Dwa dni temu przełamali klątwę. Okropną, bo przecież od 20 lat polskie drużyny siatkarskie zawsze odpadały z igrzysk olimpijskich w ćwierćfinałach. Oni tę przeszkodę pokonali pewnie – wygrali ze Słowenią 3:1. I od razu powiedzieli, że chcą więcej, że zostały im jeszcze dwa kroki. Do złota oczywiście. W środę w Paris Arenie Sud postawili pierwszy - jaki imponujący!
Przyznajcie się, drodzy kibice, sami przed sobą: czy wierzyliście, że Polska to dźwignie, gdy przy stanie 1:1 w setach i 9:13 w trzeciej partii Paweł Zatorski padł na parkiet, a Tomasz Fornal wzywał na pomoc medyków? Wtedy w hali zrobiło się nie cicho, a głucho. Nasz libero zebrał się po dwóch minutach i grał dalej, choć było widać, że boli go bark. Zatorski się wtedy podniósł, ale wydawało się, że Polska wstać nie da rady. Przegraliśmy seta aż 14:25. Nie działało u nas nic – Bartosz Kurek i Wilfredo Leon byli zmęczeni, zmiennicy (Kamil Semeniuk i Bartłomiej Bołądź) nie wnosili potrzebnej jakości, a Amerykanie się nakręcali. A my na domiar złego straciliśmy głównego rozgrywającego, bo Marcinowi Januszowi dalej grać nie pozwolił ból pleców.
Jak Polacy wrócili do tego meczu? Rezerwowy "sypacz", czyli Grzegorz Łomasz ogarnął sytuację. Zespół pociągnął Fornal, pokazując niesamowity charakter. Później liderem był Leon – w końcówce czwartego seta uratował nas serią trzech punktów z rzędu zdobytych w trzech różnych elementach: ataku, bloku i zagrywce. To głównie on doprowadził do tie-breaka. Ale już w walce o decydującą partię i w niej widać było, że wszyscy przy Leonie rosną. Że wstępują w nich nowe siły. Że jednoczy ich wielki, wspaniały cel! I mamy to! Mamy to! MA-MY TO!
To już jest krok siedmiomilowy dla polskiej siatkówki i dla polskiego sportu. A przed tą ekipą – wierzymy w to, bo jak nie wierzyć po takim pokazie! - jeszcze jeden krok.
Złoto MŚ w 2014 i 2018 roku. Srebro w 2022. Czyli trzy mundiale i trzy medale. Złoto ME 2023, brąz ME 2021 i brąz ME 2019. Czyli z trzech ostatnich edycji mistrzostw Europy też wracali z krążkami. To jest dekada polskich siatkarzy. A ten olimpijski medal – zwłaszcza jeśli będzie złoty – stanie się kropką nie nad i, tylko kropką pod wykrzyknikiem. Postawionym na końcu zdania: „Oto najlepsza drużyna w historii polskiego sportu".
Kontrowersyjne? Dyskusyjne? Proszę bardzo, pomyślmy, z kim o takie miano siatkarzy mogliby walczyć:
Z innymi drużynami zasłużonymi dla polskiego sportu naszych siatkarzy nawet nie ma co zestawiać. Bo weźmy choćby w miarę współczesną, w każdym razie świetnie przez kibiców pamiętaną, ekipę piłkarzy ręcznych, która za czasów Bogdana Wenty zdobyła srebro i brąz MŚ. Oni na igrzyskach byli tylko na miejscach 5-8, a na ME: na miejscu czwartym.
Siatkarze – teraz Grbicia, a wcześniej Heynena, Antigi, Anastasiego, Castellaniego i Lozano – są naszym największym dobrem narodowym, jeśli chodzi o sport. Tak jest już od dwóch dekad. Od 2006 roku, a więc od pierwszego sukcesu pod wodzą zagranicznego fachowca (Lozano zmusił zawodników do pełnego profesjonalizmu, a jeszcze więcej wycisnął z działaczy, każąc im m.in. porządnie wyposażyć siłownię w ośrodku w Spale czy kupić profesjonalne programy do analizy gry zawodników) do dziś nasi siatkarze zdobyli:
Teraz mają dziesiąty medal wielkiej imprezy i pierwszy w czasach „nowożytnych" medal olimpijski! Poprzedni, jedyny na igrzyskach, nasza męska siatkówka zdobyła w prehistorii, prawie 50 lat temu, w 1976 roku, na igrzyskach w Montrealu.
Wspomnieniami tamtej drużyny i tamtego turnieju żyjemy do dzisiaj. Słuchamy od starych mistrzów, jak pokonali Związek Radziecki, a od naszych dziadków i rodziców jak i gdzie to oglądali i przeżywali.
"Po latach jednak najpiękniejsze są wspomnienia z Montrealu. Wiem, że rodacy zarywali noce, żeby nas oglądać. Te niezapomniane pięciosetówki trzymały ludzi w napięciu, a że na koniec w finale graliśmy z Ruskimi, to szał się zrobił tak wielki, że większy już nie mógłby być. Do dziś ludziom zdarza się na mój widok wspominać, gdzie oglądali tamten finał. Jedni jako dzieci dostawali zgodę od rodziców na późniejsze pójście spać, inni, jako młodzież, potrafili w trakcie wakacji tak planować zajęcia na obozach czy wędrówki po szlakach, żeby w porze naszych meczów być gdzieś, gdzie jest telewizor. Jako nastolatek po górach chodził wtedy Zbigniew Zamachowski. Jak w 2003 roku razem graliśmy w filmie "Zmruż oczy", to w szczegółach mi opowiadał, gdzie i jak oglądał nasze mecze – wzruszał się genialny Tomasz Wójtowicz, gdy rozmawialiśmy dwa lata temu.
Świętej pamięci Tomasz Wójtowicz nie doczekał momentu, w którym polscy siatkarze znów zagrają o olimpijskie złoto. Człowiek uznawany za najlepszego w historii polskiego siatkarza i za najlepszego gracza swoich czasów zmarł po ciężkiej chorobie w październiku 2022 roku. Zdążył zobaczyć tylko początki "Gangu Łysego" jak kibice nazywają kadrę, w której kapitanem jest Bartosz Kurek. Wiem, że Wójtowicz bardzo czekał i liczył na to, że Kurek dołączy do niego i kilku innych legend, które wygrały złoto MŚ i ME. A teraz kapitan Kurek i kilku jego kolegów mogą to nawet przebić.
Kurek, Zatorski, Śliwka czy Kochanowski są o krok - o tylko jeden mecz - od potrójnej korony. Złoto mistrzostw świata, złoto mistrzostw Europy i złoto olimpijskie – przeczytajcie to sobie na głos. Brzmi pięknie, godnie! Błyszczy! Prawda? Jest o co bić się dalej. I oni na pewno o to zawalczą. Mają gwarantowane srebro, mają komfort, ale mogą i bardzo chcą mieć wszystko!