Zlatan wykonał najlepszą sztuczkę w karierze. "Nigdy nie widziałem takiego człowieka" [IKONA FUTBOLU 2020]

Zlatan Ibrahimović jest jak Benjamin Button, który urodził się stary i młodniał z biegiem lat. W 2020 roku Szwed co 110 minut strzelał gola, a Milan ma dzisiaj dwa razy więcej punktów niż w tym samym momencie poprzedniego sezonu. Dlatego "efekt Zlatana" porównuje się z efektem Maradony".

Ikona Futbolu to plebiscyt Sport.pl, w którym wybieramy najlepszych: piłkarza, piłkarkę oraz trenera roku. O szczegółach przeczytasz tutaj >>>

"Ciekawy przypadek" to zresztą jeden z ulubionych filmów Zlatana Ibrahimovicia, do głównego bohatera porównywał się już kilka razy, bo i w PSG wydawał się stary, i w Manchesterze United, a w Los Angeles to już w ogóle. Przemijał: grał w Galaxy, gdzie odciągał uwagę Amerykanów od baseballa i uwodził świat Hollywood swoją osobowością. Zeszłej zimy poważnie zastanawiał się co dalej. Kontrakt wygasał - jeszcze jeden sezon w MLS czy huczne pożegnanie i początek nowego życia? Poradził się Mino Raioli. Chciał poznać opinię przyjaciela, a dostał wskazówkę wytrawnego agenta. - Powiedział mi, że w Ameryce za łatwo przejść na emeryturę i powinienem jeszcze wrócić do Europy, by pokazać wszystkim, że wciąż jestem świetny. Zapytałem: kto najbardziej mnie potrzebuje?

Zobacz wideo Wybieramy Ikonę Futbolu 2020 - plebiscyt Sport.pl

Zlatan Ibrahimović najlepszym strzelcem Serie A, Milan liderem 

Milan akurat lizał rany po 0:5 z Atalantą, był na jedenastym miejscu w tabeli, z trenerem do zwolnienia, z działem sportowym, który wydawał się do niczego, z Krzysztofem Piątkiem wracającym na ziemię i szatnią pozbawioną lidera. A Ibrahimović dobijał pod czterdziestkę, nie grał od dwóch miesięcy, pamiętał jeszcze o zerwanych więzadłach, które trzy lata wcześniej miały zakończyć jego karierę. Przypominało to ślub, podczas którego goście obstawiają, kiedy małżeństwo się rozleci i kto na nim gorzej wyjdzie. Zlatan miał do stracenia znacznie więcej, ale gdy usłyszał od Raioli, że w Milanie wciąż za nim płaczą, gotowy był położyć na szali swoją reputację.

Wrócił i odmienił ten klub. Średnia punktów zdobywanych na mecz skoczyła z 1,4 do 2,1, on regularnie trafiał do siatki, pozostali piłkarze też grali lepiej i ze środka tabeli awansowali do Ligi Europy. Ibrahimović skromnie zauważył, że gdyby był w Milanie od sierpnia, właśnie świętowaliby zdobycie mistrzostwa. Ale latem znów zastanawiał się nad zakończeniem kariery. Tęsknił za rodziną, której nie przeprowadzał do Mediolanu, jednak wciąż nie opuszczała go myśl, że tę drużynę stać na jeszcze więcej. Nie chciał zostać z poczuciem, że omija go coś wspaniałego. Był też telefon od Stefano Pioliego, który przekonywał, że odejść nie może, bo ta drużyna jeszcze nie jest na to gotowa. 

Za piłkarzami Milanu wymarzony początek sezonu: są liderami tabeli, w Serie A nie przegrali od marca, strzelili gola w każdym z ostatnich trzydziestu meczów, Ibra z dziesięcioma bramkami jest najlepszym strzelcem ligi, choć opuścił dwa mecze. W dodatku w Lidze Europy udało się zająć pierwsze miejsce w niełatwej grupie z Lille, Spartą Praga i Celtikiem. Doszło do tego, że Pioli coraz częściej musi odpowiadać na pytanie o mistrzostwo. Nie słyszał ich żaden z ostatnich ośmiu trenerów, ale żaden nie zaczął sezonu tak spektakularnie. A odchodząc od wyników - Milan przywraca swoim kibicom godność: w derbach pierwszy raz od pięciu lat pokonał Inter, z Juventusem strzelił trzy gole w pięć minut i odrobił dwubramkową stratę, a później dobił czwartym golem. Znów dostarcza emocji, znów uwodzi.

A Zlatan znów jest młody. Być może to najlepsza sztuczka w karierze Ibracadabry. - Za każdym razem, gdy wychodzę na boisko, czuję się jak dzieciak, który pierwszy raz je cukierki. Piłka jest moim najlepszym przyjacielem i chcę być z nią do końca życia - mówi. - Zawsze chcę więcej. I może dlatego dzisiaj jestem tutaj i robię to co robię. Uważam się za Benjamina Buttona, młodnieję z każdym dniem. Będę grał, dopóki będę na wysokim poziomie. Odejdę w dniu, w którym poczuję, że słabnę i dopiero zacznę czuć, że żyję.

Na czym polega "efekt Zlatana"?

Oczywiście, te wszystkie sukcesy nie są tylko zasługą Zlatana, bo równocześnie Stefano Pioli zmienił ustawienie zespołu, dzięki czemu lepiej zaczęli grać Ismael Bennacer i Franck Kessie, obronę wzmocnił Simon Kjaer, Ante Rebić w drugiej części poprzedniego sezonu strzelił nawet jednego gola więcej niż Ibra, Hakan Calhanoglu osiągnął życiową formę. Coś jednak kazało Włochom porównywać powrót Ibrahimovicia do przejścia Diego Maradony do Napoli. Obaj zbudowali swój autorytet na boisku i w szatni. Łączyli doskonałe piłkarskie umiejętności z wielką charyzmą. Weszli do klubu i momentalnie przesunęli go na wyższą półkę.

Ibrahimović to samo zrobił już kiedyś w PSG. Do Paryża ściągał go Carlo Ancelotti, bo potrzebował piłkarza, który swoim uzależnieniem od zwycięstw zarazi resztę. Znał go - kupował nie tylko nogi, ale też jego charakter. Bo jest jedna rzecz, której Szwed nie znosi: niewykorzystywanie potencjału. Kto leniwy, niedokładny, nieprzykładny, niezaangażowany w pełni - będzie z nim miał pod górkę. Raiola mówi, że Ibra nie wytrzymałby nawet jednego dnia w szatni z Mario Balotellim, bo ma wszystkie cechy, których ten nie akceptuje. Ale przez lata i tak się zmienił. W Paryżu sam bywał nieznośny dla reszty, bo oczekiwał, że wszyscy będą na jego poziomie, więc gdy ktoś niecelnie podał, źle przyjął, pytał go, co robi w tak wielkim klubie? 

Teraz woli podejść, poklepać po plecach i doradzić. Nikomu już nie mówi, że jest za słaby i nie pasuje. - Pamiętam, że w szatni potrafił podnosić swoich kolegów z drużyny za kołnierz, jeśli uznał, że nie trenowali z odpowiednią intensywnością - wspominał Adriano Galliani, prawa ręka Silvio Berlusconiego, byłego prezesa Milanu. Ambicją, zaangażowaniem i ciężką pracą wciąż jednak zaraża wszystkich dookoła. - Czuję na sobie dużą odpowiedzialność, jestem najstarszy w drużynie, wszyscy za mną podążają. Cieszę się, że wszyscy są głodni zwycięstw. Nie akceptuję odpoczywania na treningach czy w meczach. Oczekuję pracy na 200 procent - mówił po meczu z Interem. - Strzeliłem dwa gole, pomogłem zespołowi wygrać, ale nie jestem zaskoczony swoim poziomem. Czuję się bardziej kompletny niż dziesięć lat temu, bo jestem bardziej doświadczony. Gdybym miał swój stan fizyczny sprzed dziesięciu lat, przy doświadczeniu, które mam teraz, nikt by mnie nie zatrzymał. Chociaż, prawdę mówiąc, teraz też nikt nie potrafi mnie powstrzymać - śmiał się przed kamerami "Sky Sports". I takie wypowiedzi też są ważne. Ibrahimović ściąga wszystkie reflektory na siebie, a reszta może w jego cieniu spokojnie pracować, co jest szczególnie ważne dla młodych piłkarzy. Milan ma dzisiaj najmłodszą drużynę w Europie.

- Jego przyjście było dla nas niezwykle ważne, zwłaszcza na początku. Sprawił, że zrozumieliśmy, co to znaczy chcieć wygrać za wszelką cenę. On nigdy nie jest usatysfakcjonowany. Nigdy nie wiedziałem człowieka z taką mentalnością - zachwycał się Davide Calabria w wywiadzie dla "StarCasino Sport". - To facet z takim charakterem jak ja - mówił "The Athletic" Paolo Maldini, dyrektor Milanu. - Nie chce przegrywać nawet w karty. Miałem to samo: grałem z dziećmi w ping-ponga i zamiast trochę odpuścić, dać im wygrać, grałem jak najlepiej. Ale to wynika z charakteru, żona mogła się ze mnie śmiać, ale nie umiałem tego zmienić - opowiadał.  

Ibrahimović gra dziś inaczej niż jeszcze pięć lat temu - jeszcze bardziej polega na swoich znakomitych warunkach fizycznych, jeszcze więcej czasu poświęca na analizowanie rywali, by znaleźć najsłabszy punkt jego obrony i ustawiać się jak najbliżej niego - co najlepiej było widać w derbach z Mediolanem, gdy upatrzył sobie Aleksandara Kolarova. - Jeśli rozłoży ręce, nikt nie zbliży się do niego na trzy metry - komentował w "Sky Sports" Beppe Bergomi, były obrońca Milanu. 

Z kolei Pioli nie potrafi znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić, ile Ibrahimović dał jego drużynie. A skoro tak, to niech przemówi obraz: zaraz po meczu z Interem Szwed zamieścił w Internecie zdjęcie lwa, który dopiero co pożarł swoją ofiarę. Zasugerował, że ma z tym lwem wiele wspólnego: niepohamowany głód i widoczną na pierwszy rzut oka siłę. 39-letni Ibrahimović dwa tygodnie przesiedział w domu zarażony koronawirusem, a mimo to zagrał w derbach dziewięćdziesiąt minut, strzelił dwa gole, a następnego dnia ochrzcił się Bogiem Mediolanu.

Zbawił Milan. Pomoże też reprezentacji Szwecji?

Jeszcze we wrześniu Janne Andersson, selekcjoner Szwedów, na konferencji prasowej musiał odpowiadać na pytanie "czy ma dość krytykującego go Zlatana Ibrahimovicia?". Od początku nie było im po drodze: Andersson od 2016 roku budował reprezentację bez jej największej gwiazdy, na mundialu w Rosji doszedł do ćwierćfinału, Szwedzi byli zjednoczeni, grali zespołowo, ale i tak Zlatan krytykował jego kolejne decyzje, wskazując m.in., że nie korzysta z zawodników mających obce korzenie. Nie przebierał w słowach: zarzucał niekompetencję i niszczenie reprezentacji. Ponowna współpraca wydawała się niemożliwa, kibice byli z tym pogodzeni.

Lody przełamało - a jakże - zdjęcie na Instagramie. Ibrahimović sfotografował się w koszulce reprezentacji, a to wystarczyło, by dziennikarze zaczęli drążyć ten temat. - Tak, tęsknię za reprezentacją, nie jest to żadną tajemnicą. Tęsknię za Friends Areną, Żółtą Ścianą i tą koszulką - powiedział w wywiadzie dla dziennika "Aftonbladet". - Po jego słowach widzę, że postępuje inaczej niż wcześniej - przyznał Andersson. I już następnego dnia po opublikowaniu wywiadu leciał prywatnym samolotem na spotkanie z Ibrahimoviciem. Porozmawiali, dali sobie szansę, ale o szczegółach nie informują. Trzeba czekać do marca - do następnej przerwy reprezentacyjnej. 

Szwedzcy kibice chcą znów zobaczyć Zlatana w kadrze. Oczami wyobraźni już widzą jego współpracę z Dejan Kulusevski, utalentowanym piłkarzem Juventusu. "Aftonbladet" przeprowadził sondę: "Czy chcesz znów zobaczyć Zlatana w reprezentacji?". W dwa dni zagłosowało 100 tysięcy osób - 70 procent odpowiedziało twierdząco. Ten związek ma szansę, więc z lekką obawą przypominamy - Szwecja będzie rywalem reprezentacji Polski na przyszłorocznym Euro.

Więcej o: