Jak dotąd polscy sportowcy nie mieli wielu miłych wspomnień z igrzysk w Paryżu. Straconych niespodziewanie szans na podium mieliśmy więcej niż samych medali. Do tego zdarzał się pech, jak choćby w przypadku kolarki Katarzyny Niewiadomej, która przez kraksę tuż przed nią nie mogła powalczyć o upragniony krążek, czy Anity Włodarczyk w rzucie młotem, której do brązu zabrakło pięciu centymetrów.
Ale wtedy na olimpijskiej scenie pojawiły się one! Dwie Aleksandry: Mirosław i Kałucka. Pierwsza z nich była murowaną kandydatką do złota. Drugą z kolei stać było na walkę nawet o podium. W takim sporcie jak wspinaczka sportowa, gdzie nie ma miejsca na najmniejszy nawet błąd, sport bywa tym bardziej okrutny i lubi robić wredne psikusy. Jednak nie tym razem! Mirosław, która w eliminacjach dwukrotnie biła rekord świata, była bezbłędna i choć Chinka Deng Lijuan rzuciła poważne wyzwanie w finale, Polka okazała się nie do pokonania (6,10 sek).
Kałucka z kolei również spisała się na medal i to dosłownie. Konkretnie brązowy, który wywalczyła, pokonując w decydującej rywalizacji Indonezyjkę Rajiah Sallsabillah. Wspaniały dzień dla polskiego sportu oraz oczywiście olimpizmu, który już oficjalnie stoi teraz wspinaczką sportową!
Dwie Polki na podium to dwa razy piękniejsze sceny podczas ceremonii medalowej. Polki zaprezentowały w jej trakcie dość odmienne podejścia. Kałucka emanowała wręcz euforią i niezwykłą radością. Mirosław oczywiście też z pewnością je odczuwała, ale była przy tym niezwykle wzruszona, nie mogąc wstrzymać łez szczęścia. Szczególnie gdy w Paryżu po raz pierwszy podczas tych igrzysk wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego.
Na koniec oczywiście wspólne zdjęcie medalistek i w zasadzie delikatnie szkoda, że Polki wpadły na siebie w półfinale, bo stać je było na dublet bez dwóch zdań. Ale nie bądźmy zachłanni, tylko cieszmy się razem z nimi. To, co zrobiły, przejdzie na zawsze do historii polskiego sportu i oby jednocześnie było zwiastunem dobrej końcówki tych igrzysk w wykonaniu naszej kadry.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!