Polski kajak się przewrócił. Dramat na igrzyskach

Karolina Naja i Anna Puławska nie musiałyby nosić żadnej biżuterii - wystarczyłoby im założyć wszystkie medale, jakie zdobyły w drodze do paryskich igrzysk, a zadałyby tu szyku. Dlaczego ani one, ani inne nasze świetne kajakarki nie dopływają do podium igrzysk olimpijskich Paryż 2024? Chyba wie trener Tomasz Kryk. I może wkrótce powie.

Polska czwórka czwarta. Polskie dwójki poza finałem A. A przecież jeszcze trzy lata w Tokio dzięki tym osadom cieszyliśmy się z dwóch medali – brązu czwórki i srebra dwójki. Wtedy trener Tomasz Kryk stanął przed polskimi dziennikarzami i mówił, jak wiele trzeba zrobić, żeby polskie kajaki w końcu dopłynęły do olimpijskiego złota. Długą przemowę (którą jeszcze w tym tekście przytoczymy) trener zakończył tak: "Ale proszę nie odbierać tej mojej wypowiedzi jako narzekanie. Ja wywieram presję, bo muszę. Bo gdybym odpuścił, to dziś bylibyśmy w finałach B albo na piątych-szóstych miejscach w finałach A. Na pewno nie mielibyśmy medali". Dlaczego dziś, czyli trzy lata po tych słowach, jesteśmy bardziej w finałach B niż na olimpijskim podium? 

Polska czwórka ścigająca się na 500 metrów była czwarta na igrzyskach Pekin 2008 i Londyn 2012. W Rio de Janeiro w 2016 roku miała zdobyć złoto, a popłynęła tylko w finale B. Wreszcie w Tokio doczekała się brązowego medalu. A teraz wierzyliśmy, że "Atomówki" zgarniające medale wszystkich największych imprez (w tym w ostatnich latach złoto MŚ i ME) popłyną w Paryżu po złoto.

Zobacz wideo

Wyglądaliśmy historycznego złota, a możemy zostać z niczym

Polskie kajakarstwo historycznie rzecz biorąc wywalczyło na igrzyskach 23 medale (21 w sprintach i dwa w kajakarstwie górskim), ale ani jednego złotego. Po paryskim wyścigu czwórki i rozczarowującym czwartym miejscu już przestaliśmy myśleć o złocie. A zaczęliśmy się martwić czy Karolina Naja i Anna Puławska, a więc wicemistrzynie olimpijskie z Tokio, podniosą się i dzień później wywalczą jakikolwiek medal.

Niestety, Naja i Puławska odpadły w półfinale. Został im finał B. Tak samo jak naszej drugiej osadzie – Martynie Klatt i Helenie Wiśniewskiej.

Jeszcze nie wiemy, co powie trener Kryk, czekamy najpierw na finał B, później na rozmowę z nim. I z kajakarkami.

Ale już z tego, co Kryk mówił po czwartym miejscu czwórki, wynika, że problemy były i nie zostały w pełni pokonane.

Trener Kryk: "Nie powiem. Nie opłaca się"

- Dla mnie to był na pewno najtrudniejszy okres z wszystkich czterech olimpijskich przygotowań. Ostatnie miesiące, nawet nie wiem czemu, bardzo mocno to odczułem. Dotknąłem granic swojej wytrzymałości. Trzeba się zastanowić, co się wydarzy. Aczkolwiek są jeszcze piątek i sobota. Nie może być teraz jeszcze żadnych deklaracji – mówił trener.

- Czego dotyczyło to dotknięcie granic wytrzymałości?

- Nie powiem. Nie zawsze warto mówić. Nie opłaca się. Zostawmy to. Wiem, to potrzebne do kliknięć, fajnie się czyta takie tytuły...

- Ale nie zawsze chodzi o kliki. Byłaby okazja pokazać realia.

To po zawodach. Teraz mówienie o tym nic nie zmieni. Czwarte miejsce nadal jest czwartym miejsce. Taki sport, takie realia.

Kryk gwarantował medale. Coś się kończy?

Czekamy na to "po zawodach", a czekając zastanawiamy się, czy to nie będzie koniec pracy Kryka z kadrą. Pierwszy raz na igrzyska jako jej trener pojechał w 2012 roku do Londynu. Tam, a następnie w Rio i w Tokio drużyna kobiet Kryka zdobyła dla Polski w sumie pięć medali.

Kryk imponował wszechstronnym podejściem. Jego zawodniczki morsowały, poddawały się hipnozie, wspinały się na alpejskie szczyty, biegały na nartach, przeszły testy pokarmowe i zdrowo się odżywiały. A on to wszystko robił razem z nimi. Piekł im chleby, woził na zgrupowania beczki kiszonych ogórków i kapusty. Był alfą i omegą. I to działało. Przestało?

- Mam za sobą 16 lat pracy z kobietami i moja odporność emocjonalna sięgnęła granic możliwości. Coraz częściej zaczynam się zastanawiać. Mam jeszcze - oby - parę lat życia przed sobą. Jest jeszcze rodzina - żona, syn po studiach. Zaczynają się pojawiać różne myśli, różne warianty – mówił Kryk po czwartym miejscu czwórki w Paryżu.

Ministrowie nie słyszeli tego wołania

To jeszcze nie koniec kajakarstwa na tych igrzyskach, ale szanse Polski na jakikolwiek medal maleją. Jeśli jakiś polski kajak nie dopłynie tu do podium, to będziemy musieli ocenić wprost, że się przewrócił, nabrał wody i tonie.

Polskie kajakarstwo sprintowe ostatni raz nie zdobyło w 1980 roku w Moskwie. I tu przypomnijmy przemowę, jaką Kryk wygłosił przed grupą polskich dziennikarzy trzy lata temu w Tokio, po tym jak jego zawodniczki wywalczyły srebro i brąz.

"Ja absolutnie nie narzekam, że czegoś nam brakowało, ale jak oglądam reprezentacje Niemiec, Nowej Zelandii i jeszcze inne drużyny, to widzę, że tam nie ma miejsca na bylejakość. Nie można na nią pozwolić nigdzie - w treningu, w żywieniu, w logistyce. Absolutnie nie mówię, że nam czegoś brakowało. Ale mówię, że dobrze byłoby zrobić pewne zmiany, przesunąć środki w trochę inne miejsca. Może dzięki temu moglibyśmy szkolić lepiej i szerszą grupę. Ale ostatnim ministrem, z którym rozmawiałem był minister Bańka (przestał zarządzać resortem sportu dwa lata przed tokijskimi igrzyskami). On wiele pomagał naszej grupie".

I dalej:

"Ja oczekuję takiej debaty, z której coś wyniknie. Nie chcę, żeby to się skończyło po miesiącu, dwóch czy trzech i żebyśmy obudzili się dopiero przed następnymi igrzyskami, żeby zrobić wyliczenia szans medalowych. Chcę, żeby powstało kilka zespołów wokół ministerstwa. Żeby ci ludzie się zaangażowali. Ja nie miałem żadnego telefonu z pytaniem, jak się czuję w pandemii i czy może potrzebuję psychologicznego wsparcia. A myśmy w pandemii trenowali, mimo wszystko normalnie jeździliśmy na zagraniczne zgrupowania. Ani trochę się nie zatrzymaliśmy. Sam zadbałem o zorganizowanie dla kadry kiszonek - kapusty i ogórków. Bo one świetnie pozwalają budować odporność. Ale jednoosobowo nie da się wszystkiego zrobić. Chciałbym, żeby ktoś nam pomógł i żebyśmy mogli korzystać z telemetrii. Niemcy zawsze sprawdzają prędkości łodzi, zawsze mają analityków, którzy rozkładają specjalny sprzęt. A kiedy sami obsługują imprezy w Duisburgu, na takiej zasadzie, na jakiej na igrzyskach robi to Omega, to zbierają sobie informacje o wszystkich reprezentacjach. I wiedzą, jak pływa na przykład moja czwórka. Analizują, gdzie my mamy słabsze punkty, jaką mamy taktykę pokonywania dystansu, jak szybko w każdym punkcie trasy my płyniemy. Ale proszę nie odbierać tej mojej wypowiedzi jako narzekanie. Ja wywieram presję, bo muszę. Bo gdybym odpuścił, to dziś bylibyśmy w finałach B albo na piątych-szóstych miejscach w finałach A. Na pewno nie mielibyśmy medali".

Więcej o: