Zaatakowany polski olimpijczyk odpowiada: "Byłem w szoku. To totalny absurd"

- Powołanie połączył z faktem, że mój tata jest członkiem zarządu związku. Gdy udostępniłem w mediach społecznościowych post koleżanki proszącej o oddanie krwi, napisał w komentarzu, że jestem "oszustem w swoim zakłamanym świecie". Oskarżenia pod moim adresem to totalny absurd - powiedział Michał Siess na łamach WP SportoweFakty, odpowiadając na zarzuty Jakuba Zborowskiego, że pojechał na igrzyska tylko ze względu na ojca pracującego w Polskim Związku Szermierczym.

Jednym z polskich florecistów na igrzyskach olimpijskich w Paryżu był Michał Siess. Nie poszło mu w turnieju indywidualnym, z drużyną wywalczył szóste miejsce. Podczas meczu w ćwierćfinale z Włochami (39:45) komentator Jakub Zborowski dał jasny wyraz tego, że był przeciwny obecności Siessa w kadrze olimpijskiej.

- Tak się kończy się kolesiostwo i układy w Polskim Związku Szermierczym. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Gdybyśmy mieli uczciwe klasyfikacje, to takich momentów na igrzyskach, nie tylko w szermierce, mielibyśmy zdecydowanie mniej - mówił na antenie Eurosport przy okazji ostatniej walki Siessa z Italią.

Zobacz wideo Łomacz przed finałowym meczem na igrzyskach: PlusLiga to najlepsza liga świata

Siess stanowczo odpowiedział Zborowskiemu

W trakcie komentarza Zborowski wytykał porażkę Siessa w turnieju indywidualnym z Czechem Alexandrem Choupenitchem, ugrał z nim zaledwie trzy trafienia. To nie jest rywal, z którym Polakowi dobrze się walczy. Ze słów komentatora czuć było niechęć do Siessa, nie zgadzał się z powołaniem 30-latka kosztem starszego Leszka Rajskiego. Mówiąc o kolesiostwie, miał na myśli ojca Michała, Cezarego Siessa. To brązowy medalista z igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 r. we florecie drużynowym. Dziś jest wiceprezesem zarządu PZSzerm.

Na Siessa zdążyła się wylać fala hejtu i krytyki, szydzono z niego tekstami w stylu "synek prezesa", ale za jego powołaniem przemawiały wyniki. Wygrał rok temu igrzyska europejskie, był najlepszym z Polaków w rankingu światowym przed IO. Na komentarz Zborowskiego "patrzy z zażenowaniem i obrzydzeniem".

Spór między Siessem a Zborowskim trwa co najmniej od maja. Komentator był w stanie zarzucać mu kłamstwa, hipokryzję i oszustwo nawet w postach w mediach społecznościowych, które nie były związane z szermierką.

- Atak na mnie zaczął się już w maju. Powołanie połączył z faktem, że mój tata jest członkiem zarządu związku. Gdy udostępniłem w mediach społecznościowych post koleżanki proszącej o oddanie krwi, napisał w komentarzu, że jestem "oszustem w swoim zakłamanym świecie". Prywatnie wypisywał do mnie agresywne wiadomości. Gdy zarzucił mi hipokryzję, napisałem, że proszę o wyjaśnienia i ewentualnie kontakt prywatny - zdradził Michał Siess w rozmowie z WP SportoweFakty.

Według relacji Siessa Zborowski miał nawoływać w prywatnych wiadomościach do oddania miejsca w kadrze Leszkowi Rajskiemu, a jego występy na planszy szermierczej miał nazywać "machaniem wędką".

- Nie ukrywam, że byłem w szoku. Oskarżenia pod moim adresem to totalny absurd. W tym sezonie, a także w poprzednich pokazałem swoją wartość. Napisałem do Polskiego Komitetu Olimpijskiego z prośbą o interwencję. Moim zdaniem pan Zborowski nie powinien komentować szermierki, zwłaszcza występów z moim udziałem. PKOl zwrócił się do Eurosportu. O ile wiem, pan Zborowski nie poniósł jednak żadnych konsekwencji - powiedział Siess.

Florecista uważa, że przez Zborowskiego zaczęła się fala hejtu wymierzona w szermierza. Czuje się przez niego zaatakowany.

- Teraz dostaję mnóstwo hejterskich wiadomości od anonimowych kont. Nie nadają się do cytowania. Może pan Zborowski ma dobre cele – walka o zdrowie mentalne zawodników i tak dalej – ale jeśli robi to poprzez obrażanie i ataki na szermierzy, nie tędy droga. Jest mi przykro, że ludzie, którzy rzekomo walczą z przemocą psychiczną, sami ją stosują. Cóż, ja sobie poradzę, mam twardą skórę. Poza tym prócz hejterskich wiadomości, dostaję też mnóstwo wyrazów wsparcia i to z całej Polski. Jestem za to niesamowicie wdzięczny - przyznał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.