Londyn 2012. Bolt nie chce być Agassim

Dlaczego Jamajczyk nie chce startować na Wyspach? Boi się brytyjskich podatków, które mogą pochłonąć ponad 100 proc. jego zarobków. Czy tak będzie podczas igrzysk w Londynie?

Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?

Czy podatki mogą być większe niż zarobki? Teoretycznie to możliwe, o ile ściągającym pieniądze jest Wielka Brytania, a podatnikiem - sportowa gwiazda światowego formatu.

Po raz pierwszy o tym dziwacznym mechanizmie świat usłyszał w 2006 r., gdy z brytyjskim fiskusem wojował Andre Agassi. Izba skarbowa, czyli Her Majesty's Revenue & Customs, domagała się od amerykańskiego tenisisty nie tylko zapłacenia podatku od premii wywalczonych w Wimbledonie, ale też procentu od globalnych umów sponsorskich. Chodziło m.in. o wielomilionową umowę Agassiego z firmą Nike. Fiskus dowodził, że Agassi - przebywając w Wielkiej Brytanii - promuje Nike i zarabia część kwot kontraktu na jej terytorium, a w związku z tym musi zapłacić miejscowy podatek. I ostatecznie tak zrobił, bo przed sądem przegrał. Nie wiadomo, czy podatek Agassiego przewyższył wtedy 100 proc. premii faktycznie zarobionych w Wimbledonie. Teoretycznie było to jednak możliwe.

Brytyjskie prawo od tego czasu się nie zmieniło. Drugim Agassim nie chce dziś być m.in. rekordzista świata na 100 i 200 m Usain Bolt. Jamajczyk z premedytacją omija wszelkie lekkoatletyczne mityngi w Zjednoczonym Królestwie. Jego menedżerowie mówią otwarcie, że stopa Bolta nie stanie na brytyjskiej ziemi, dopóki nie zmieni się prawo. Jamajski dziennik "The Gleaner" napisał, że wizyta sprintera mogłaby być całkiem nieopłacalna, bo pieniądze zarobione na startowym i nagrodach pochłonąłby podatek ściągnięty przez HMRC od globalnego kontraktu Bolta z Pumą (kilka mln dol. rocznie).

Brytyjczycy zdają sobie sprawę, że ich fiskus może odstraszać gwiazdy. Podatki od sportowców ściąga w HMRC specjalny departament - Foreign Entertainers Unit (FEU), na który od lat narzekają m.in. golfiści, tenisiści i piłkarze. Przenosiny Cristiano Ronaldo z Manchesteru do Madrytu ponoć były związane tak naprawdę z tęsknotą za mniej uciążliwą hiszpańską skarbówką. Zmiany ślimaczą się jednak straszliwie.

Szef UEFA Michel Platini zgodził się na przyznanie Londynowi prawa do organizacji ostatniego finału Ligi Mistrzów, bo rząd uchwalił, że wszyscy uczestnicy, a więc kluby, piłkarze i UEFA, będą zwolnieni z podatków (wcześniej Wembley przegrało przez podatki m.in. z Santiago Bernabéu). Tak samo było z igrzyskami - Londynowi przyznano prawa do przyszłorocznej olimpiady pod warunkiem, że MKOl i sportowcy zabiorą do domów wszystko, co zarobią.

To specjalne olimpijskie zwolnienie podatkowe ma zacząć obowiązywać już w marcu, żeby przyciągać gwiazdy na różne imprezy przygotowujące. Ale ostatnio wybuchła bomba, bo FEU ogłosiło, że olimpijska ulga dotyczy wyłącznie przychodów "bezpośrednio związanych z igrzyskami". Specjaliści interpretują przepis tak, że chodzi wyłącznie o promocję oficjalnych sponsorów igrzysk. Oznaczałoby to, że sportowcy ubierający się w Adidasie albo reklamujący karty kredytowe Visa czy Coca Colę, mogą spać spokojnie, bo FEU nie zabierze im nic. Bolt, Puma i im podobni mieliby jednak czym się martwić.

Nie wiadomo, jak skończą się podatkowe spory, bo rozmowy MKOl, brytyjskiego rządu i HMRC trwają. Trudno sobie wyobrazić, że gwiazdy formatu Bolta całkiem odpuszczą olimpiadę, ale pytanie, czy będzie im się opłacało bić rekordy świata, zadać można.

Sportowe rekordy oglądalności. Nie tylko piłka przyciąga

Więcej o: