Polacy, zagrajcie to jeszcze raz - chciałoby się powiedzieć drużynie Nikoli Grbicia przed sobotnim meczem, na który polska siatkówka czeka nie od trzech lat, które minęły do zatrudnienia Serba, ale od 1976 roku. Albo w wersji bardziej dosadnej i przemawiającej do wyobraźni - cytując Tomasza Fornala - "Dawać k***a, napier****my się z nimi, k***a!". Niezależnie od wersji, którą wybierzemy, chodzi o to samo - by Polacy po raz kolejny w tym turnieju olimpijskim zaprzeczyli logice.
Nie ma kibica siatkarskiego - a pewnie nie tylko siatkarskiego - który by nie znał słynnej już przemowy Fornala. Sześć słów rzuconych w ferworze walki podczas pełnego dramaturgii pojedynku poniosło się w sieci w błyskawicznym tempie.
- Widziałem to, ale nie skupiam się na tym. Należy się odciąć teraz od takich rzeczy, bo przed nami bardzo ważny mecz. Cieszę się, że się podobało. To było naturalne, nieplanowane. Ale takimi rzeczami można się zająć po turnieju, który - mam nadzieję - zakończymy wywalczeniem złota - zaznacza z uśmiechem Fornal.
A Mateusz Bieniek przyznaje w rozmowie z dziennikarzami, że przyjmujący Jastrzębskiego Węgla często w taki sposób motywuje kolegów.
Przez dwa lata Fornal był u Grbicia tzw. złotym rezerwowym, ale teraz trudno sobie wyobrazić drużynę na boisku bez niego. To właśnie on w dużym stopniu wziął na siebie odpowiedzialność w ważnym i trudnym momencie półfinału, w którym Polacy wygrali trochę wbrew logice, bazując na okolicznościach. Bo przecież w kluczowym momencie problemy miało dwóch ważnych zawodników. Ale wtedy właśnie drużynę nakręcał przyjmujący Jastrzębskiego Węgla, który zarówno przed igrzyskami, jak i w ich trakcie był jednym z jego liderów. Czasem jedynym.
Tu trzeba przypomnieć, że ten sezon w dużym stopniu był drogą przez mękę. Najpierw duże problemy z formą lub zdrowiem miało kilku zawodników, a w przypadku kilku z nich wciąż są one - niestety - aktualne. Potem doszedł paryski pech, a pierwszą ofiarą był właśnie Fornal, który podkręcił kostkę w meczu otwarcia. O ile on wrócił do gry, to po ćwierćfinale Bieńkowi pozostała już tylko rola kibica. Rola, którą podczas półfinału przypłacił - jak sam żartobliwie stwierdził - trzema zawałami.
- Teraz będę już bardziej doświadczony, więc mam nadzieję, że obejdzie się bez zawału. A tak na poważnie, to nie ma zespołu, który miałby tu tyle kłopotów zdrowotnych co my. A mimo wszystko się podnosimy. To cechuje wielkie drużyny - one mimo problemów nie załamują się - zwraca uwagę środkowy.
Po półfinale niepewny był udział w meczu o złoto Pawła Zatorskiego i Marcina Janusza. Obaj mieli kłopoty zdrowotne w meczu z USA. Pierwszy w piątek już trenował z drużyną, a wciąż trwała walka o przywrócenie do sprawności drugiego.
Choć Bieniek towarzyszy kolegom, to stara się im nie przeszkadzać przed pierwszym od prawie 50 lat meczem o olimpijskie złoto. - Czuć to skupienie w powietrzu - zapewnia. A skupienie będzie tym bardziej potrzebne, że Polacy będą mieli przeciwko sobie nie tylko mistrzów olimpijskich z Tokio, ale także zapewne zdecydowaną większość kibiców na trybunach.
- To ogromny atut. Ta publiczność jest niesamowita - żyje meczem mocno. Gdy Francuzi się nakręcą, złapią swój rytm i hala zacznie żyć razem z nimi, to mogą być nie do zatrzymania - przestrzega statystyk reprezentacji Polski Marcin Nowakowski.
I na prośbę grupki dziennikarzy charakteryzuje po krótce styl gry sobotnich rywali Polaków. Ci słyną od dawna ze świetnego wyszkolenia technicznego i dysponują bardzo dobrym przyjęciem. To zaś daje dużą swobodę rozgrywającemu Antoine'owi Brizardowi.
- Gra on szybko i kombinacyjnie, zwłaszcza bardzo szybko na lewe skrzydło. Dlatego - jak w każdym naszym meczu - bardzo istotna będzie nasza zagrywka - wskazuje Nowakowski.
Choć jego dotychczasowe słowa nie napawają optymizmem polskich kibiców, to pokazuje też, gdzie szukać sposobu na ekipę trenera Andrei Gianiego.
- Potrafią wyczyniać cuda, ale to szaleństwo może ich zgubić. Ważne będą nasza zagrywka i ciągłość gry oraz do znudzenia powtarzane przez nas słowo - cierpliwość. Bardzo istotne, by patrzeć na swoją stronę siatki, nie przejmować się wszystkimi ich brudnymi i szalonym zagraniami, które na pewno będą i które czasem im wyjdą - wylicza członek sztabu szkoleniowego Polaków.
I choć zarówno on, jak i siatkarze oraz Grbić powtarzają, że wielką siłą Francuzów jest cała drużyna, to bezsprzecznie jedna postać się w niej wyróżnia. Earvin N’Gapeth choć za sprawą swojej wagi wygląda, jakby dopiero co wrócił z wakacji, to potrafi w najważniejszych momentach włączyć dodatkowy bieg i zrobić różnicę. A do tego lubi prowokować rywali przez siatkę. Kto z Polaków miałby pójść na wymianę długich spojrzeń z nim?
- "Forni" pewnie się na niego czai. Będzie ciekawie - zapowiada z uśmiechem Bieniek.
A sam Fornal nie może się doczekać meczu przed żywiołową francuską publicznością. Razem z kolegami w ubiegłym roku uciszył już tę włoską, gdy w finale mistrzostw Europy w Rzymie Polacy rozbili Włochów 3:0.
- Kurczę, na takie mecze się czeka, po to się ciężko trenuje i tego nie kupi się za żadne pieniądze. Czeka nas ciężka batalia, ale i mam nadzieję, że nie zapomnimy też o radości z gry. Z tego, że jesteśmy w finale olimpijskim, co jest spełnieniem dziecięcych marzeń. O głowę u nas się nie obawiam. Sądzę, że każdy z nas ma na tyle mocną psychikę, że wyjdzie naładowany, nabuzowany już na rozgrzewkę i będzie już wtedy widać, że możemy zrobić coś wielkiego - podkreśla przyjmujący.
Wsparcie publiczności dla Francuzów nie jest jedynym wątkiem, który pojawia się w rozmowie z członkami polskiej ekipy przed sobotnim meczem. Głośno było o błędach sędziowskich na korzyść gospodarzy w ćwierćfinale z Niemcami.
- Hmm, jakby to powiedzieć... Mam nadzieję, że sędziowie nie będą głównymi aktorami tego meczu. Że nie będzie wielu sytuacji generujących duże nerwy. Kilka dni temu rozmawiałem z trenerem Michałem Winiarskim i opowiadał, jak to wyglądało z ich strony [Winiarski prowadzi Niemców i drużynę z Zawiercia, której zawodnikiem jest Bieniek - red.]. Chciałbym, by sędziowie nie generowali dodatkowych emocji, bo one z racji finału i tak będą już na maksymalnym poziomie - zaznaczył Bieniek.
A w podobnym duchu wypowiada się Grbić. - Nie boję się nikogo, ale mam po prostu nadzieję, że sędziowie będą niewidoczni. Jak pracujesz każdego dnia, rok po roku, by wygrać ten złoty medal, a potem jedna czy dwie piłki lub decyzja arbitra decydują o wyniku, to... Liczę po prostu na neutralność - zakończył szkoleniowiec.
Finał siatkarskiego turnieju olimpijskiego Polska - Francja rozpocznie się o godz.13.