To koniec. Dyscyplina znika z igrzysk zaraz po debiucie w Paryżu. "Dla mnie nie jest sportem"

Kacper Sosnowski
Debiutujący na igrzyskach breaking wzbudził sporą dyskusję. Uliczny taniec jest widowiskowy i intrygujący, ale czy nadaje się na dyscyplinę olimpijską? - Społeczeństwo zmaga się z chorobami cywilizacyjnymi, otyłością. Może taki taniec będzie im bliższy, szybciej przyciągnie czy natchnie dzieciaków niż np. rzut oszczepem? - słusznie wskazują eksperci. Jednak organizatorzy następnych igrzysk mają inne zdanie. Dyscyplina znika z programu Los Angeles 2028.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski wciąż szuka rozwiązań, aby igrzyska przyciągały nowych kibiców i intrygowały młodszą widownię. Jedynym debiutantem wśród dyscyplin olimpijskich na igrzyskach w Paryżu był breaking, w komercyjnym świecie znany też jako breakdance. Oddać mu trzeba, że został dostrzeżony, wzbudził dyskusje. Okazał się jednak olimpijską efemerydą.

Zobacz wideo Świat stanął na głowie. Ta dyscyplina wzbudza dyskusje, z igrzysk ma zniknąć

Ortodoksyjni byli na nie, ale reszta zadowolona

Breaking nie trafił na igrzyska przez przypadek. Sama koncepcja, by olimpijską imprezę trochę rozruszać, dodać jej powiewu świeżości, wydawała się ciekawa. Wszak w ostatnich latach oglądaliśmy na igrzyskach akrobacje na deskorolce, wspinaczkę, czy uliczną koszykówkę. Z włączenia nowych dyscyplin na igrzyska cieszyć powinni się przede wszystkim uprawiający ją sportowcy. Ale z breakingiem sytuacja była specyficzna.

Ta dyscyplina wywodząca się z ulic Bronksu z lat 70. była jednym z wielu elementów kultury hiphopowej: obok rapu, didżejki i graffiti. Potem przeniosła się do nocnych klubów, gdzie zbierano się na imprezach, by uczestniczyć w tanecznych bitwach. Breaking był i jest przede wszystkim formą wyrażania siebie i jak mówi środowisko, daje genialne poczucie wolności. Ponieważ to rodzaj zajawki, stylu życia, to jeszcze podczas przymiarek MKOl do breakingu na igrzyskach, część tanecznego środowiska kręciła nosem. Obawiano się komercjalizacji i usportowienia tego tańca. Ulica zamieniona na salony nie do końca tancerzom pasowała.

- Dla mnie breaking nie jest sportem. I myślę, że każdy, kto pozna bliżej ten taniec, wsiąknie trochę w tę kulturę i nasze środowisko, również go sportem nigdy nie nazwie - mówił Crazy Legs w rozmowie z "USA Today".

Organizatorzy igrzysk zostawili jednak breaking na ulicy, tyle że na Placu Concorde, gdzie zbudowali klimatyczną scenę, trybuny i postawili makietę wielkiego magnetofonu, z którego leciała grana przed Dj-a muzyka. Pierwsze w historii zawody w tej dyscyplinie zainaugurował popularny amerykański raper Snoop Dogg. Wyszło ciekawie, a głosy karcące wycieczkę ulicznego tańca na igrzyska ucichły.

Fot. Angelika Warmuth / REUTERS

- Ja jestem entuzjastą tej formuły olimpijskiej. Breaking dużo na tym zyskał. Mocno się odświeżył, nabrał tempa, pozytywnie wpłynął na środowisko - mówi nam Leszek Baranowski, prezes Polskiej Federacji Tańca Ulicznego i menedżer kadry breakingu.

- Wiadomo, że część środowiska podeszła do tematu ortodoksyjnie, ale tak samo było w przeszłości ze snowboardem czy deskorolką. Jeśli ktoś chce brać udział w imprezach klimatycznych, stricte ulicznych, to bierze, a jak ktoś chce brać udział w igrzyskach, to próbuje tam. Mam wrażenie, że większość ojców chrzestnych breakingu nie ma problemu z tymi igrzyskami. Dla mnie osobiście to była najlepsza impreza breakingowa, jaką widziałem. Organizacją i poziomem przewyższyła wszystko, co było do tej pory – dodaje Baranowski, który był w Paryżu.

Podobne obserwacje ma też Paulina Starus, jedna z najlepszych polskich b-girls. Ona też o kwalifikacje olimpijską walczyła, a potem komentowała rywalizację w Eurosporcie. Przyznaje, że to był trochę inny poziom emocji. 

- Przy igrzyskach było więcej stresu, presji. To była rywalizacja, w której reprezentuje się swój kraj i impreza z olbrzymią widownią na całym świecie, więc to było w niej wyjątkowe - przekazuje.

Trochę jak w jeździe figurowej

Odkładając uliczną genezę breakingu, teraz ma on z profesjonalnym sportem coraz więcej wspólnego. B-Boys i B-Girls, jak nazywani są uliczni tancerze, mają harmonogram treningów podobny do zajęć wioślarzy, koszykarzy czy każdej innej dyscypliny. W treningach zawarte są też zajęcia na siłowni, czy bieganie. Dla najlepszych to już sposób na życie.

- Jak ktoś chodzi raz w tygodniu na piłkę, bo gra amatorsko, to jest to ok. Jak chce jednak grać jak Lewandowski, to treningów musi zrobić więcej. U nas jest tak samo. Jak chcesz być w czołówce, to oprócz zajęć na sali, ćwiczenia tanecznych elementów, masz bieganie, siłownię, zwracasz uwagę na regenerację, sen, odżywianie i wszystko, co pozwala być lepszym. Trenujesz cały tydzień - potwierdza.

Potrzebna też jest praca nad rozwojem danej dyscypliny, zainteresowanie nią młodszej widowni, zrozumienie rywalizacji przez odbiorców. - To nie tak, że skrzyknęła się ekipa i teraz zrobili na igrzyskach breaking. To miało solidne podstawy. Począwszy od tego, że kilka lat temu opracowano solidny system sędziowania, gdzie z jednej strony oceny są oczywiście subiektywne, a z drugiej ze sobą skalibrowane. Sędziowie wiedzą, co mają oceniać, to m.in.: technika, muzykalność, kreatywność, osobowość, przejścia. To może przypominać trochę oceny w jeździe figurowej. Do tego narodowe kadry w różnych krajach stworzono kilka lat temu, kwalifikacje do igrzysk zaczęły się dwa lata temu. Był szereg ważnych i dużych imprez, na których nastąpiło przetarcie przez Paryżem - opisuje to Baranowski.

Kilka lat temu ortodoksyjne środowisko breakingu miało obawy, czy z powodu igrzysk taneczne bitwy za bardzo się nie ugrzecznią. Wszak bitwy to emocje, gesty, odpowiednie pozycjonowanie siebie na parkiecie, wywyższenie siebie i umniejszenie rywalowi, zdeprymowanie go. Igrzyska ze swą ideą szacunku i przyjaźni mogły być z tym w małej sprzeczności.

- Ta teza jest błędna. Jeśli podczas zawodów miałoby pojawić się coś, co zrozumie każdy człowiek na ziemi, np. pokazanie rywalowi środkowego palca, to my takiego czegoś nie chcemy - opisuje to B-girl Paulina. - Jeśli coś pokazujemy, czy "wrzucamy" rywalowi, to są to nasze wewnętrzne gesty. To jest np. pukanie się w ucho, które oznacza, że ktoś nie tańczy do muzyki, pukanie w podłogę, jak ktoś się potknął, czy miał techniczną wpadkę, albo zasygnalizowanie rywalowi, że ten element już wykonywał. To takie rzeczy w breakingu są istotą interakcji na bitwach, a nie chamskie obrażanie. W Paryżu to wszystko było bardzo naturalne, wyszło tak jak na każdych innych zawodach - przekazuje.  

Tańczyła jak kangur. "Miała swój styl, choć odbiegała techniką od innych"

Na igrzyskach masę komentarzy wywołała 36-letnia australijska b-girl Rachael Gunn. Na co dzień wykładowczyni uniwersytecka z Sydney, znana jako Raygun nie zdobyła ani jednego punktu w żadnej z trzech swoich bitew. Po występie była krytykowana za nieporadny, infantylny taniec, w którym - nawiązując do swej ojczyzny - naśladowała też kangura.

"Pięcioletni ja pokazujący mamie, co potrafię", "to szok, że ona jest najlepszą zawodniczką, jaką macie", "w jaki sposób udało jej się zakwalifikować?" - to niektóre z komentarzy zalewających media społecznościowe. Jedno jest pewne: o breakingu nagle zrobiło bardzo głośno. Czy to jednak pomoże dyscyplinie?

- Tu też chodzi o zrozumienie kwalifikacji. Raygun wygrała igrzyska kontynentalne dla Australii i Oceanii. Dlatego była w Paryżu. Czy w kraju byli od niej lepsi? Pewnie tak, a dlaczego się nie zgłosili do walki o Paryż? To już inne pytanie - uśmiecha się Baranowski, gdy zahaczamy o głośny występ.

- Poza tym kultura hip-hopu jest otwarta. To jest osobista wizja tańca, chodzi w nim, by nie kserować innych. Ta zawodniczka miała swój styl, choć oczywiście odbiegała techniką od innych. Martwi mnie tylko, że nagminnie pokazuje się ją zamiast np. francusko-kanadyjskiego finału konkursu. Dlatego niektórzy się zastanawiali, czy breaking to dobry sport na igrzyska? W mojej ocenie tak. Społeczeństwo zmaga się z chorobami cywilizacyjnymi, otyłością. Może taki taniec będzie im bliższy, szybciej przyciągnie czy natchnie dzieciaków niż np. rzut oszczepem? To moje prywatne przemyślenia - podsumowuje prezes federacji.

To, że konkurs ulicznego tańca przyciągnął młodszych widzów, widać po oglądalnościach, jakie miał na antenie polskiego Eurosportu. Całą niemal dwugodzinną, sobotnią transmisję obejrzało 46 tys. widzów, z czego aż 32 tys. w grupie komercyjnej (16-49 lat). To niezły wynik, zważywszy że w zawodach nie było reprezentanta Polski. Polskim akcentem była Litwinka polskiego pochodzenia Dominika Baniewicz, która zdobyła srebro.

Breaking zejdzie ze sceny tylko na chwilę?

Więcej medali dla ulicznych tancerzy może jednak nie być, bo breaking może okazać się jedynie jednorazowym dodatkiem do olimpijskiego programu. Powody są różne; jednym z kluczowych jest polityka MKOl, który regularnie przegląda i zmienia program igrzysk, dostosowując go do zmieniających się gustów publiczności, ale też do państwa, które jest gospodarzem imprezy. Popularny we Francji breaking zajął miejsce cenionego w Japonii i dodanego na igrzyska w Tokio karate. W programie igrzysk w Los Angeles 2028 breakingu nie ma i dziś już wiemy, że nie będzie. 

- Ja wierzę, że przy wsparciu gwiazd takich jak Snoop Dogg to się jeszcze zmieni. Czasem dyscypliny są do programu dopisywane. Dobre jest to, że Brisbane bardzo chce tej dyscypliny u nich w 2032 r., teraz przy ich gwieździe internetu złapali w tym temacie wiatr w żagle - tłumaczy Baranowski.

- Nikt z nas nie zaczął tańczyć przez Paryż, te igrzyska pojawiły się jako challenge. My dalej mamy nasze zawody, Red Bull BC One, czy mistrzostwa świata, ale też Word Games (igrzyska sportów nieolimpijskich - red.). Ten moment rozgłosu dyscypliny na pewno trzeba wykorzystać. Jeśli na razie breaking nie powróci na igrzyska, to tym cenniejsze i unikatowe będą te rozdane w Paryżu medale - dodaje B-girl Paulina.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.