Od ostatniego polskiego medalu w boksie minęły 32 lata. W Paryżu tę smutną serię przełamała Julia Szeremeta, która szła przez zmagania olimpijskie jak burza i dotarła do finału. W nim przegrała z Tajwanką Lin Yu-Ting, wokół której od początku igrzysk narosło wiele kontrowersji związanych z płcią. Jeszcze rok temu 28-latka była wykluczona z mistrzostw świata, rzekomo z powodu za wysokiego poziomu testosteronu. Badania DNA podobno wykazały u niej obecność męskich chromosomów XY.
Mimo kontrowersji MKOl nie wykluczył Tajwanki z rywalizacji olimpijskiej, bo nie uznał wątpliwych wyników badań federacji IBA. Lin Yu-Ting sięgnęła w Paryżu po złoto, jednak wiele mówiło się w mediach o tym, że w ogóle nie powinna walczyć. Do sprawy kilkukrotnie odnosiła się także sama Szeremeta. Po wywalczeniu srebra stanęła przed kamerami TV Republika.
- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Ciężki temat, na razie nie będę się wypowiadać - przyznała i dopytana przez reportera o to, czy MKOl powinien przyjrzeć się sprawie dodała: - Powinien, na pewno. Jeżeli została zdyskwalifikowana w IBA, to MKOl powinien zainteresować się sytuacją.
- Nie przeszła badań płci na mistrzostwach świata. Wystartowała tylko w kwalifikacjach i na igrzyskach. Nie wiemy za wiele. Jedyne co, to widzieliśmy ją na żywo. Julka widziała, że rywalka wygląda trochę inaczej, ale się tego nie przestraszyła - mówil z kolei trener Szeremety Tomasz Dylak.
Mimo kontrowersji związanych z rywalką tuż po walce Szeremeta zachowała klasę i pogratulowała Tajwance. Wyściskała ją. Nasza zawodniczka zachowała się godnie i pokazała, że potrafi zachować szacunek do swoich konkurentów.
W rozmowie ze stacją Szeremeta wyjawiła też, jak ważne było dla niej wsparcie kibiców. - Kibice mi dali duży doping także na arenie. Bardzo się cieszę, jak głośno o tym było - przyznała. Pięściarka deklaruje wprost, że za cztery lata chce wywalczyć złoto.