Baseball - sport, w którym wszystko jest możliwe

Felix Hernandez z Seattle Mariners zyskał sobie w środę wieczną sławę. Jako 23. miotacz w historii baseballa zanotował na swoim koncie perfekcyjny występ (w oryginale perfect game) w MLB, czyli taki, w którym nie dopuścił żadnego z zawodników drużyny przeciwnej do choćby jednej bazy. To znaczy, że wygrał wszystkie 27 pojedynków z pałkarzami Tampa Bay Rays (akurat to na nich trafiło). Żadnemu z nich nie udało się ani skutecznie odbić piłki, ani dostać bazy za darmo po czterech błędach miotacza.

Gdy po ostatniej piłce, sędzia ogłosił "strike", wszyscy koledzy z Mariners rzucili się na Wenezuelczyka w porywie wielkiej radości, gniotąc go ze wszystkich stron. 20 tysięcy ludzi, którzy przyszli tego dnia na mecz, choć ich pupile na play off już szans praktycznie nie mają, nie mogło usiedzieć z emocji całą ostatnią rundę i na koniec zgotowało Hernandezowi owację na stojąco. Podobny aplauz kibiców wyczyn Wenezuelczyka wzbudził w dziesiątkach innych miejsc. Informacja o nim trafiła na czołówki serwisów sportowych.

Baseballowy perfekcyjny występ nie ma odpowiednika w żadnym innym sporcie. Bo bohaterem meczu zostaje zawodnik, który odpowiada za grę obronną drużyny, a jednocześnie kreuje wydarzenia na boisku. Cały czas jest w grze. Z drugiej strony jest to występ doskonale wymierny, statystycznie mierzalny, nie podlegający dyskusji jak np. bronienie rzutów karnych w piłce nożnej, które podobno mogą być tylko źle strzelone. I jeszcze niezwykle rzadki.

W Major League Baseball były dotąd tylko 23 perfekcyjne występy na grubo ponad 180 tysięcy meczów. Pierwszy doskonałe rzucanie zaprezentował w 1904 r. legendarny Cy Young (to jego imię nosi doroczna nagroda przyznawana najlepszym miotaczom w MLB). Kolejne były oddzielone od siebie wieloma latami. Między trzecim perfekcyjnym występem (Charlie Robertson w 1922 r.), a czwartym (Don Larsen w meczu World Series 1956) minęły ponad 34 lata. W latach 60. już trzech zawodników zapisało się w ten sposób w historii, a w latach 70. żadnemu nie udała się ta sztuka. Trzy ostatnie przypadki doskonałości zdarzyły się w tym sezonie.

Skąd taki urodzaj? Jedni twierdzą, że miotacze lepiej trenują, inni, że pałkarze odstawili prochy. Ostrzejsze kontrole dopingowe ich wystraszyły. Tyle tylko, że w sterydowej erze miotacze też chętnie sięgali po wspomagacze i jakoś nie wypłynęło to na większą liczbę perfekcyjnych występów.

A może po prostu prawdą jest to, co mówi się o baseballu, że to sport, w którym wszystko jest możliwe? I nie chodzi tu tylko o niespodzianki (w żadnej innej topowej lidze zawodowej faworyci nie przegrywają tak często jak tu), ale także o rozpiętość wyników, dokonania statystyczne itp.

W baseballu nierzadko trzeba rozegrać dodatkowe rundy, by choć jeden zespół zdobył punkt (mecz Seattle Mariners - Tampa Bay Rays, w którym Hernandez dokonał historycznego osiągnięcia zakończył się wynikiem 1:0), ale zdarzają się takie mecze, w których oba zespoły zdobywają w sumie 20 punktów i więcej. Nie szukając daleko, niespełna trzy tygodnie temu Texas Rangers pokonali 11:10 Los Angeles Angels. Niemal równo cztery lata temu odbył się niezwykły mecz, w którym Texas Rangers przegrali z Boston Red Sox 17:19. Bostończycy prowadzili już 10:0 po pierwszej rundzie. Po trzeciej - 12:2, ale rywale odrobili straty i prowadzili 16:15, zanim w ósmej części meczu stracili 4 punkty. Jak widać w baseballu nie ma bezpiecznej przewagi, którą można dowieźć do końca meczu.

W dokonaniach indywidualnych wygląda to podobnie. Najlepsi zawodnicy uderzają home runy średnio raz na cztery - pięć meczów. Tymczasem 16 razy w historii zdarzyło się, że jeden zawodnik cztery razy wybijał piłkę poza boisko w jednym spotkaniu (ostatni raz Josh Hamilton w 2009 r.). Jeśli chodzi o pałkarzy, to ich średnia skuteczność wynosi ok. 25-35 procent w sezonie, ale Hideki Matsui z New York Yankees w World Series 2009 osiągnął 61,5 proc. Oczywiście dlatego, że grał tylko sześć meczów, a nie 162.

Jeśli kogoś dziwi popularność baseballa w USA, Japonii, czy na Kubie, niech pamięta, że akurat tu kibic w każdym meczu może się spodziewać wszystkiego. Świadkiem następnego perfekcyjnego występu może być dopiero za 10 lat, albo... nawet dziś.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.