Aleksandra Mirosław zrobiła w środę to, o czym wszyscy – my, dziennikarze, kibice, ale i sama zawodniczka oraz jej mąż Mateusz będący także jej trenerem – marzyliśmy! Zdobyła złoto igrzysk we wspinaczce na czas. Historia jest tym cudowniejsza, że po brąz sięgnęła Aleksandra Kałucka. Jest pięknie!
O Oli Mirosław stało się głośno w 2021 r. podczas igrzysk w Tokio. „Ola na igrzyskach zrobiła fu-ro-rę! Jej występ to była eksplozja, wybuch mieszanki talentu, pokory, ciężkiej pracy, uroku, radości, łez, śmiechu i miłości. Jej rajdy po ściance śledziliśmy z zapartym tchem" – pisaliśmy wtedy w Sport.pl.
W Tokio w czasówce Polka pobiła rekord świata o 0,12 sekundy (6,84) i wygrała konkurencję. Tak narodziła się – jak ochrzcili ją kibice – "polska Spiderwoman". Ale medalu nie było. W Tokio wspinaczka debiutowała w programie igrzysk. Była rozgrywana w formie kombinacji. Składały się na nią: czasówka, bouldering i prowadzenie. Mirosław jest specjalistką od czasówki, w pozostałych konkurencjach nie była tak mocna. Stąd czwarte miejsce.
Rok po igrzyskach w Tokio wybraliśmy się do Oli do Lublina, by napisać o niej reportaż i z bliska przyjrzeć się, jak nasza mistrzyni walczy o spełnienie swoich marzeń – czyli o złocie na igrzyskach.
– Po Tokio przeżyłam swoją małą małyszomanię – śmiała się Ola, którą na lubelskim Krakowskim Przedmieściu fani rozpoznają, proszą o zdjęcie, autograf. – Na samych igrzyskach jeszcze tak tego nie czułam, choć widziałam, jak z każdym startem moje social media puchną. Ale dopiero po powrocie nastąpiło małe "bum". Jeżdżę podpisanym autem, kiedy ktoś mnie skojarzy, to trąbi, macha. Ale to bardzo miłe – mówiła nam Mirosław. – Na szczęście po igrzyskach miałam przerwę w startach. Mogłam wejść w medialny świat, udzielać wywiadów, nacieszyć się sukcesem – wspominała w 2022 r.
Polka opowiadała wtedy o trudach w dojściu na szczyt. Jej wątpliwości co do przyszłości zaczęły rodzić się w listopadzie 2020 r. To wówczas, w trakcie startu w Rosji, Polka doznała urazu, który w przypadku sportowców uprawiających wspinaczkę nierzadko oznacza koniec kariery – zerwania troczka w palcu.
– Wtedy wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Przy całkowitym zerwaniu troczka nie ma szans na jego regenerację. To kontuzja, którą leczy się długo. Pamiętam, jak jeszcze w marcu zastanawialiśmy się z Mateuszem, czy mój start w Tokio w ogóle będzie możliwy – tłumaczyła nam wówczas Aleksandra. – Lekarze i fizjoterapeuci robili wszystko, aby przyspieszyć leczenie, ale na pewne rzeczy nie mieli wpływu. Choć moje ciało znalazło sposób. Wydarzyło się coś, co raczej często, o ile w ogóle, się nie dzieje. W miejscu zerwania nadbudowała się kość, dzięki czemu mimo braku troczka ścięgno zaczęło przylegać do kości. Dziś nikt nie jest w stanie tego wytłumaczyć – wspominała w rozmowie ze Sport.pl.
– Nie wiem, czy jakikolwiek sportowiec mógłby to powiedzieć, ale wydaje mi się, że… że ja tej kontuzji potrzebowałam – tłumaczyła Mirosław. – Po to, żeby zdać sobie sprawę, jak bardzo mi zależy, jak silna jest moja motywacja.
Bo choć Ola Mirosław wspina się najszybciej na świecie, to droga na szczyt była długa, żmudna, pełna rozczarowań. Nieraz miewała chwile słabości i chciała porzucić zawodowy sport. – Do 2018 r. uczyłam w szkole, wcześniej, żeby się utrzymać, pracowałam w sklepie ze sprzętem sportowym – opowiadała.
Wcześniej, w 2016 r., przyszedł kryzys po czwartym miejscu na mistrzostwach świata, o którym pisaliśmy na początku tekstu. Szczęśliwie Polka się nie poddała – dziś odbiera największą nagrodę za swoją wytrwałość!
W 2022 r. spytaliśmy także Olę Mirosław, jakie widzi piękno w swojej niełatwej dyscyplinie. – Nie wiem, czy jakakolwiek dyscyplina sportu na poziomie wyczynowym jest piękna. To brutalna walka. Pięknie jest na podium, jak wygrywasz, jak słuchasz hymnu. Pięknie jest na szczycie. Ale tam na dole jest dużo bólu. We wspinaczce na czas zakochałam się ze względu na adrenalinę i tempo konkurencji. Tutaj nie ma miejsca na błąd. Jedno poślizgnięcie może sprawić, że kilka, czasami kilkanaście miesięcy przygotowań może pójść na marne. W czasówkach, żeby wygrać, trzeba być bezbłędnym – opowiadała.
I w Paryżu Mirosław była bezbłędna! Już w drodze do finału pobiła własny rekord świata (teraz wynosi 6,06), a w finale po nieprawdopodobnie wyrównanym wyścigu osiągnęła znakomity czas 6,10 s przy 6,18 s Chinki Zhou Yafei, która i tak pobiła rekord życiowy.
To jedna z najbardziej wzruszających historii tych igrzysk.