Koncern Olimpijski im. Samarancha

W wieku 89 lat zmarł były szef MKOL. Nikt nie miał większego wpływu na sport niż Juan Antonio Samaranch. Gdyby baron Pierre de Coubertin to wiedział, pewnie zawahałby się przed stworzeniem nowożytnego olimpizmu

- Gdy Samaranch został przewodniczącym, Amerykanie i ich sojusznicy bojkotowali igrzyska w Moskwie, MKOl był bankrutem, żadne miasto nie chciało organizować olimpiady - wspomina Michael Payne, bliski współpracownik Samarancha. - Gdy odchodził, jako drugi najdłużej piastujący funkcję przewodniczącego po założycielu MKOl de Coubertinie, komitet generował miliardy dolarów zysku, miasta tłoczyły się w kolejce do organizacji igrzysk, a po bojkotach nie było śladu nawet w olimpijskim słowniku.

Dokonał tego niepozorny barcelończyk, urzędnik hiszpańskiego rządu, ambasador w Moskwie i Mongolii, wytrwały negocjator, wielbiciel porozumień ponad podziałami. Ale też dezerter, prominentny faszystowskiego reżimu generała Franco. Zajadły przeciwnik wszelkiej krytyki, gotów dzięki nieprzebranym finansom komitetu ścigać krytyków i wszczynać procesy, jak w przypadku skazanego przez szwajcarski sąd na pięć dni więzienia dziennikarza brytyjskiego Andrew Jenningsa.

Życie Samarancha nie jest różowe, jakby chciał je przedstawić Payne. O jego olimpijskich dokonaniach nie sposób napisać peanu. Bo olimpizm Samarancha stał się gargantualnym monstrum, ponadnarodowym koncernem, w którym słowa "patron", "wsparcie", "sponsor polityczny" mają olbrzymie, realne znaczenie.

Urodził się w bogatej barcelońskiej rodzinie. Kiedy w 1936 roku wybuchła w Hiszpanii wojna domowa, Samaranch został powołany przez republikański rząd do wojska, ale zdezerterował do Francji. Gdy tylko Franco pokonał wojska wierne rządowi, Samaranch wrócił do kraju i wstąpił do Falangi, faszystowskiego ugrupowania zwolenników junty generała, od 1937 do 1977 roku jedynej legalnej partii w Hiszpanii.

Początkowo był dziennikarzem sportowym, potem przeniósł się do biznesu, ale postanowił jednak zrobić urzędniczą karierę. Na jednym ze zdjęć późniejszy przewodniczący MKOl unosi dłoń w faszystowskim pozdrowieniu. Na kilku jest w faszystowskim mundurze.

Doszedł do posady ministra sportu, niezbyt politycznej. Gdy więc w 1977 roku reżym Franco wyzionął ducha, Samaranch został wysłany na ważną placówkę do Moskwy.

Był już wtedy wiceprzewodniczącym MKOl, który przechodził największy kryzys - zamach na Izraelczyków w Monachium, bojkot w Montrealu przez Afrykę, wreszcie bojkot igrzysk w Moskwie. Samaranch nie spadł z nieba w tamtych czasach. A więc nie był cudotwórcą, który uratował wtedy organizację - jak mitologizują postać współpracownicy i MKOl po jego śmierci.

Tak naprawdę ruch olimpijski uratował wyścig amerykańskich telewizji po prawa do pokazania igrzysk w Los Angeles w 1984 roku. ABC zapłaciła astronomiczną kwotę 225 mln dol. Po raz pierwszy sprzedano też wtedy ekskluzywny dostęp do igrzysk wybranym sponsorom. To był początek ery komercjalizacji. Aby było jeszcze atrakcyjniej, zaczęto sprowadzać na igrzyska zawodowców - hokeistów w 1988, koszykarzy w 1992.

MKOl otrzymał za igrzyska w Vancouver i Londynie ponad 3 mld od światowych telewizji i około 1 mld od globalnych sponsorów.

Gdy podpisywano te umowy, Samaranch nie był już przewodniczącym, ale są one owocami jego przewodzenia organizacją. Tak jak korupcja i nowoczesny doping - obydwie plagi, których niebywały wzrost nierozłącznie związany jest z komercjalizacją.

Za Samarancha zaczęto gościć delegatów MKOl objeżdżających miasta kandydackie, co skończyło się największym skandalem korupcyjnym w olimpizmie. Komitet organizacyjny Salt Lake City w 1995 roku płacił członkom MKOl za wypady na narty all-inclusive, kupowali dzieciom członków MKOl studia w prestiżowych koledżach, opłacali nawet operacje plastyczne żonom i konkubinom członków MKOl. Wydali na kupienie głosów około 1 mln dol.

Nie można powiedzieć, aby Samaranch wypalał korupcję ogniem.

Wszak wspierał osobiście wybór ponad 80 członków z ponad 100-osobowego grona, wspierał olimpijski ceremoniał, bizantyński przepych, najdroższe hotele, wspaniałe siedziby w Lozannie, na których wzorowały się niektóre inne, mniej zasobne komitety, jak choćby PKOl.

Dopiero w 1999 roku MKOl, uznając, że kupczenie jest powszechne - postanowił, że członkowie nie będą jeździć i oceniać miast-kandydatów. 10 członków zamieszanych w korupcję zostało usuniętych, 10 innych ukaranych reprymendą.

Hiszpan zwykł podczas ceremonii zamknięcia wypowadać sentencję, że były to igrzyska "the best ever".

Idea olimpijska za Samarancha była na pewno "the richest ever".

Więcej o:
Copyright © Agora SA