Finał NHL. Maraton w Chicago. Trzy dogrywki i blisko pięć godzin gry

Gol Andrew Shawa w trzeciej dogrywce morderczego pierwszego meczu finału NHL zapewnił Chicago Blackhawks zwycięstwo nad Boston Bruins 4:3. Hokeiści spędzili na lodowisku 112 minut. To piąty najdłuższy mecz w historii finałów NHL.

Shaw znalazł się we właściwym miejscu we właściwym momencie. Michal Roszival uderzył spod niebieskiej linii. Krążek wzbił się w powietrze, przed bramką tor jego lotu zmienił najpierw Dave Bolland, a ułamek sekundy później Shaw, który skierował go do bramki obok bezradnego bramkarza Bruins Tuukki Raska.

 

Shaw swoją bramką zakończył piąty najdłuższy mecz w historii finałów NHL. Gdy krążek przekraczał linię bramkową w Chicago, gdzie odbywał się mecz, dochodziła północ. W Polsce spotkanie zaczęło się tuż po godz. 2 w nocy, a skończyło tuż przed 7 rano. Mecz trwał w sumie 112 minut czystej gry, a kibice zobaczyli 121 strzałów na bramki.

Spotkanie wcześniej mogli skończyć hokeiści Bruins. W drugiej dogrywce szczęścia zabrakło Jaromirowi Jagrowi, bo krążek uderzył w słupek bramki Blackhawks. Dobrą okazję zmarnował w trzeciej dogrywce także Kaspars Daugavins.

Bruins zaczęli spotkanie od prowadzenia 2:0 po dwóch golach Milana Lucica. W drugiej tercji Brandon Saad strzelił kontaktową bramkę dla Blackhawks, ale na początku trzeciej tercji Bruins znów odskoczyli na dwie bramki po trafieniu Patrice'a Bergerona. Blackhawks, najlepszy zespół sezonu zasadniczego, doprowadził jednak do dogrywki - gole zdobyli Dave Bolland i Johnny Oduya.

W serii do czterech zwycięstw Blackhawks prowadzą 1-0. Mecz numer dwa w sobotę, także w Chicago.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.