Alarm dla Polaków! Tego muszą uniknąć. Mistrzowie świata nie dali rady

Jakub Balcerski
To był pokaz siły Francuzów. I nieporadności aktualnych mistrzów świata, Włochów. Finałowego rywala dla polskich siatkarzy wybrał mecz drużyn dwóch prędkości - jednej pewnie zmierzającej po swoje, a drugiej grającej jedno z najgorszych spotkań ostatnich lat. I to w kluczowym momencie.

Przyjmujący Earvin N'Gapeth skończył ostatnią piłkę trzeciego seta, padł na kolana i zaczął płakać. Właśnie dał swojej drużynie zwycięstwo 3:0 (25:20, 25:21, 25:21) w półfinale i zapewnił drugi olimpijski medal z rzędu. Jego koledzy tańczyli na boisku, a po drugiej stronie siatki płakali Włosi. Ale nie ze wzruszenia i radości, a smutku po utracie szans na finał igrzysk, na których do tej pory byli przecież niepokonani.

Zobacz wideo Polska w drodze po medale igrzysk. "Wzbić się do perfekcji"

Finał z Włochami byłby dla Polaków symboliczny. Ale Francuzi zamknęli im usta

Przed drugim półfinałem igrzysk w Paryżu, a już po tym, jak do finału awansowali Polacy, mogło się wydawać, że idealnym rywalem dla drużyny Nikoli Grbicia będą Włosi. Nie dlatego, że najlepiej pasują do polskiego stylu gry, czy że akurat mamy z nimi dobrą passę. Przecież Włosi ograli Polaków w czterech setach w fazie grupowej. To byłoby jednak dość symboliczne spotkanie w meczu decydującym o rozstrzygnięciach w najważniejszym turnieju czterolecia.

Poprzednie dwa finały tych największych imprez za kadencji Nikoli Grbicia też graliśmy przeciwko nim. W gorzkim finale domowych mistrzostw świata w katowickim Spodku Polacy przegrali 1:3, a rok później rozbili ich w Rzymie 3:0, zdobywając złoto mistrzostw Europy. To byłaby dobra klamra dla tego olimpijskiego trzyletniego cyklu. Mecz drużyn, które dotąd zawsze biły się o najważniejsze trofea. Cóż, nie tym razem. Popełniali sporo błędów, byli nieskuteczni i zwyczajnie siatkarsko słabsi od rywali. Gorzej w kluczowych meczach ostatnich lat chyba nie grali, nawet rok temu z Polską na ME.

Włosi, choć do tej pory w Paryżu imponowali siatkarską jakością, zwłaszcza w grupie, a w ćwierćfinale byli w stanie w niezwykłych okolicznościach odwrócić mecz z Japonią, tym razem nie mieli wiele do powiedzenia. Francuzi zamknęli im usta. W pierwszym secie szybko stworzyli sobie przewagę i prowadzili do samego końca. W dwóch kolejnych partiach Włosi mieli swoją szansę tylko raz. W drugiej prowadzili już 16:13, ale tego nie wykorzystali. W trzeciej nie było nawet chwili, gdy byliby przed swoim rywalem.

"Marsylianka" na całe gardło, odlatująca hala w Paryżu. Pierwsze ostrzeżenie dla kadry Grbicia

Końcówka drugiego seta. Trevor Clevenot, zdobywca 17 punktów w tym spotkaniu, bezsprzecznie najlepszy w środowy wieczór na boisku, właśnie zamienił atak z lewego skrzydła na punkt dający trzy piłki setowe Francuzom. I aż przebiegł pod siatką i ruszył w kierunku trybun, wymachując pięścią. A gdy Yacine Louati chwilę później już pierwszą z nich dał swojemu zespołowi prowadzenie 2:0 w setach, wydawało się, że Arena Sud 1 w Paryżu odleci.

Francuscy kibice mogli żałować, że nie widzieli na własne oczy złota w Tokio, bo trzy lata temu fanów na trybuny w Japonii nie wpuściła pandemia koronawirusa i wyjątkowe warunki bezpieczeństwa na tamtych igrzyskach. Jednak teraz gdy pewnie zmierzali po drugi olimpijski finał z rzędu, wszystko to sobie odbili. Skoro w trzecim secie półfinału na całe gardła śpiewali już "Marsyliankę", to lepiej nie myśleć, co będzie w sobotę, kiedy zagrają z Polakami.

To pierwsze ostrzeżenie dla drużyny Nikoli Grbicia przed sobotnim meczem o złoto. Będzie w nim miała przeciwko sobie cały Paryż. Na te co najmniej kilkadziesiąt minut Polacy staną się tu wrogami publicznymi numer jeden. Od początku spotkania będą ich witać gwizdy i przytłaczające owacje dla przeciwników. Muszą się od tego odciąć. Choćby takim nakręcaniem całego zespołu przez Tomasza Fornala jak w półfinale z USA. Oby na koniec mógł nawet przebiec się przed trybunami i wskazywać, że ich nie słyszy.

Mistrzowie prowokacji, kłótni i negocjacji z sędzią. W półfinale raz było gorąco pod siatką

Fornal może się też przydać w innych niekoniecznie siatkarskich okolicznościach. Choć może lepiej, żeby się wstrzymywał? Francuzi to mistrzowie siatkarskich prowokacji, kłótni pod siatką i negocjowania z sędziami. Sposób, w jaki wspomniany N'Gapeth uniknął czerwonej kartki za spojrzenia, gesty i okrzyki w kierunku Niemców w ćwierćfinale, a sprowokował do zarobienia jej (zresztą niesłusznie) Tobiasa Kricka, był czymś okropnym, ale dla francuskiego zespołu bardzo korzystnym. N'Gapeth zrobił coś, z czego jest znany i zyskał na tym więcej, niż mógł się spodziewać.

W środę na boisku aż tak kontrowersyjnie nie było. Jednak raz nagle zagotowało się pod siatką - w drugim secie, gdy piłkę w boisko po stronie Francuzów kiwką w stylu Aleksandra Śliwki przepchnął Alessandro Michieletto. To wywołało spory gniew kadry trenera Andrei Gianiego. Od razu ruszyli w kierunku sędziego spotkania, ale też rywali.

Najlepiej, gdyby w finale takich chwil było jak najmniej. Polacy takich sytuacji muszą unikać. To nie tak, że nie potrafiliby ich odpowiednio rozegrać. One są jednak po prostu niepotrzebne.

Polacy zrzucili z siebie ciężar, a Francuzi właśnie teraz stają przed największym wyzwaniem

Najlepiej skupić się na sobie - tak zrobili Francuzi po opisywanej sytuacji z drugiej partii i do końca spotkania nakręcali się, ale swoją własną grą i tym, co dzieje się na trybunach. Jeden element gra nieco na korzyść Polaków: dla nich medal olimpijski już jest wielkim osiągnięciem ze względu na okoliczności. Wykorzystanie szansy na zdobycie złota byłoby piękne, ale nie ciąży na nich wielki ciężar, że w przypadku porażki pojawi się trudna do zniesienia krytyka. Nie, oni już najgorszą presję z siebie zdjęli - najpierw przeszli olimpijski ćwierćfinał pierwszy raz od 20 lat, teraz zapewnili sobie medal po 48 latach przerwy. A to Francuzi będą walczyć o obronę tytułu z Tokio. I z tym może się wiązać dodatkowy stres.

Oby tylko w pokazaniu swojej najlepszej wersji nie przeszkodziło zdrowie zawodników. To ciągnie się za polską kadrą już przez całe igrzyska - mówiąc o urazach Tomasza Fornala z fazy grupowej i Mateusza Bieńka z ćwierćfinału ze Słowenią. Przeciwko USA to wyglądało jednak, jakby ktoś raz po raz nakłuwał ich lalkę voodoo. Albo rzucał prawdziwą olimpijską klątwę. Mamy nadzieję, że Paweł Zatorski i Marcin Janusz w finale będą już gotowi do gry. Mecz Polska - Francja o złoto igrzysk w Paryżu zaplanowano na godzinę 13:00 w sobotę, 10 sierpnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.