Czy najlepszy zawodnik może zarabiać mało?

Według najnowszych opublikowanych danych Chelsea Londyn jest najbardziej rozrzutnym klubem świata. Londyńczycy płacą swoim zawodnikom 172 mln funtów rocznie (279 mln dolarów). Daleko w tyle zostali nawet szejkowie z Manchester City (214 mln dol.). New York Yankees, którzy do tej pory byli dla mnie symbolem nieliczenia się z groszem, by sprowadzić do siebie graczy najwybitniejszych, w tej klasyfikacji ze swoimi 206 mln dol. walczą zaledwie o brązowy medal z Manchesterem United.

Informacja o kwotach wydawanych przez Chelsea staje się szokująca, gdy zestawi się ją z faktem, że najlepiej zarabiający piłkarze klubu Romana Abramowicza dostają po około 6,5 mln funtów (John Terry i Frank Lampard - zestawienie dotyczy sezonu 2009/10, gdy w klubie nie było jeszcze Fernando Torresa, który teraz podobno ma najwyższą gażę w Londynie). Mogłoby się wydwać, że z 172 mln funtów wydatków na pensje Roman Abramowicz ma jeszcze dwudziestu czterech piłkarzy o podobnym talencie i umiejętnościach. Nic bardziej błędnego. Kilku równie dobrych zawodników Chelsea na pewno ma, ale na pewno nie dwudziestu.

Wniosek jest jeden. Abramowicz mocno przepłaca (część zawodników na jego liście płac, to gracze, których w Chelsea fizycznie już nie ma). No, ale kto bogatemu zabroni...

Przykłady średnich piłkarzy albo takich, którzy okazywali się transferową pomyłką, a podpisywali gigantyczne kontrakty, można znaleźć wszędzie. Chelsea to tylko najbardziej jaskrawy przykład, podobne doświadczenia ma Real Madryt, Manchester City czy u nas Legia Warszawa i jeszcze wiele innych klubów.

A przecież można inaczej. Dla właścicieli piłkarskich klubów na pewno zadziwiające jest to, że najlepszy zawodnik (MVP) baseballowej National League (jedna z dwóch cześci MLB) - Joey Votto z Cincinnati Reds grał w ubiegłym sezonie za 525 tys. dolarów. Zarabiał znacznie mniej niż średnia w lidze i o kilkadziesiąt razy mniej niż największe gwiazdy. W jego zespole czternastu zawodników dostawało więcej niż on (Aaron Harang miał pensję 25 razy większą niż Votto). A przecież Kanadyjczyk nie wyskoczył jak Filip z konopii. O tym, że to znakomicie zapowiadający się gracz w Cincinnatti wiedzieli od dawna. Już w ubiegłym roku był najlepszy w zespole, jeśli chodzi o ofensywne statystyki. Dlaczego więc dostał tylko roczny kontrakt za małe pieniądze? Takie jest bowiem prawo w tej lidze. Zawodnik, który w MLB rozegrał mniej niż sześć sezonów "przywiązany" jest do drużyny, która pierwsza podpisała z nim kontrakt. Chroni to interesy klubu z dwóch stron. Z jednej nie musi płacić ogromnych pieniędzy zawodnikowi, który dopiero zaczyna karierę i nie wiadomo, co z niego będzie za parę miesięcy; a z drugiej nie musi obawiać się, że ktoś podbierze mu młodą gwiazdkę.

A zawodnik? Jeśli jest dobry, to na pewno na tym nie straci. Jeśli klub po wygaśnięciu umowy chce mu płacić za mało, to może zwrócić się o arbitraż do ligi, która na podstawie osiągnięć zawodnika (jak bardzo przydają się tu statystyki) i jego stażu decyduje, czy bliższe ligowej średniej są żadania zawodnika, czy oferta klubu. Votto podpisał już nowy trzyletni kontrakt z Reds. Zarobi 38 mln dolarów (6 mln z tego dostał za sam tylko podpis na umowie). Po 2013 r. zostanie tzw. wolnym agentem. Będzie miał prawo podpisać umowę z kim chce i za ile chce. Fachowcy wróżą mu wielką karierę. Jeśli mają rację, za trzy lata Votto może pobić kontraktowy rekord świata. Alex Rodriguez, do którego ten najlepszy na świecie wynik obecnie należy (275 mln dol. za 10 lat gry w New York Yankees, nie licząc bonusów, które mogą wynieść kolejne 30 mln) przez trzy pierwsze sezony kariery grał w Seattle za 440 tys. dolarów rocznie. Gdy w głosowaniu na MVP American League zajął drugie miejsce (1996 r.) jego pensja skoczyła na milion dolarów i choć to on był największą gwiazdą drużyny jego dwunastu kolegów z drużyny zarabiało lepiej niż on.

Wejdź na nasz profil, zostań fanem. Komentuj, dyskutuj, radź - Sport.pl na Facebooku ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.