Osoby z otoczenia Julii Szeremety twierdzą, że jej trener Tomas Dylak i cały sztab potrafią zdjąć presję z pięściarki i znakomicie do niej trafiają. Szkoleniowiec, którego razem z zawodniczką zabraliśmy na spacer do Łazienek Królewskich w Warszawie, opowiadał jak dobrze funkcjonuje ten duet, zdradził także, jak w trudnej sytuacji wstrząsnął pięściarką i jakie mają najbliższe plany. Cała rozmowa poniżej.
Dylak opowiedział też o swojej historii, która przytrafiła mu się pewnego razu na spacerze w lesie.
To było już po powrocie z igrzysk trener Dylak miał nieco czasu, by w końcu spędzić czas z rodziną. Poszedł wtedy z synem na spacer w swojej rodzinnej miejscowości, czyli Gostyni w Wielkopolsce.
- Synek zauważył małego jelonka, który nie mógł się wydostać z rzeki. Musiałem go wyciągać, będąc jeszcze w ubraniach kadrowych - śmieje się trener. Jak dodaje, to nie pierwszy raz, gdy ruszył na pomoc w podobnej sytuacji.
- Często z synem chodzę na spacery, bo on bardzo lubi przyrodę i to nie był pierwszy raz, że ratowaliśmy jakieś zwierzątka - zdradził Dylak.
Więcej o tej akcji i wideo z ratowania zwierzęcia można zobaczyć na poniższym materiale.
Dylak z kadrą kobiet pracuje od grudnia 2021 r. Na początku współpracy doszło do zgrzytu między nim a Szeremetą, którą znał jeszcze z czasów juniorskich. Trener zagroził, że jeżeli zawodniczka nie weźmie się w garść i nie zacznie podchodzić profesjonalnie do boksu, to nie będzie jej powoływał i zerwie współpracę. Bo on chce wejść na szczyt.
O co chodziło? Szeremeta do sportowego trybu życia podchodziła luźno. Jadła niezdrowo, oszukiwała na treningach. Wstrząs podziałał. Szeremeta uwierzyła trenerowi i zmieniła się radykalnie - od diety do zajęć. Teraz tworzą zgrany duet.