Żeglarstwo. Zbigniew Gutkowski kontra pięć Oceanów

Pierwszy Polak wystartuje za kilka dni w regatach samotników dookoła świata. Przed Zbigniewem Gutkowskim prawie 30 tys. mil w Velux 5 Oceans.

Na szczyt Mt. Everestu wspięło się 3 tys. ludzi, w kosmos poleciało 500 ludzi. Jeśli wszystkich sześciu żeglarzy ukończy Velux 5 Oceans, liczba tych, którzy opłynęli samotnie glob, osiągnie 180

Pierwsza próba sił Gutkowskiego nastąpiła pod koniec września, kiedy Polak wypłynął na próbę swojego siedmioletniego jachtu "Operon" wymaganą przez organizatorów Velux 5 Oceans. Musiał pokonać 1100 mil morskich, gdy fale w niespokojnej o tej porze roku Zatoce Biskajskiej miały sześć metrów, a wiatr w porywach sięgał 45 węzłów.

Po pierwszych dniach odmówił posłuszeństwa silnik zapewniający prąd. Bez niego nowoczesny 18-metrowy jacht staje się w ciągu kilkunastu godzin, do wyczerpania baterii, ślepy i głuchy. Gutkowski musiał sam zmierzyć się z awarią bynajmniej nie w warunkach flauty w Mikołajkach.

- Musiałem wyssać ustami paliwo z zapowietrzonych przewodów, opijając się ropy - mówi "Gazecie" 38-letni Gutkowski.

Start nastąpi 17 października z La Rochelle we Francji. W najdłuższych regatach samotników z etapami w Kapsztadzie (RPA), Wellington (N. Zelandia), Salvadorze (Brazylia) i Charlston (USA) wystartuje sześciu żeglarzy. We wcześniejszych regatach startowało więcej żeglarzy, głównie ze względu na łagodniejsze standardy. Dziś nie da się tego zrobić bez spełnienia ostrych kryteriów, czyli milionowego budżetu, choć i tak jest on kilkakrotnie mniejszy niż w Vandee Globe lub załogowych Volvo Ocean Race - w tych ostatnich zwycięzca z 2009 roku "Erickson 4" miał 135 mln euro do dyspozycji.

Statystyki po 28 latach rozgrywania regat są tak groźne, że największą trudnością obok zapewnienia budżetu jest znalezienie ubezpieczyciela jachtu i żeglarza. Gutkowski po bezskutecznych dwumiesięcznych poszukiwaniach wśród uznanych firm ubezpieczył się za wschodnią granicą.

Już pierwsza część regat - właśnie po Biskajach i południowym Atlantyku - nie jest niedzielnym wypadem na Zatokę Pucką, ale prawdziwe wyzwania czekają na oceanie południowym, czyli w drugim i trzecim etapie, między Kapsztadem a przylądkiem Horn. Tam zdarzyło się dotąd najwięcej złych przygód, dwóch żeglarzy zginęło. Ale były też chwile budujące. 16 lat temu francuska żeglarka, wówczas liderka regat Isabelle Autissier najpierw straciła maszt, ale nie poddała się, nie wezwała pomocy, próbowała dopłynąć do lądu. Jacht przewrócił się wkrótce dnem do góry i Francuzkę uratowała australijska fregata. Cztery lata później Rosjanin Wiktor Jazikow po wypadku na morzu i kontuzji, z której wzięła się infekcja, sam operował ramię, jak się później okazało, ratując się przed amputacją. I dopłynął do mety. W 2002 r. Kanadyjczyk Derek Hatfield stracił maszt podczas sztormu na Przylądku Horn, ale również się nie poddał. Dotarł do mety kilka tygodni po zwycięzcach. Podczas ostatniej edycji w 2006 roku Mike Golding, zażarty rywal na morzu i na lądzie Alexa Thompsona, prywatnie go nie znoszący (i vice versa) musiał go ratować. Kilka godzin jacht Goldinga z Thompsonem na pokładzie stracił maszt.

Nagrodą dla zwycięzców jest nie tylko spełnienie marzeń i pół miliona euro, ale też otwarte drzwi do największych i najbardziej renomowanych regat Vandee Globe i Volvo Ocean Race. Dotąd Polaka w nich nie było - nie jesteśmy narodem żeglarzy. Nigdy jeszcze Polak nie wystartował w wyścigu samotników, choć były już polskie starty w wielkich regatach załogowych. Gutkowski był członkiem załogi Warty-Polpharma, gdzie skipperem był Roman Paszke. W 2000 roku nie ukończyła ona milenijnego wyścigu katamaranów The Race. W 1973 roku w pierwszych regatach Whitbread (obecnie Volvo Ocean Race) płynęły: "Copernicus" prowadzony przez jednego z najwybitniejszych polskich żeglarzy Zygfryda Perlickiego i "Otago" Zdzisława Pieńkawy. "Copernicusa" po 205 dniach żeglugi sklasyfikowano na 11. miejscu. "Otago" mimo złamania bezanmasztu zajął 13. miejsce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.