Daria Pikulik zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich Paryż 2024. Polka osiągnęła sukces w kolarstwie torowym, w konkurencji omnium.
O życiowym osiągnięciu Pikulik rozmawiamy z Mają Włoszczowską, w ostatnich latach najbardziej utytułowaną przedstawicielką polskiego kolarstwa.
Maja Włoszczowska: Niestety, nie ma mnie na kolarstwie torowym – nie pozwoliły mi tam pojechać obowiązki w centrum Paryża. Ale oczywiście oglądałam genialny wyścig Darii i mega się cieszę! Pojechała bardzo mądrze, widać, że była w znakomitej dyspozycji i mnie to nie dziwi. Dość często rozmawiam z jej trenerem, Sylwkiem Szmydem, a on cały czas podkreślał, że Daria jest w niesamowitej formie. Zresztą, wcześniej w trakcie sezonu ona wyglądała świetnie, ale kraksy wykluczały ją z dużych zwycięstw. Super, że teraz sięgnęła po najcenniejszy sukces. Dla siebie i dla całego polskiego kolarstwa. A nawet dla całego naszego sportu, bo przecież medal Darii istotnie zmieni nasze miejsce w klasyfikacji medalowej igrzysk, a dwu-, nie jednocyfrowa liczba medali dla Polski całkowicie zmieni perspektywę i odbiór występu reprezentacji na tych igrzyskach.
- Tak, bo sama wiem, jak taki medal smakuje. W 2008 roku na igrzyskach w Pekinie zdobyłam dziewiąty z 10 medali dla Polski obiecanych przez ówczesnego prezesa PKOl-u, świętej pamięci Piotra Nurowskiego. Ale oczywiście ten medal najważniejszy jest dla samej Darii i dla polskiego kolarstwa. Ono miało w ostatnich latach medale w kolarstwie górskim (srebrne Mai w 2008 i 2016 roku), miało medal Rafała Majki na szosie (brąz w 2016 roku), a o torowcach zawsze się słusznie mówimy, że mamy świetnych, ale też zawsze im czegoś na igrzyskach brakowało. Fantastycznie, że wreszcie to mamy! Że Daria potwierdziła, że jest ze świetnej grupy!
- Szczerze powiem, że nie jestem po aż tak głębokich rozmowach ze związkiem i z samymi kolarzami, żeby odpowiedzieć. Jednak wiem, że Polski Związek Kolarski ma niesamowicie ciężką sytuację, ale walczy o każdego jednego sportowca, żeby miał jak najlepsze warunki. Oczywiście zła atmosfera nie pomaga, co się odbija najbardziej na torowcach, bo oni trenują w Pruszkowie, gdzie jest siedziba związku. Ale to nie jest wina aktualnego zarządu, to jest wina wieloletnich problemów. Mniej to wszystko dotyka szosowców, którzy funkcjonując w grupach zawodowych i niewiele mają do czynienia ze szkoleniem centralnym. Natomiast kolarze z MTB i z toru wiecznie mają poślizgi, wiecznie jest u nich niewiadoma czy wylecą na zawody, czy nie. Tam jest ciągłe napięcie, jest finansowanie zgrupowań z własnej kieszeni i później walka o odzyskanie środków. Ale to absolutnie nie jest wina aktualnych władz, tylko to jest wina wieloletnich problemów. Teraz naprawdę wszyscy stawali na głowie, na uszach, żeby zawodnikom niczego nie brakowało. Mam nadzieję, że medal Darii to będzie bodziec do tego, żeby nasza dyscyplina się odbudowała, jeśli chodzi o funkcjonowanie.
- Dla mnie to też trochę niespodzianka, bo kolarstwo jest bardzo trudną dyscypliną do przewidzenia. Obiema rękami podpisałabym się pod twierdzeniem, że Kasia Niewiadoma może mieć medal, ale – niestety – nie miała szczęścia. Darii go nie zabrakło. A o tym, że ją było stać na medal, to w środowisku było wiadomo. Tylko mówię – jak pływak na treningach zbliża się do rekordów świata, to jesteś niemal pewny, że jak się nie spali psychicznie, będzie miał medal. A w kolarstwie nie da się tego przewidzieć. Darię było na medal stać, to absolutnie nie jest zaskoczenie, że ona ma medal, natomiast jest to niesamowite szczęście, że wykorzystała ten dzień, że bardzo mądrze pojechała i że ten dzień tak się dla niej ułożył, że sięgnęła po medal.
- Jestem członkinią MKOl-u, jestem w gronie 106 osób, które decydują o ruchu olimpijskim. Jestem też wiceprzewodniczącą Komisji Zawodniczej MKOl-u, przedwczoraj mieliśmy wybory i zostałam wybrana.