Większa niż zwykle grupa dziennikarzy dotarła na piątkowy trening polskich siatkarzy w oddalonej o 50 km od Paryża miejscowości Cergy. Powody były dwa. Po pierwsze - Biało-Czerwoni szykują się do sobotniego finału igrzysk z Francuzami. Po drugie - wszyscy chcieli dowiedzieć się czegoś o aktualnym stanie zdrowia Marcina Janusza i Pawła Zatorskiego. Odpowiedź dostaliśmy częściową.
Tuż po rozpoczęciu treningu stało się jasne, że tylko jeden z wymienionej dwójki jest w stanie trenować z drużyną. Na parkiecie w hali treningowej pojawił się Zatorski, a zabrakło Janusza. My, dziennikarze, mogliśmy obejrzeć pierwsze 30 minut zajęć, a następnie musieliśmy opuścić salę podczas treningu z elementami taktyki.
Po jego zakończeniu mogliśmy porozmawiać chwilę m.in. z trenerem Nikolą Grbiciem. Pojawić się oczywiście musiało pytanie o sytuację nieobecnego podstawowego rozgrywającego. Janusz miał już wcześniej problemy z plecami, delikatne dolegliwości zgłosić miał po ćwierćfinałowym meczu ze Słowenią, który rozegrał w pełnym wymiarze. Zaciętego półfinału z USA już jednak nie był w stanie dokończyć - w drugiej części pięciosetowego dreszczowca został zmieniony przez Grzegorza Łomacza. Po chwili leżał na podłodze, a fizjoterapeuci próbowali mu pomóc. Na parkiet już wtedy nie wrócił. Nie pojawił się też w piątek na treningu. Czy jest szansa, że pojawi się w sobotę w meczu? I kiedy zapadnie decyzja w tej sprawie?
- Jutro Marcin przejdzie kolejne badania i będziemy wiedzieć więcej na temat tego, jaka jest sytuacja. Na dziś zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, by mógł być z nami na boisku. A jak nie da rady, to wyjdziemy z "Gregorem" - zaznaczył Grbić w piątek popołudniu.
Kibice mogą już nieco odetchnąć w przypadku Zatorskiego. Libero brał udział w treningu, a po zakończeniu jego oficjalnej części został jeszcze dłużej, by potrenować w węższym gronie przyjęcie piłki. Libero w półfinale nastraszył nieco swoich fanów, gdy po zderzeniu z Januszem padł na parkiet. Okazało się, że uszkodził wtedy bark, a po spotkaniu mówił dziennikarzom, że nie czuje wciąż dwóch palców w ręce. Dolegliwość ta potem jednak zaczęła ustępować.
- Z dnia na dzień czuje się coraz lepiej. Myślę, że będzie w porządku. Nie będzie gotowy na 100 procent, ale będzie grał - uspokoił kibiców trener Polaków.
Po awansie do finału Grbić zdradził, że gdyby nie mógł skorzystać z Zatorskiego, to najprawdopodobniej na pozycję libero zostałby przeniesiony nominalny przyjmujący Kamil Semeniuk. Ewentualna nieobecność Janusza oznaczałaby, że Łomacz też nie miałby zmiennika. W kim szkoleniowiec upatrywałby najprędzej awaryjnego rozgrywającego?
- Nie myślę o tym - zaznaczył na początku, gdy o to spytałam. Gdy żartobliwie wspomniałam, że przyjmujący Aleksander Śliwka zawsze marzył o grze na tej pozycji, to Grbić wykonał gest imitujący zdejmowanie bluzy przez rezerwowego i rzucił "Ja". Tu małe przypomnienie dla tych, którzy nie pamiętają - Serb jako zawodnik był znakomitym rozgrywającym. Po tym żartobliwym geście dodał już poważnie, że każdy z zawodników jest gotowy pomóc zespołowi tak, jak będzie trzeba.
A jak zdaniem mistrza olimpijskiego z Sydney należy grać w finale olimpijskim, by go wygrać? Grbić w swoim stylu rzuca z uśmiechem, że wystarczy grać dobrą siatkówkę.
- Taką jak w dwóch ostatnich meczach. Z taką samą energią, z walką o każdy punkt i mając poczucie, że każda piłka jest ważna. I tak od początku do końca. Nieważne, kto będzie grał. Musimy prezentować się do końca tak jak w dwóch ostatnich setach z USA - zaznaczył trener Polaków.
Finał z Francuzami, mistrzami olimpijskimi z Tokio, rozpocznie się w sobotę o godz. 13.