UFC 223. Mądrzejszy rewanż Jędrzejczyk. Polka wyciągnęła wnioski. Walka z Namajunas ma wyglądać inaczej

Ostatnio miała duże problemy z wagą. Według niej, to one w głównej mierze wpłynęły na wynik poprzedniej walki z Rose Namajunas. Przed rewanżem z Amerykanką, Joanna Jędrzejczyk wyciągnęła jednak wnioski. Funkcjonuje i czuje się lepiej. To znaczy, że czeka nas zupełnie inne starcie niż to sprzed 5 miesięcy. Stawką sobotniego pojedynku będzie mistrzostwo kategorii słomkowej.

Dla kibiców to było duże zaskoczenie. Dla niej samej też. Po dwóch latach i ośmiu miesiącach posiadania statusu mistrzyni UFC w kategorii słomkowej, Joanna Jędrzejczyk straciła swój pas w listopadowej walce z Rose Namajunas. Była wtedy na drugim miejscu wśród wszystkich mistrzów,  najdłużej broniących swego tytułu. Lepszy był tylko Demetrious Johnson. Skwitowanie tego prostym "nic, nie trwa wiecznie" z pewnością, by się Jędrzejczyk nie spodobało. Skoro dwa razy wygrała z Claudią Gadelhą, zgasiła światło Carli Esparzie, była lepsza od Jessiki Andrade czy Karoliny Kowalkiewicz, a w MMA nigdy nie przegrała, to dlaczego miała ulec właśnie młodszej i mniej doświadczonej Namajunas?

Kolejna wygrana miała zakończyć jej przygodę z kategorią słomkową (52,2kg) i przenieść mistrzynię do nowo stworzonej kategorii muszej (56,7). Ta jest zdecydowanie bliższa naturalnej wadze Polki, która oscyluje wokół 60 kg. Ten scenariusz nieco się odwlekł. Jędrzejczyk chce być zapamiętana jako mistrzyni. Tylko to teraz ona musi odzyskać pas. Doświadczenia z ostatniej walki, z mającą litewskie korzenie rywalką, powinno pomóc. Zaskoczeń ma już nie być.

"To nie byłam ja"

Jeśli chodzi o treningi wszystko przed walką z Namajunas szło jak trzeba. Jędrzejczyk nie raz powtarzała każdemu, że przygotowania w American Top Team były na najwyższym poziomie. Kilkanaście tygodni harówki, często z dodatkowymi zajęciami, również tymi w parterze. Tych szczególnie dużo było już przed pierwszą walką z Rose. Rywalka w tej płaszczyźnie jest mocna i lubi zaskakiwać. Więcej w tej kwestii powiedziałby pewnie seryjnie duszone przez nią rywalki. 

Sportowa robota została zrobiona, ale przypomnijmy, że podobnie sytuacja wyglądała w listopadzie. Wtedy, jeszcze na nieco ponad dwa dni przed walką, nie było się czym martwić.

-Podczas treningu medialnego dziennikarze zachwycali się moją formą - przypominała ostatnio gdy wracaliśmy do tych wydarzeń. Gdyby miała walczyć drugiego listopada, pewnie oglądalibyśmy to, co w jej wykonaniu dobrze znamy. Dwa dni później nie była jednak sobą. "To nie byłam w 100 procentach ja" - słyszeliśmy. Problemu nie trzeba było długo szukać, a ostrzeżenia były wysyłane już wcześniej. 

Walka Joanny Jędrzejczyk z Jessicą Andrade. Walka Joanny Jędrzejczyk z Jessicą Andrade. GREGORY PAYAN/AP

Kilkogramowa ruletka

Organizm "JJ" nie funkcjonował tak jak do tego przywykła, już przed majową walką w Dallas z Jessicą Andrade. Wtedy jednak problem był dużo mniejszy. Na kilkanaście godzin przed ważeniem UFC 211 Polka miała do zgubienia nieco ponad 4 kilogramy. Więcej niż zwykle, a co gorsza z ich zrzuceniem był problem. W dzień ważenia nad ranem, do korekty zostawało jeszcze prawie półtora kilograma. Dla porównania z wcześniejszą walką (z Karoliną Kowalkiewicz) było to dużo więcej. Zresztą wtedy Olsztynianka, była na siebie zła, że w ostatniej fazie ścięła wagę za mocno i finalnie była nieco lżejsza niż wymagał limit. Organizm "JJ" wtedy niechciane gramy gubił jeszcze łatwo.

Wracając do wydarzeń z Dallas... Tam były nerwy i lekki stres. Na wagę Polka weszła jako ostatnia. Wniosła maksymalne 115 funtów i to bez kostiumu. Pewnie po części wynikało to z tego, że jej organizm przed gubieniem kilogramów się bronił, po części, że ona sama nie chciała gubić ich szybko. 

- Na ważeniu przed galą z Kowalkiewicz ścięłam zbyt dużo. Nie ważyłam wtedy nawet 114 funtów. Nie chcieliśmy teraz popełnić tego błędu - mówiła nam wtedy w Dallas.

- Asia jest po prostu silniejsza i jej muskuły są nieco większe - dodawał  jej menedżer, Karol Jędrzejczyk, tłumacząc trudny proces zbijania wagi przed Andrade.

Nowojorskie męczarnie

Funkcjonowanie organizmu, to sprawa złożona. Nie ma na to matematycznych reguł. Tam nie zawsze dwa plus dwa równa się cztery. Sport.pl starał się wtedy o zdrowiu "JJ" porozmawiać z jej lekarką.

Michelle Ingels pewnie części rzeczy powiedzieć nie chciała, części nie mogła. Jej wyjaśnienia dotyczące zmęczenia Asi, czynione w amerykańskim stylu - z pewnością siebie i uśmiechem na twarzy - z perspektywy czasu brzmią jednak przeciętnie.

- Codziennie miała spotkania medialne. Bardzo narzekała też na miękki materac w łóżku i komfort snu, nie mogła się wyspać, ale jak się na nią popatrzy to jest uśmiechnięta i naładowana energią - twierdziła lekarka dzień przed walka z Andrade. Z boku nie do końca tak to wyglądało.

Teraz lekarzem "JJ" już nie jest. Polka zrezygnowała ze współpracy z nią oraz dietetyczką Pauliną Indarą z Perfecting Athletes, po gali na której straciła pas mistrzyni, czyli pierwszym pojedynkiem z Rose. Pojedynkiem, do którego przygotowanie było gehenną. 

- W nocy przed walką zaczęły się problemy ze ścinaniem wagi. W efekcie, w dniu gali byłam osłabiona. Nie byłam sobą - mówił delikatnie "JJ". A wykładając kawę na ławę - kilka godzin zbijania wagi w Dallas zamieniło się w 14 godzin w Nowym Jorku. Kilka gorących wanien przed Andrade, z Namajunas już nie starczyło. Tam potrzeba było ich kilkanaście. Konsekwencji jakie to niesie dla ciała można się domyślać. Lekarze skutków odwodnienia szybko wymienią sporo: zmniejszenie ilości płynów w ciele, to także obniżenie ich objętości w mózgu, który składa się w 90% z wody. Ta chroni go przed przed wstrząsami. Jak jest jej za mało to zmniejsza się też dopływ tlenu i krwi do mózgu. To ma wpływ na podejmowanie decyzji. Oprócz tego mięśnie i połączenia nerwowe pracują inaczej, zwykle wolniej. To oczywiście przypadki cięższe i historie znane z dłuższego odwodnienia. Nie mniej wspominamy o nich nie bez przyczyny.

Refleks, dystans, czucie ciała

Asia po przegranej walce z Namajunas często powtarzała zdania o "niewłaściwym czuciu swego ciała", braku refleksu, problemach z dystansem i jeszcze kilku innych.

Oglądając jej trzyminutowe, raczej jednostronne starcie z mającą litewski korzenie rywalką, łatwo się z tym zgodzić. W całej wymianie "JJ" sprawiała wrażenie wolniejszej. Wyprowadzane przez nią ciosy przeszywały powietrze. Głowy rywalki doszły raptem dwa uderzenia rękami! Rose lepiej poruszała się na nogach, nie miała problemów z unikaniem kopnięć. Dopadła polską mistrzynię lewym sierpem i dobiła, gdy ta leżała już na macie. Polka nie bardzo wiedziała co i kiedy się stało.

Wyciągnięte wnioski

Abstrahując od tego co było główną przyczyną porażki (a może złożyło się na nią kilka czynników) teraz sytuacja przed walką wygląda inaczej. Przynajmniej w tej kluczowej dla Joasi sprawie. Polka przez ostatnie tygodnie mocno kontrolowała swoją wagę. Rozpoczęła współpracę z firmą Lockhart and Leith, która prowadzi takich zawodników jak Conor McGregor, Daniel Cormier czy Max Holloway. Na dwa tygodnie przed walką była cięższa o niecałe 3,5 kg.

Kilka dni przed oficjalnym ważeniem nieco ponad 2 kg. Malutko, można by rzec mając w pamięci niedawne problemy. To pozwoliło na dojście do odpowiedniej wagi, niemal bez procesu jej standardowego cięcia. Jędrzejczyk tuż przed piątkowym ważeniem weszła jeszcze na chwilę do wanny. Tym razem jej organizm przed zrzucaniem ostatnich gramów się nie bronił. Wyszło tak, że była funt (niemal pół kilo) lżejsza od limitu. Pracę domową odrobiła z nawiązką. Bez stresu, bez problemów, bez wycieńczania organizmu. Niedługo po ważeniu chodziła zresztą po hotelu, śmiała się i rozmawiała z dziennikarzami czy fanami. Historię o odsypianiu poprzedniej nocy mogła tylko powspominać. Tym razem Nowy Jork nie będzie kojarzył jej się źle, przynajmniej przed walką. Pytanie jak będzie po niej?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.