Polak odpalił bombę i uderzył w działaczy. "Przyjechali sobie z osobami..."

Łukasz Jachimiak
- Jest mi przykro, bo nie mógł tu przyjechać mój sparingpartner, a działacze przyjechali sobie z osobami towarzyszącymi - stwierdził Arkadiusz Kułynycz po przegranej walce o brązowy medal igrzysk olimpijskich Paryż 2024 w turnieju zapaśników. O jego słowach chcemy porozmawiać z prezesem Andrzejem Supronem. Niestety, jest nieuchwytny. Dostajemy za to inny głos. Bardzo ciekawy.
Zobacz wideo

"Dzień dobry Panie Prezesie. Czy może się Pan odnieść do słów Arkadiusza Kułynycza? Czy zabrał Pan małżonkę na te igrzyska albo, czy zrobił tak ktoś inny z PZZ i przez to zabrakło miejsca dla sparingpartnera Arkadiusza Kułynycza?" - taką wiadomość SMS wysłałem do prezesa Suprona. Szef Polskiego Związku Zapaśniczego nie odpowiedział. Jego telefon chyba jest wyłączony - od razu po wybraniu połączenia zgłasza się poczta głosowa.

Za to telefon odbiera Tomasz Majewski. Szef polskiej misji olimpijskiej ze zdziwieniem przyjmuje słowa Kułynycza. - Bo w składzie zapaśniczej kadry z działaczy jest tylko prezes Supron. I to jako gość, czyli ktoś, kto mieszka poza wioską olimpijską i nikomu nie zabiera miejsca - mówi Majewski. - W ogóle to przecież Kułynycz ma tu sparingpartnera. Na igrzyskach jest piątka polskich zapaśników i piątka sparingpartnerów. Dlatego nie rozumiem, o co chodzi - komentuje Majewski.

Delegacja polskich zapasów
Delegacja polskich zapasów PKOl

Sparingpartnerzy mieszkają poza wioską. Ale to standard, tak jest nie tylko w przypadku zapaśników. Może Kułynycz chciał mieć innego sparingpartnera? - tego Majewski nie wie. A z Supronem nie ma kontaktu.

Dzisiaj w Domu Polskim w Paryżu Kułynycz spotka się z dziennikarzami. Może rzuci więcej światła na kłopoty polskich zapasów. Może powie więcej niż dwa zadania w emocjach tuż po przegranej walce. A może pojawi się tam również prezes Supron?

Więcej o: