Zaledwie pięciu centymetrów zabrakło Anicie Włodarczyk do medalu igrzysk olimpijskich Paryż 2024. Polska młociarka kapitalnie walczyła we wtorek na Stade de France. I choć nie zdobyła medalu, to zeszła z rzutni z podniesioną głową.
- Zabrakło tylko szczęścia. Dałam z siebie wszystko, cieszę się, że tak walczyłam. Przygotowaliśmy z trenerem szczyt formy na igrzyska olimpijskie, tak jak miało być. Zabrakło tylko szczęścia – podkreśla Włodarczyk.
Trzykrotna mistrzyni olimpijska śmieje się, słysząc powtarzające podsumowania, w których podkreśla się, że Włodarczyk była czwarta na swoich pierwszych i ostatnich igrzyskach, a między nimi wywalczyła trzy złote medale.
- Wszyscy o tym teraz mówią. Tak, to jest klamra. Myślę, że to moje ostatnie igrzyska, bo nie sądzę, żebym jeszcze cztery lata wytrzymała. Ale kariery jeszcze nie kończę, mówię: na pewno do zobaczenia za rok, na mistrzostwach świata w Tokio – mówi Anita.
A co dalej? Co po Tokio będzie robiła Włodarczyk i co wkrótce stanie się z polskim młotem? Ta konkurencja od lat nieprzerwanie dawała Polsce medale największych imprez. Na igrzyskach olimpijskich nie mamy w niej podium po raz pierwszy od 2008 roku.
- Nie wiem, gdzie będziemy. Idąc na start, powiedziałam sobie, że muszę bronić honoru polskiego rzutu młotem, bo panom nie wyszło [Paweł Fajdek był piąty, a Wojciech Nowicki – siódmy]. Podjęłam walkę. A co będzie z młodzieżą? Trudno mi powiedzieć, ale nie chciałabym, żeby polski młot umarł – smuci się Włodarczyk.
Pytam Anitę, czy może ona byłaby dobrą trenerką. – Myślę, że nie. Obecnie nie widzę się w roli trenerki, bo myślę, że – za przeproszeniem – wszystkich bym zabiła, jak ktoś by się opierniczał na treningach. Wiem, jak ja do tego podchodziłam. Musiałoby być duże zaufanie i takie podejście, że zawodnik daje sto procent, tak samo jak trener. Mówię: na razie tego nie widzę, ale nie wiadomo, jak życie się potoczy. Ale na razie koncentruję się jeszcze na swojej karierze – odpowiada mistrzyni.