem eksploracyjnym w 2012 r. Felix Baugmartner, który w tamtym sezonie skoczył ze spadochronem ze stratosfery, znalazł się za nami. Wydaje mi się, że o "złocie" zdecydowała właśnie "kosmiczna technologia", a raczej jej brak, bo Austriak nią dysponował i mimo nietuzinkowego osiągnięcia - musiał obejść się smakiem. Jedyną skomplikowaną częścią naszego ekwipunku były kombinezony puchowe uszyte przez Izę Chajzer. Na Zimową Narodową Wyprawę na K2 podobne przygotował Adaś Małachowski z synem. W skali globalnej nie ma lepszych, ale to wciąż prosty sprzęt.

Janusz Gołąb Janusz Gołąb mat. prasowe

Najprostsze rozwiązania są najlepsze?

- W himalaizmie tak. Niedopuszczalne jest, żeby coś się zepsuło, czy jak mawiają Słowacy - nie "zafugowało".

Żeby wejść na K2 trzeba mieć specjalne predyspozycje?

- Należy posiadać bagaż doświadczeń wyniesiony z góry wysokich, co jednak nie oznacza, że każdy, marzący o wierzchołku musiał być wcześniej na ośmiotysięczniku. Krzysiek Wielicki, wchodząc na Everest, nie miał wcześniej styczności z pobytem powyżej 8 tys. metrów. Innych przykładów daleko szukać nie trzeba - gdy wchodziłem na Gaszerbrum I, też nie miałem na koncie pobytu w tzw. "strefie śmierci". Wcześniej sporo przeżyłem w Himalajach, miałem zimowe doświadczenie alpejskie, wspinałem się w górach Alaski i Skandynawii. Najważniejsza jest praktyka. Jako Polski Związek Alpinizmu jesteśmy sportowcami, a nie np. klubem alpejskim, więc myślę, że wcześniejsze przejścia, niezależnie od pokonanych pasm, będą kluczowe dla powodzenia ekspedycji.

Eksperymenty zaprocentowały u Pana wejściem na szczyt K2, ale latem.

- Cieszyłem się z tego triumfu. Postawienie przeze mnie śladu na tej górze nie było przypadkiem tylko efektem pracy wykonanej w poprzednich latach. Powiem więcej - świetnie się czułem na wierzchołku i wydawał mi się łatwy. Natomiast zdaję sobie sprawę z tego, o jakiej porze roku osiągnąłem cel. Byłem już zimą w Karakorum i to kompletnie inna bajka.

Czy da się wykorzystać nabraną latem wprawę do zimowej próby?

- Wyprawa z 2014 r., czy ta z minionych wakacji stanowiły rekonesans przed właściwym celem, jakim jest zimowe wejście na K2. Poprzednie wizyty u stóp lodowca Baltoro przyniosły wiele cennych informacji, wzbogaciły naszą wiedzę dotyczącą dróg, których nie znaliśmy. Znajomość terenu pomogła w uformowaniu zespołu wyruszającego w góry Karakorum, którego wielu członków stało już na wierzchołku K2. Oswoiliśmy się ze szczytem, znamy niemal każdy kamień.

Przed rokiem gośćmi XXII Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju byli członkowie narodowej wyprawy na K2. Teraz przyjadą ponownie Przed rokiem gośćmi XXII Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju byli członkowie narodowej wyprawy na K2. Teraz przyjadą ponownie TOMASZ PIETRZYK

 "Góra gór" zaskoczyła czymś pana?

 - Nie będę mówił o zmiennej pogodzie, bo to oczywiste, ale najbardziej zdumiało mnie jej piękno. Z każdej strony stroma, trudna, niedostępna wydawałoby się. Byłem zdziwiony, że stosunkowo dobrze się czułem na wierzchołku - na Gaszerbrumie I było znacznie gorzej.

Co jest wyjątkowego w tym szczycie?

- Niektórych alpinistów przyciągają kształty idealne, piramidalne. Potocznie K2 nazywa się "szklaną górą". Zachowując wszelkie proporcje - to Matterhorn gór wysokich. Trudności działają jak magnes. Inna sprawa, że wspinając się wiele lat, pokonując rozmaite drogi, pragnie się zawiesić poprzeczkę wyżej. Trzeba się rozwijać, jak w życiu.

Wojciech Kurtyka doszukiwałby się mistyki.

- Wspinacze posiadają różne motywacje do uprawiania tego sportu. Te związane z urodą i romantyzmem również się pojawiają. K2 na swój sposób jest górą mistyczną, przy czym jej piękno łatwiej odnaleźć latem, gdy warunki są korzystniejsze. My nie będziemy mieli na to czasu, znajdziemy się na polu bitwy.

Jak bardzo zimowa próba będzie się różniła od letnich?

- Tego nie da się porównać. Wyruszymy do bazy karawaną, i o ile latem bez problemu dociera się do niej, tak zimą - niekoniecznie. Jeśli spadnie półtora metra śniegu, to nie ma szans, żeby przedostać się przez stukilometrowy fragment lodowca. Kolejne czynniki to wiatr i mróz. Latem 2014 r., nocą, termometr wskazywał 27 stopni na minusie. Teraz będzie prawie dwa razy zimniej.

Który lodowiec ciężej przejść? Baltoro czy Khumbu pod Everestem?

- W alpinizmie występuje wiele zmiennych, nie należy zestawiać dwóch miejsc ze sobą. Icefalll pod Everestem to zaledwie kilka godzin marszu, a my, w Pakistanie, przejdziemy odległość niemal jak z Krakowa do Zakopanego. Będzie sporo śniegu, a towarzyszący nam portersi nie dysponują najlepszym sprzętem. Jeśli przyjdzie burza śnieżna, to możemy mieć problem. Przypomnę, co się stało z ekspedycją Andrzeja Zawady z 1988 r. - część ładunków nigdy nie dotarła do bazy, a większość tragarzy uciekła. Porzucone w różnych częściach lodowca były donoszone wahadłowo przez garstkę portersów zdecydowaną zostać.

XXII Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju XXII Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju TOMASZ PIETRZYK

To wciąż aktualne ryzyko?

- Zagrożenie strajkiem, co wiąże się z problemem dla całej karawny, zawsze występuje.

Jak się pan przygotowywał do tej wyprawy?

- Choć ostatnie tygodnie spędziłem w Tatrach, to umiejętności szlifowałem trzy lata, w różnych częściach świata. Jestem pod opieką lekarzy, dietetyków, trenerów, jak cały zespół.  Wykonywane ćwiczenia były spersonalizowane, bo każdy organizm jest inny. Uważam, że jesteśmy mocną drużyną. Dzięki rozmowom z fachowcami, zajmującymi się sportami kwalifikowanymi wiem, że po niemal dwóch miesiącach spędzonych w bazie - trening może "zejść". Istotny będzie szereg doświadczeń z lat poprzednich.

Co pana tam ciągnie?

- Koledzy. Ufają mi i liczą na mnie. 

Chce pan być pionierem?

- Wspinałem się w pasmach górskich na całym świecie, ale nigdy nie myślałem w ten sposób. Skupiam się na wyznaczaniu ambitnych celów i otaczaniu się w górach fajnymi ludźmi. Gdyby nie oni, za towarzyszy miałbym tylko skały i lód.

Wejście na K2 zimą, to największe wyzwanie współczesnego himalaizmu?

 - Nie gdybajmy. Za chwilę ktoś pojedzie zimą na Trango Towers (6286 m n.p.m.) i poprowadzi ekstremalnie trudną "hakówkę".  Choć warunków atmosferycznych nie będzie się dało porównać - technicznie osiągnie więcej.

Będziecie wchodzić Drogą Basków lub pierwszych zdobywców, czyli Żebrem Abruzzi. Podjąłby się pan wyceny tych wariantów?

- Mogę to zrobić, w skali ściśle tatrzańskiej UIAA, oceniającej fragmenty skalne lub mikstowe, ale nie odzwierciedlę trudności całego przedsięwzięcia. Na Żebrze Abruzzi występują fragmenty raptem czwórkowe i mikstowe dwójkowe, ale cała trzy i pół kilometrowa wspinaczka w rozrzedzonym powietrzu jest poważna.

Zgodzi się pan z tym, że niektóre drogi tatrzańskie są trudniejsze technicznie niż ośmiotysięczniki?

- Bezapelacyjnie. Nawet w skałach występują fragmenty tak gładkie, że w Himalajach nikt takich nie widział.

Janusz Gołąb Janusz Gołąb KUBA ATYS

Krzysztof Wielicki ocenił powodzenie wyprawy na 5 proc. Gra jest warta świeczki?

- To indywidualna opinia, każdy widzi to inaczej. Krzysiek mówi o takiej mierze, inni uważają, że potrzebne są dwie wyprawy zimowe w niezmienionym zespole, a ja uważam, że przy spełnieniu pewnych warunków da się tam wejść. Po prostu. Gdybym myślał inaczej, nie poleciałbym do Pakistanu.

Mówi się, że pan, Denis Urubko i Adam Bielecki macie największe szanse, żeby spełnić marzenia.

- Zespół jest wyrównany, większość kolegów ma szansę stanąć na wierzchołku. O tym, kto potencjalnie stanie na szczycie może zadecydować przypadek. Co jeśli np. Denis popełni błąd, przymrozi palce, ja nos, Adam jeszcze co innego? Nie należy dywagować, czas pokaże.

Co zdecyduje o tym, kto zostanie dopuszczony do ataku szczytowego?

- Wybierze góra i kierownik wyprawy. Ona rozdaje karty, a Krzysiek Wielicki podejmuje formalną decyzję. Każdy może tego dokonać.

Czego pan oczekuje od tej wyprawy?

- Przede wszystkim liczę na to, że wrócimy do Polski wszyscy razem, jako przyjaciele. Może ze zdjęciem ze szczytu, stać nas na to. Jeśli się nie uda, to wierzę w to, że powtórzymy wyprawę, jesteśmy silni i możemy to osiągnąć.

Janusz Gołąb - urodzony w Gliwicach taternik, alpinista i himalaista. Kierownik sportowy Narodowej Zimowej Wyprawy na K2 2018. Wraz z Adamem Bieleckim, jako pierwszy w historii wszedł zimą 2012 r. na szczyt Gaszerbruma I (8068 m n.p.m.). Wspinał się na Alasce, w Alpach, Skandywanii, Patagonii, Tienszanie, Karakorum i Himalajach. Trzykrotnie nagrodzony "Kolosem", m.in. za wytyczenie zimą nowej drogi na Petit Dru (3733 m n.p.m.) w Alpach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.