Stany Zjednoczone mają talent czystej wody. Byle kto nie ustanawia dwóch rekordów świata w mniej niż 40 dni. Sydney McLaughlin-Levrone śmiało może siebie mianować nową królową lekkiej atletyki, bo jej wyczyny z Eugene i Paryża, są historyczne.
30 czerwca amerykańska lekkoatletka pobiła rekord świata w biegu na 400 m przez płotki. Uzyskała czas 50.65 w krajowych kwalifikacjach olimpijskich. Już wtedy imponowała lekkością, z jaką zbierała się do przeskoczenia każdego kolejnego płotka. A po każdym skoku była coraz szybsza. Na ostatniej prostej wrzuciła najwyższy bieg. To pozwoliło jej zejść poniżej 51 sekund, w sam raz na rekord świata.
Jeszcze przed zawodami w Eugene zanosiło się na to, że może pobiec płaskie 400 metrów, co nie byłoby dobrą wiadomością dla Natalii Kaczmarek w kontekście walki o olimpijski medal. Ale w trakcie mityngu kwalifikacyjnego wyszło, że Amerykanka skupia się tylko na płotkach. Jak się okazało, słusznie zrobiła.
400 m ppł. na igrzyskach w Paryżu od początku zanosił się na pojedynek McLaughlin-Levrone z Femke Bol. Holenderka pokazała wysoką formę w sztafecie mieszanej, kapitalnie finiszując na ostatniej zmianie. Swoje okrążenie pobiegła w czasie poniżej 48 sekund. To był sygnał dla Amerykanki, że ma godną rywalkę.
Na Stade de France obie biegaczki toczyły korespondencyjny pojedynek, ruszały w innych biegach. W eliminacjach Bol była szybsza, w półfinale Amerykanka. Ale najlepsze miało dziać się w finale. Tym bardziej że obie startowały bezpośrednio obok siebie, Holenderka była ustawiona z przodu, na bardziej zewnętrznym torze.
Bol dobrze wystartowała, ale Amerykanka nieco lepiej. Te kilka metrów straty spowodowane ustawieniem na starcie zniwelowała po 200 metrach. Na drugi wiraż obie wbiegły krok w krok obok siebie. Przez moment zanosiło się, że będzie walka na żyletki, że będziemy mieli finisz wszech czasów. Ale McLaughlin-Levrone postanowiła od razu pokazać, że jest w innej, wyższej lidze. Jednoosobowej.
Ona wywierała presję na Femke Bol od startu, a kiedy zrównała się z nią na wirażu, Holenderkę natychmiastowo usztywniło, przez to nie była w stanie przyspieszyć. McLaughlin-Levrone wystarczająco odskoczyła przed wejściem na ostatnią prostą, a na niej była jeszcze lepsza niż kiedykolwiek. Jakby przyleciała do Paryża z innej planety, innej galaktyki.
Całe ostatnie 100 metrów biegła sprintem. Na tyle szybkim, na ile może sobie pozwolić lekkoatleta startujący na 400 metrów, niezależnie czy płasko, czy przez płotki. To wymagający dystans, prawdopodobnie największe wyzwanie w całej lekkiej atletyce. Na ostatniej prostej mięśnie po prostu pieką, palą, niektórzy chcieliby już usiąść i odpocząć, bo mięśnie nie mają już z czego czerpać energii, ale siłą woli próbują dobiec do mety. Ale tego zmęczenia u McLaughlin-Levrone w ogóle nie było widać.
Z ogromną lekkością pokonywała kolejne płotki, wręcz frunęła do mety na Stade de France. Po ostatnim, pochylona do przodu, chcąca przejść do historii i pobiec jeszcze szybciej oraz przekroczyć granicę marzeń. 50.37 sek. - nowy rekord świata! To rekord sięgający poza ludzką wyobraźnię, pobity o prawie 0.3 sek. Była 1.5 sek. szybsza od swojej rodaczki, Anny Cockrell, prawie dwie sekundy od zrozpaczonej i zdewastowanej Bol.
Powiedzieć, że McLaughlin jest w życiowej formie, to nic nie powiedzieć. Nie jest tak wysoka jak inne biegaczki, nie ma ponad 180cm wzrostu, ale nadrabia techniką, dynamiką ruchów, kondycją, wytrzymałością, które są na ponadprzeciętnym poziomie. Jest w stanie wręcz lecieć po lekkoatletycznej bieżni jak ze snów.
Amerykanka obroniła złoto olimpijskie z Tokio, z pewnością wystartuje też w sztafecie 4x400 metrów. Z polskiej perspektywy możemy mówić o szczęściu i się cieszyć, że nie biegnie płaskiego pełnego okrążenia na IO. Natalii Kaczmarek ubywa jedna rywalka.
Choć mocno wierzymy w Polkę w finale, że pobiegnie bardzo szybko, na medalową pozycję, a może nawet po trzeci rekord Polski w tym roku, to mimo wszystko trudno myśleć, że będąca w kosmicznej formie McLaughlin byłaby w jej zasięgu. Skoro Amerykanka do dziś ma rekord życiowy na 400 m lepszy niż Kaczmarek, a w ciągu prawie 40 dni dwa razy pobiła rekord świata, to w tej konkurencji na IO mogłaby śmiało myśleć o złocie i pokonaniu Marileidy Paulino, mistrzyni świata.
50.37 sek. na paryskiej bieżni to szósty rekord świata ustanowiony przez Sydney McLaughlin. Wszyscy w USA mówią od lat zgodnie, że bycie na szczycie było jej przeznaczone, a predyspozycje do robienia wielkich rzeczy w lekkiej atletyce wykazywała od najmłodszych lat. Jest dziś amerykańską królową tej dyscypliny, a nawet igrzysk. Bicie rekordów przychodzi jej z zaskakująco dużą łatwością, aż wydaje się kwestią czasu, kiedy zejdzie poniżej 50 sekund jako pierwsza kobieta w historii 400 m ppł.