Vancouver 2010. Jak Lysacek Pluszczenkę wykiwał

- To już nie jest łyżwiarstwo figurowe, to tańce - mówił zły Jewgienij Pluszczenko po tym, jak przegrał złoto z Evanem Lysackiem. Amerykanin jest pierwszym mistrzem olimpijskim od 1994 roku, który nie wykonał poczwórnego skoku

Lysacek rok temu zdobył mistrzostwo świata, ale do faworytów w Vancouver nie należał. Najwięcej przed igrzyskami mówiło się o Pluszczence - srebrnym medaliście z Salt Lake City i złotym z Turynu, który w 2006 roku zawiesił karierę. Wrócił, bo ojczyzna była w potrzebie - Rosjanie, którzy w ostatnich zdominowali walkę o medale w łyżwiarstwie figurowym, mieli świadomość, że ich potęga to przeszłość.

Pluszczenko wrócił po złoto. Po programie krótkim był pierwszy, choć Lysacka wyprzedzał tylko o 0,55 punktu. W czwartek, w programie dowolnym Rosjanin wykonał swój popisowy poczwórny skok, a po zakończeniu jazdy wyprostował ręce w górę i pokazał po jednym palcu tak, jakby chciał powiedzieć: "To ja byłem i jestem numerem jeden!"

Sędziowie byli jednak innego zdania, a Rosjanin nie krył zdziwienia i złości. Drugie miejsce na podium zajął demonstracyjnie przechodząc przez jego najwyższy stopień, zjeżdżając z tafli szybko zdjął srebrny medal, na konferencji nie pogratulował Lysackowi.

- Jeśli mistrz olimpijski nie wykonuje poczwórnego skoku, no to ja nie wiem... - kręcił głową. - To już nie jest łyżwiarstwo figurowe, to tańce. Nasza dyscyplina musi się rozwijać, iść do przodu, a nie stać w miejscu lub nawet się cofać.

Pluszczenko podjął najtrudniejszy temat swojej dyscypliny, czyli sędziowskie oceny. Afera z "ocenami na zamówienie" w Salt Lake City przyniosła zmianę starej punktacji, ale nowa też nie jest idealna. Lysacek przed igrzyskami mówił: - Przeanalizowałem moje statystyki, sprawdziłem, za co dostawałem punkty i stwierdziłem, że niektóre elementy są cenniejsze niż skok poczwórny. Moją strategią będzie skupienie się na idealnym wykonaniu szczegółów.

Komentatorzy są podzieleni. "W snowboardzie Shaun White wymyśla najbardziej wariackie skoki i zbliża się do granic możliwości. Narciarze alpejscy ryzykują życie mknąc w dół podczas zjazdu. A poczwórne skoki w łyżwiarstwie to gatunek wymierający" - pisze agencja AP. "Program Lysacka był świetny, ale konserwatywny. Różnica między nim, a Pluszczenką była taka, jak między solidną półciężarówką, która się nigdy nie psuje, a efektownym, choć mało praktycznym lamborghini".

Amerykańska prasa rozkłada rywalizację o złoto na czynniki pierwsze i wskazuje na regulamin, który skoki wykonane w drugiej części programu dowolnego - kiedy łyżwiarz jest zmęczony, a ryzyku błędu większe - każe punktować z 10 proc. bonusem.

Analityczny Lysacek zrobił to, co się bardziej opłaca - pięć z ośmiu skoków oddał w drugiej połowie przejazdu. Pluszczenko zaplanował program odwrotnie i na premiach stracił 1,8 punktu. Przy końcowej różnicy 1,3 punktu mogło być decydujące.

Niektórzy zwracają uwagę na niechlujność Pluszczenki w wykonaniu piruetów, tzw. elementów łączących, a także skoków. - To nie jest konkurs skoków, tylko pokaz trwający niemal pięć minut - przypomniał Lysacek.

Ciekawe tylko czyj pokaz z tych igrzysk zostanie zapamiętany lepiej.

100 proc. Pluszczenki

"New York Times" przeanalizował poczwórne skoki wykonane na największych imprezach w ostatnich czterech latach. Okazało się, że próbowało tego tylko 10 z 24 uczestników igrzysk. Najlepszą skuteczność ma Pluszczenko - 6/6, czyli 100 proc., w tym 2/2 w Vancouver. Najczęściej skakał Francuz Brian Joubert (18/37, 49 proc.), ale na igrzyskach pomylił się dwa razy i ostatecznie zajął 16. miejsce. Lysacek próbował poczwórnych skoków 13 razy (ani razu w Vancouver) - udało mu się czterokrotnie, czyli w 31 proc.