"Po 32 latach czekania na olimpijski medal w boksie przyszła ona. Od zawsze niesforna, pełna energii, do tego stopnia, że rodzice musieli zapisać ją na karate, by tam się wyszalała. Karate zamieniło się w boks, a ten tuż przed 21. urodzinami dał Julii Szeremecie srebrny krążek" - pisał Kacper Sosnowski ze Sport.pl po srebrnym medalu Julii Szeremety na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
Polska pięściarka do kraju wróciła w poniedziałek wraz z siatkarzami, którzy również zostali wicemistrzami olimpijskimi. W środowy wieczór była gościem Bogdana Rymanowskiego w Polsacie News. - Ciężko teraz się wyspać, media, spotkania, ale daje radę. Nie spodziewałam się takiego odbioru, ale to jest coś pięknego, bo zapisałam się w historii Polski - powiedziała Szeremeta, która wróciła już do rodzinnego Lublina.
Szeremeta w ringu charakteryzowała się specyficznym, agresywnym sposobem walki, którym porwała publikę. - Nie czuję strachu w walce. Ring to mój świat. Wchodzę i robię show. Ten styl był wypracowany przez dłuższy czas, w nim się czuję najlepiej. Nie jest to prowokacja, bo nie lekceważę przeciwniczek. Lepiej się czuje, gdy mam opuszczone ręce, bo więcej widzę. Natomiast, gdy mam ręce wysoko to się bardziej spinam - powiedziała.
Polka w finałowej walce przegrała z Lin Yu Ting z Tajwanu, wokół której pojawiało się wiele kontrowersji w kontekście płci. - Wiedziałam, że taka sytuacja była, ale ja się skupiałam na sobie i na igrzyskach. MKOl musi przeprowadzić testy i się na ten temat wypowiedzieć i wyrazić opinię - skomentowała Szeremeta.
- To była już piąta walka, więc byłam zmęczona, straciłam szybkość. Wzrost przeciwniczki i niewygodny lewy-prosty zrobił swoje. Była szybsza i nie udało się. Na razie jeszcze nie analizowałam tej walki, ale jestem pewna, że w przypadku rewanżu moja ręka powędruje w górze - podsumowała Julia Szeremeta. Polska pięściarka przyznaje, że już myśli o przygotowania do igrzysk olimpijskich w Los Angeles. To dla mnie cel numer jeden.