Wielka Petra Majdić

Marit Bjoergen zdobyła złoto, Justyna Kowalczyk srebro, ale to brązowa Petra Majdić była bohaterką środy w Whistler. - Wystartowała z niewyobrażalnym bólem, bez rozgrzewki, przygotowania, kompletnie rozbita psychicznie. Ten medal to gigantyczny wyczyn - mówi ?Gazecie" Ivan Hudec, trener Słowenki.

Najbardziej wzruszający był widok po dekoracji. Do dziennikarzy wyskoczyły jak na sprężynkach Bjoergen i Kowalczyk, za nimi wytoczyła się na wózku zbolała Majdić. Wywalczyła piąty w historii zimowy olimpijski medal dla Słowenii. Piąty brązowy. Za ofiarność, odwagę i heroizm należał jej się złoty. Wielka Petra Majdić wyglądała tego dnia zupełnie inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Petrę można zwykle poznać z daleka po wzroście i szerokim uśmiechu. Słowenka jest niezwykle sympatyczną, otwartą osobą, prawie nigdy nie odmawia rozmowy dziennikarzom, lubi nawet natrętnych Polaków, którzy od niedawna coraz częściej wypytują ją, jak to jest przegrać z Justyną Kowalczyk.

W środę znów przegrała, ale w zgodnej opinii trenerów, zagranicznych dziennikarzy i samych zawodniczek, była bohaterką dnia na igrzyskach. Większą od Lindsey Vonn i Marit Bjoergen razem wziętych.

- Krew na twarzy, policzku, złamane obie narty i kijki, potworny ból w plecach, podejrzenie złamania żebra. Kiedy ją zobaczyliśmy, myśleliśmy, że to koniec. Spadła w dół trzy metry - tak opisywał "Gazecie" skutki potwornego upadku Majdić na treningu jej trener Ivan Hudec.

- Petra jest niezwykle silna psychicznie i tylko dlatego wystartowała - dodał trener. Opowiadał, że jeszcze zwijała się z bólu po upadku, a już krzyczała przez łzy "I want to start, I want to start". - Ustaliliśmy, że pozwolimy jej spróbować, ale w razie konieczności miała zejść z trasy, po 10, 100, 300 metrach... kiedy tylko poczuje, że ból i wysiłek są zbyt duże - mówił Hudec.

W kwalifikacjach Majdić wystartowała praktycznie z marszu, bo nie było czasu. Musiała stanąć na starcie, inaczej zostałaby zdyskwalifikowana. Z grymasem bólu wpadła na metę z 19. czasem. Od razu za linią się przewróciła i zalała łzami, zwijając z bólu.

Dopiero wtedy, mając ponad godzinę do ćwierćfinałów, Słoweńcy zabrali ją do lekarza, założono jej opatrunek i zamrożono mięśnie specjalnym sprayem. - Ale przed żadnym biegiem, łącznie z finałem nie miała normalnej rozgrzewki, nie mogła się przygotować, tylko siedziała na krześle, trochę chodziła. I płakała. Nie mówiąc już o tym, co działo się w środku, o jej emocjach - kręcił głową z podziwem Hudec.

Przed decydującymi biegami Majdić zdążyła się jeszcze spotkać z psychologiem - Powiedział, że ma się skupić wyłącznie na sobie, nie patrzeć na innych, ale zmierzyć się sama ze sobą. W taki sposób ją zmotywowała do walki w półfinale i finale - opowiadał szkoleniowiec, który pracuje ze Słowenką od czterech lat.

Na trasie Majdić za wszelką cenę starała się utrzymać kontakt z czołówką na pierwszym podbiegu, który był najtrudniejszy. Na nim pracowała zarówno rękami, nogami, jak i napinała mięśnie pleców i brzucha. - Wtedy ból był największy. Na zjazdach i na prostych nie było już tak źle, bo pracowały głównie ręce i narty, które mieliśmy posmarowane perfekcyjnie - zaznaczył Hudec.

W miejscu, w którym upadła Petra, nie było zabezpieczających band. Kowalczyk powiedziała, że dzień wcześniej zwracała na to uwagę organizatorom. Ale nic nie zrobiono. Polka powiedziała, że delegat FIS, któremu się skarżyła był... Słoweńcem. - Bandy powinny być. Wtedy nie spadłaby trzy metry w dół na twardy lód - stwierdził krótko trener Majdić.

- Petra biegła z wielkim bólem, to cud, że w ogóle to wytrzymała. Wygląda na to, że przez kilka dni nie będzie w ogóle trenować - zakończył. Sama Słowenka na konferencji powiedziała, że wycofuje się z biegu łączonego na 15 km. Ma nadzieję, że dojdzie do siebie przed klasykiem na 30 km. Na tym dystansie razem z Kowalczyk są w gronie kandydatek do złota.

Pierwsze prześwietlenia wykazały, że żebra nie są złamane, ale dopiero szczegółowe badanie w klinice w wiosce olimpijskiej miały w czwartek w nocy polskiego czasu dać odpowiedź, czy rzeczywiście nic poza potężnym stłuczeniem się nie stało.

Szczęściara ze mnie - mówi Petra Majdić ?

Więcej o: