"Dzień dobry Panie Prezesie. Czy może się Pan odnieść do słów Arkadiusza Kułynycza? Czy zabrał Pan małżonkę na te igrzyska albo, czy zrobił tak ktoś inny z PZZ i przez to zabrakło miejsca dla sparingpartnera Arkadiusza Kułynycza?" - taką wiadomość SMS wysłałem do prezesa Suprona. Szef Polskiego Związku Zapaśniczego nie odpowiedział. Jego telefon chyba jest wyłączony - od razu po wybraniu połączenia zgłasza się poczta głosowa.
Za to telefon odbiera Tomasz Majewski. Szef polskiej misji olimpijskiej ze zdziwieniem przyjmuje słowa Kułynycza. - Bo w składzie zapaśniczej kadry z działaczy jest tylko prezes Supron. I to jako gość, czyli ktoś, kto mieszka poza wioską olimpijską i nikomu nie zabiera miejsca - mówi Majewski. - W ogóle to przecież Kułynycz ma tu sparingpartnera. Na igrzyskach jest piątka polskich zapaśników i piątka sparingpartnerów. Dlatego nie rozumiem, o co chodzi - komentuje Majewski.
Sparingpartnerzy mieszkają poza wioską. Ale to standard, tak jest nie tylko w przypadku zapaśników. Może Kułynycz chciał mieć innego sparingpartnera? - tego Majewski nie wie. A z Supronem nie ma kontaktu.
Dzisiaj w Domu Polskim w Paryżu Kułynycz spotka się z dziennikarzami. Może rzuci więcej światła na kłopoty polskich zapasów. Może powie więcej niż dwa zadania w emocjach tuż po przegranej walce. A może pojawi się tam również prezes Supron?