Vancouver 2010: Kanadyjczycy roznieśli Rosjan w pół godziny i są o dwa zwycięstwa od spełnienia marzeń całego narodu

Zegar zaczął odmierzać ostatnią minutę, kiedy czerwona masa kibiców uniosła się z foteli i z niewiarygodną mocą zaczęła skandować: ?we want gold!? rytmicznie przy tym klaszcząc. Cel hokeistów spod znaku Klonowego Liścia jest prosty i jasny jak złote medale, który mają zdobyć.

Żeby na igrzyskach zakręciło się w głowie nie trzeba iść do lunaparku z rollercoasterem. Wystarczyło być jednym z tych szczęśliwców, którzy dostali bilet na mecz hokeja. I to na mecz Kanada - Rosja. Wejściówki kosztowały dawno temu od 100 dolarów (miejsca, hen wysoko, pod dachem hali) do 300 (blisko lodowiska). W drodze do hali można było je kupić po tysiąc. Chętni się znaleźli. Na półfinał i, ewentualny z udziałem gospodarzy, finał ceny osiągną poziom niewyobrażalny.

Kiedy mecz się zaczął, świat zawirował. Dla Kanadyjczyków liczy się tylko złoto. A ćwierćfinałową przeszkodę - Rosjan - chcieli zmieść z tafli lodu. Dosłownie i w przenośni.

Wielcy jak dęby Rosjanie co chwila lądowali na bandzie, badanie wytrzymałości specjalnie hartowanego szkła okalającego lodowisko trwało w najlepsze w każdej niemal akcji. Kanadyjczycy ruszyli na rywali jak wściekli. Chcieli ich wprasować w bandy tak, żeby została z nich mokra plama. Nie dawali im chwili wytchnienia, krążek śmigał od kija do kija z niewiarygodną prędkością. Bramki też padały szybko. Za szybko jak na ten poziom hokeja. W rosyjskiej bramce słabo spisywał się Nabokow. Puszczał gola za golem, a kibice byli w siódmym niebie. I ekstazie.

Na trybunach byli skośnoocy Azjaci, brodaci Arabowie z brodami i w turbanach, murzyni, starzy, młodzi, rodziny z dziećmi, samotni i zakochani. Łączyło ich jedno - klonowy liść albo flaga na policzku oraz kanadyjska koszulka zamiast kurtki. Po cywilnemu nie było nikogo. Ubranie czegoś innego niż hokejowej bluzy z napisem "Canada" było żenadą. No, chyba, że kibicowało się Rosji - wtedy obowiązywała wersja "Rassija" na bluzie.

Kanadyjscy kibice dopingowali na pięć. "Go, Canada, go" i "Let's go Canada" było energiczne, rytmiczne, dudniące, tętniące. Pulsujące i radosne. Smętne, niemrawe, śpiewane na trzy "Rassija, Rassija" - nijak nie mogło się przebić. Bo hałas był niewiarygodny. Gdyby ktoś, z jakiejś przyczyny i powodu, zapomniał co ma robić na ogromnych ekranach zawieszonych nad lodowiskiem dostawał proste komunikaty: "zrób hałas", "patrz na krążek".

Podczas przerw w trakcie tercji z głośników płynęła mocna, rockowa muzyka. Pobudzająca i rycząca, podrywająca z miejsc. W przerwach między tercjami muzyka jest łagodna i uspokajająca.

Losy awansu do ćwierćfinału były przesądzone w połowie spotkania - nie minęło 30 minut, a Kanada prowadziła z bezradnymi, egoistycznie grającymi Rosjanami 6:1. Strzelała gole w rozmaity sposób - spod niebieskiej linii, po szybkich kontrach, wjeżdżając z krążkiem do bramki. Skończyło się 7:3. Kanada jest najskuteczniejszym zespołem igrzysk - zdobyła 29 bramek, żadnemu innemu zespołowi nie udało się przekroczyć granicy 20.

Hasło "belive" obowiązuje w Kanadzie od tygodni i dotyczy wyłącznie złotego medalu hokeistów. Kto nie wierzy, Kanadyjczykiem nie jest.

Vancouver 2010 na Sport.pl

Na portalu Sport.pl codziennie od godz. 17 relacje Z Czuba i na żywo, całą dobę relacje prosto z Kanady od naszych specjalnych korespondentów, wideo komentarze, rozmowy z naszymi gwiazdami i komplet wyników, także tych z nocy polskiego czasu. A o godz. 9 rano w Radiu TOK FM magazyn olimpijski Michała Pola - oraz stream wideo live w naszym portalu.

Zespół Sport.pl przygotowuje też "Gazetę olimpijską" - codziennie do kupienia z "Gazetą Wyborczą".

USA lepsze od Szwajcarii po sensacyjnym meczu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.