Lance Armstrong wygrał Tour de France 2001

Lance Armstrong po raz trzeci wygrał Tour de France. Nie dał przy tym rywalom żadnych nadziei, że można go pokonać chociaż w następnych latach.

Lance Armstrong wygrał Tour de France 2001

Lance Armstrong po raz trzeci wygrał Tour de France. Nie dał przy tym rywalom żadnych nadziei, że można go pokonać chociaż w następnych latach.

Rozstrzygnięcie zapadło tydzień przed finiszem na Polach Elizejskich w Paryżu. Na ostatnim pirenejskim etapie z Tarbes do Luz-Ardiden. Lance Armstrong i Jan Ullrich jechali przez cały dystans koło przy kole. Tak też minęli linię mety. Nie miało znaczenia, że przed nimi najpierw przyjechało dwóch zawodników i że Niemiec wyprzedził Amerykanina. Ullrich zdjął rękę z kierownicy i nie odwracając głowy wyciągnął ją w stronę śledzącego go Armstronga. - Zrobiłem to, bo wiedziałem, że pojedynek jest skończony - przyznał później Ullrich.

Tegoroczny Tour de France był pokazem niesamowitych, zdaniem niektórych nadludzkich, możliwości Teksańczyka. Wygrał cztery etapy: dwa górskie i dwa jazdy indywidualnej na czas. - Ani przez chwilę nie okazał żadnej słabości - mówi Ullrich.

Zwycięzca

Nie okazał jej również w najtrudniejszych i znacznie ważniejszych momentach swojego życia. Młody Lance Armstrong był dobrze zapowiadającym się triatlonistą. Zdobył mistrzostwo USA juniorów. Do kolarstwa przekonał go Polak Ed Borysewicz. I przez kilka lat był jego trenerem. W 1993 roku zdobył złoty medal mistrzostw świata w Oslo. Miał 22 lata. Do dziś jest najmłodszym mistrzem w historii.

Do 1997 roku - tragicznego w jego życiu - jeździł bez wielkich sukcesów, choć dwukrotnie wygrywał etapy podczas Tour de France. W październiku, dwa miesiące po podpisaniu kontraktu z francuską grupą Cofidis stwierdzono u niego raka jąder. Armstrong przeszedł przez piekło chemioterapii. - Dawaliśmy mu szanse na przeżycie, ale niewielkie na to, że wróci do sportu - wspominał lekarz David Reeves. Po zakończeniu chemioterapii Lance niemal od razu wsiadł na rower. Jego menedżer Bill Stapelton wspomina, że był wtedy tak słaby, iż na jednym z treningowych podjazdów wyprzedzały go starsze kobiety. Po rehabilitacji po raz pierwszy wystartował w wyścigu Paryż - Nicea w 1998 roku. I szybko się wycofał. Wrócił do Stanów, przeżył załamanie nerwowe. Namówiony przez kolegów ponownie odzyskał wiarę w siebie. W następnym europejskim wyścigu Tour de Luxemburg był pierwszy.

- Armstrong był silny. I dlatego wygrał z rakiem - mówi masażysta US Postal Ryszard Kiełpiński. Walkę z chorobą Amerykanin opisał w wydanej w 2000 roku w USA autobiografii. Sprzedała się w rekordowej liczbie 850 tysięcy egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych i pół miliona w Europie. Założył fundację do walki z nowotworem. - Rak jest w mojej duszy stale obecny. Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie mogę myśleć o innych chorych ludziach - mówi.

Reklamodawca

Od 1998 roku Armstrong startował w zespole US Postal. Cofidis nie przedłużył z nim kontraktu. Amerykańska grupa zaryzykowała. - Nie straciliśmy go z oczu mimo choroby. Przy negocjacjach on sam przekonywał nas, że jest silniejszy niż przedtem. Uwierzyliśmy mu. Powiedzieliśmy, że nie musi się spieszyć, żeby robił co chciał - opowiadał jeden z menedżerów grupy Dan Osipow.

Pierwszy kontrakt Armstronga opiewał na sumę 250 tysięcy dolarów plus premie za zwycięstwa. Niewiele, ale dziś jest najlepiej opłacanym kolarzem świata. Zarabia 3 miliony dolarów za sezon.

Ale w 1998 roku był czwarty we Vuelcie i mistrzostwach świata. Dla US Postal i firmy Nike (kolarz ma z nią podpisaną indywidualną umowę) dziś Armstrong, to wymarzony produkt reklamowy. W tym roku kablowa stacja ONL po raz pierwszy w USA przeprowadziła bezpośrednią transmisję z Wielkiej Pętli. Bardziej znana CBS nadawała relacje z dwugodzinnym poślizgiem, ale w lepszym czasie oglądalności. Teksańczyk był w zeszłym roku gościem Georga Busha juniora, jeszcze przed wyborami prezydenckimi; wcześniej w Białym Domu podejmował go Bill Clinton. Według badań zamieszczonych w prestiżowym tygodniku amerykańskim "Sporting News" pod względem popularności lider US Postal jest wyżej notowany niż Tiger Woods. - Marketingowo wyprzedził wszystkie gwiazdy sportu amerykańskiego - twierdzi Stapleton. - On odniósł sukces nie tylko w sporcie, ale i w walce z chorobą.

Z innej planety

Kolarze, trenerzy z małymi wyjątkami nie mogą wyjść z podziwu dla jego siły i profesjonalizmu. Wszyscy pytają czy to właśnie on pobije rekord pięciu zwycięstw w Wielkiej Pętli należący do Jacquesa Anquetila, Eddy Merckxa, Bernarda Hinault i Miguela Induraina. - Trzeba poprosić Jean-Marie Leblanca, żeby więcej nie zapraszał go na Tour de France - powiedział szef grupy Mapei Serge Parsani, co oddaje rezygnację jaka zapanowała wśród przeciwników Armstronga.

- Nie umiem tego inaczej określić. To kolarz z innej planety. Na podjazdach większość dystansu pokonuje stojąc na pedałach. To ciężko wytrzymać. Trzeba mieć do tego nie tylko silne nogi, ale i ręce - mówi polski kolarz ekipy Domo Piotr Wadecki. Amerykanin jeździ przy tym pod górę na miękkim przełożeniu przy częstotliwości około 100 obrotów na minutę. - Tak niektórzy z nas nie potrafią jeździć po płaskim - twierdzi Tomasz Brożyna z ibanesto.com. - Taka jazda jest bardziej ekonomiczna dla mięśni i serca. Ale nie dziwię się, że Armstrong może ją stosować, a Ullrich nie. Różnica między oboma kolarzami polega na tym, że pierwszy pracuje dziesięć miesięcy w roku, drugi miesiąc - powiedział Cyril Guimard były dyrektor Cofidisu, dziś pracujący w obsłudze TdF. W reklamówce Nike pod tytułem "Road to Paris" Armstrong przemierza na rowerze sam jeszcze zaśnieżone alpejskie szczyty, aby lepiej je poznać przed TdF. Nie jest tajemnicą, że o tej porze roku Ullrich najczęściej zbija wagę.

Kowboj Armstrong nie jest jednak jeźdźcem bez głowy. To nie tylko siłacz, ale genialny taktyk i szef grupy, a nawet całego peletonu. Sam mówi o oszustwie, jakiego dopuścił się na pierwszym górskim etapie tegorocznego Touru do l'Alpe d'Huez. Ullrich i jego koledzy z Telkomu nadawali silne tempo grupie, w której z tyłu jechał Armstrong. Ile razy kamera filmowała z bliska twarz Amerykanina widać było na niej grymas bólu. - Oszukałem Telekom, aby nadawali tempo. W samochodach dyrektorzy mają telewizory i widzą, co się dzieje na trasie. Ile razy widziałem przy sobie motor z kamerą, udawałem zmęczenie - mówił Armstrong. Na wjeździe na szczyt l'Alpe d'Huez słabości już nie było. Spojrzał na Ullricha i odjechał do mety. Sam. - Od tego czasu zmieniliśmy taktykę. Ale i to nic nie dało. Armstrong i tak wygrywał z Janem - opowiadał dyrektor Telekomu Rudy Pevenage.

W US Postal wszyscy pracują dla niego. Ale Armstrong potrafi się odwdzięczyć. Na konferencji prasowej zapowiedział, że być może wystartuje w Vuelcie. Nikt nie ma wątpliwości, że nie po to, aby wygrać, ale pomóc swojemu koledze z grupy Roberto Herasowi powtórzyć sukces sprzed roku.

Znają swoje miejsce w peletonie również inni kolarze. Wiedzą, że zwycięstwo na górskich etapach zależało tylko od woli Armstronga. - Indurain na to pozwalał. Był szlachcicem. Armstrong to kowboj. Potrafi zmrozić spojrzeniem i wtedy wiadomo, że nikt nie może go wyprzedzić - powiedział szef drużyny Euskaltel Julian Gorospe.

Białe plamy

O tym, że nie ma w tym przesady mogłem przekonać się sam podczas konferencji prasowej w Pau, nazajutrz po ostatnim pirenejskim etapie. Armstrong panował nad tłumem dziennikarzy tak jak nad peletonem. Był pewien siebie. Każdą kwestię kończył patrząc głęboko w oczy rozmówcy jakby chciał nad nim zatriumfować tak, jak na linii mety w l'Alpe-d'Huez czy Saint-Lary-Soulan.

W kontaktach z prasą musi być twardy. Dla niego to również góra do pokonania. W "historii" Armstronga jest bowiem kilka białych plam. Grupa US Postal jest podejrzewana o używanie niedozwolonych środków dopingujących podczas ubiegłorocznego Touru. Śledztwo wszczęte przez prokuraturę w Paryżu wciąż trwa.

Trzy tygodnie temu, tuż przed rozpoczęciem wyścigu dziennikarz Sunday Timesa David Walsh ujawnił, że Armstrong od 1995 roku współpracuje z doktorem Ferrari. Tym samym, który stwierdził kiedyś, że EPO, środek który zabił już na całym świecie kilkudziesięciu kolarzy, jest niegroźny dla zdrowia tak samo jak sok pomarańczowy. Odwiedzając Ferrariego Armstrong nigdy nie zatrzymywał się w hotelu, nigdy nie wynajmował samochodu na własne nazwisko.

Kolarz odpowiedział Walshowi na zarzuty podczas konferencji w Pau. - Cieszę się, że mogę stanąć naprzeciw Pana, Davidzie. Ferrari jest dla mnie jednym z najbardziej uczciwych ludzi, jakich spotkałem w kolarstwie. Nigdy nie udowodniono mu żadnej winy. Ja również nigdy nie miałem pozytywnych wyników badań dopingowych, choć robiono je wiele razy. Korzystałem wyłącznie z namiotów tlenowych (przez kilka godzin kolarz przebywa pod namiotem napełnianym górskim powietrzem - przyp. ok). Mogę spokojnie spojrzeć w lustro. Kolarstwo jest sportem, który popełniał błędy. Jest jednak jednym z nielicznych, w których rzeczywiście walczy się z dopingiem, podczas gdy w tenisie, pływaniu, lekkiej atletyce nie zrobiono w tej dziedzinie nic. Mam złą reputację, bo jestem kolarzem i zawsze pod naszym adresem stawia się zarzuty. Ale powtarzam, patrzcie na fakty, wyłącznie na fakty - mówił Armstrong. Jego obrona trwała kilka minut. Po czym powiedział do Walsha: - Pan już dla mnie nie istnieje.

Cytryna

Francuska prasa przyznała Armstrongowi nagrodę cytryny dla najbardziej antypatycznego kolarza Wielkiej Pętli. Wizerunek Amerykanina u publiczności był równie kwaśny. Został wygwizdany podczas prezentacji w Dunkierce. Gwizdy towarzyszyły mu podczas całego wyścigu. - Nigdy dotąd nikt się tak tu nie zachowywał. Armstrong unika dziennikarzy i publiczności. Odmawia podpisania autografu. Gdy kibice czekają na niego przed głównymi drzwiami hotelu, on wychodzi innymi. Wynajął ochroniarza - opowiadał Bogdan Madejak dla którego był to już trzynasty Tour de France.

***

Kiss ass Lance

"Kiss ass Lance. Allez, Allez Postals" taki transparent wywiesili amerykańscy kibice przed wjazdem na Tourmalet. Co roku przyjeżdża ich na Tour de France coraz więcej. Pociąg z Saint-Amond-Montrond, miejsca gdzie kończyła się piątkowa czasówka do Vierzille, był przepełniony kibicami ze Stanów. Było tak gorąco, że niektórzy z nich ocierali pot amerykańskimi flagami. Gdy pociąg zbliżał się do Vierzille jego kierownik odbębnił w ojczystym języku formułkę: - Pociąg wjeżdża na stację Vierzille, najbliższa przesiadka do Paryża o godzinie 20.04. Później nieoczekiwanie powtórzył to samo po angielsku, kończąc: - Vive France... o przepraszam! Lance Armstrong!

Lance Armstrong, urodzony 18 września 1971 roku w Dallas. Wzrost 177 cm, waga 71 kg. Żonaty z Kristiną. Jedno dziecko. Grupy zawodowe: Motorola, Cofidis, US Postal. Sukcesy: Zwycięstwo w Tour de France (1999, 2000, 2001), 11 triumfów etapowych w TdF, mistrzostwo świata (1993), brązowy medal igrzysk olimpijskich w jeździe indywidualnej na czas (2000), dwie wygrane w Pucharze Świata: Clasica San Sebastian (1995) i Fleche Walonne (1996), zwycięstwo w wyścigu Dookoła Szwajcarii (2001).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.