Swoją przygodę z MMA Mariusz Pudzianowski rozpoczął od starcia z Marcinem Najmanem, pięściarzem, kickbokserem i celebrytą. Walka zakończyła się już po 44 sekundach. Były strongman błyskawicznie powalił przeciwnika i zasypał mocnymi ciosami. Sędzia nie miał innego wyjścia, jak ogłosić techniczny nokaut. W październiku tego roku Najman zapowiadał, że zamierza wyzwać Pudzianowskiego na pojedynek w formule K-1.
Z Japończykiem, Yusuke Kawaguchim, Pudzianowski już tak łatwo nie miał. Mistrz federacji Depp postawił o wiele cięższe warunki i w ringu wytrzymał z Polakiem 10 minut. Walka toczyła się głównie w stójce, w której lepiej wyglądał Pudzianowski. Ostatecznie decyzją sędziów wygrał "Pudzian".
Pudzianowski, podbudowany wcześniejszymi zwycięstwami, szybko rzucił się na głęboką wodę. Podczas gali Moosin: God of Martial Arts w amerykańskim Worcester zmierzył się z dwukrotnym mistrzem UFC, Timem Sylvią. "The Maine-iac" obnażył braki w technice Polaka i zmusił go do poddania w 2. rundzie.
Porażkę z Sylvią Pudzianowski powetował sobie na kolejnej gali KSW, na której zmierzył się z Erikiem "Butterbeanem" Eschem, byłym pięściarzem wagi ciężkiej. Walka zakończyła się po nieco ponad 40 sekundach. Esch od razu został powalony przez Pudzianowskiego i sprawiał wrażenie człowieka, który nawet nie chce bronić się przed ciosami. Sędzia szybko przerwał walkę i ogłosił Polaka zwycięzcą.
Z Brytyjczykiem, Jamesem Thompsonem, Mariusz Pudzianowski pojedynkował się dwukrotnie. Za pierwszym razem przegrał przez poddanie, a za drugim, po wielomiesięcznych przygotowaniach w Stanach Zjednoczonych, zdołał pokonać rywala z Wysp. Ze zwycięstwa długo się jednak nie cieszył. Decyzja sędziów o wygranej Polaka od początku zdawała się być kontrowersyjna. Ostatecznie stwierdzono, że doszło do nieprawidłowości w procedurze sędziowania, a całą walkę uznano za nieważną.
Rok 2011 Pudzianowski zakończył bez zwycięstwa, ale kolejny rozpoczął w dobrym stylu. Na gali KSW 19 bez większych problemów pokonał Boba Sappa, nokautując Amerykanina już w pierwszej rundzie.
Kolejny triumf przyszedł podczas gali KSW 20. "Szalony Grek" padł pod gradem ciosów Pudzianowskiego w drugiej rundzie.
Podobnie jak z Thompsonem, tak i z McCorklem Pudzianowski mierzył się w swojej karierze dwukrotnie. Pierwszą walkę przegrał przez poddanie. Po tym starciu "Dominator" zdecydował się na zmiany w swoim sztabie szkoleniowym, co przyniosło owoce trzy miesiące później, gdy Polak po raz drugi pojedynkował się z Amerykaninem. W rewanżu górą był już Pudzianowski.
W swojej dziesiątej walce Pudzianowski stanął naprzeciw byłego strongmana, Oliego Thompsona. Po pojedynku na pełnym dystansie "Pudzian" pokonał rywala decyzją sędziów.
Pojedynek z Nastulą, mistrzem olimpijskim w judo z Atlanty, był jednym z najciekawszych w historii występów Pudzianowskiego w KSW. Do jego rozstrzygnięcia potrzebna była nawet dogrywka. Koniec końców lepszy okazał się "Dominator", który wygrał tę walkę dzięki swojej świetnej postawie w stójce.
27 sekund i jeden cios - tyle potrzebował Pudzianowski, by unieść w górę ręce w geście triumfu. Atomowy prawy od razu zwalił z nóg Brazylijczyka. Arbiter błyskawicznie przerwał zawody i zakończył starcie na korzyść byłego strongmana.
Po czterech zwycięstwach z rzędu dla Pudzianowskiego nadszedł jednak gorszy czas. Na gali KSW w Londynie "Dominator" walczył z Peterem Grahamem, a ewentualna wygrana mogła zagwarantować mu walkę o pas mistrzowski. Australijczyk pokrzyżował jednak plany Polaka i pokonał go w drugiej rundzie przez techniczny nokaut.
W starciu z Różalskim byliśmy świadkami szalonej wymiany ciosów od samego początku. Wydawało się, że o losach pojedynku zadecyduje stójka, ale w drugiej rundzie Różalski zastosował duszenie gilotynowe, co zapewniło mu zwycięstwo. Pudzianowski poddał walkę, po raz pierwszy w karierze przegrywając dwa starcia z rzędu.