Oto prawda o jedzeniu w wiosce olimpijskiej. Znalazł "niespodziankę"

Igrzyska olimpijskie w Paryżu nie są imprezą pozbawionych wad czy błędów ze strony jej organizatorów. Wcześniej sporo media pisały nt. zachowań organizatorów względem bezdomnych w stolicy Francji, a teraz jeden ze sportowców ujawnił, że w jedzeniu serwowanym w wiosce olimpijskiej można znaleźć... robaki. - Lubię ryby, ale ludzie znajdują w nich robaki. To nie jest dobre. Patrzymy na najlepszych z najlepszych, a nie karmimy ich tym, co najlepsze - mówi brytyjski pływak Adam Peaty.

W niedzielę igrzyska olimpijskie w Paryżu dobiegną końca. Po wtorkowej rywalizacji Polska ma cztery medale, z czego jeden srebrny (Klaudia Zwolińska) oraz trzy brązowe (m.in. Iga Świątek czy szpadzistki). Igrzyska mają jednak swoją ciemną stronę. Organizatorzy "usunęli" bezdomnych z ulic Paryża, gdzie żyli w namiotach i zdezelowanych autach. "Francuskie władze umieściły bezdomnych w autobusach i wywieźli z Paryża. Imigranci mówią, że obiecano im dach nad głową w innym mieście, ale ostatecznie trafili na nieznane im ulice albo zostali oznaczeni do deportacji" - pisał "New York Times" przed igrzyskami.

Zobacz wideo Sukces siatkarzy? "Przełamanie klątwy to początek drogi"

"Bezdomny i dziennikarz akredytowany na igrzyska w jednym kadrze? Na pewno organizatorzy igrzysk woleliby, żeby takie zdjęcia nie szły w świat. Według nieoficjalnych danych we Francji jest dziś około 330 tys. bezdomnych. Ta liczba rośnie w strasznym tempie - 10 lat temu była dwa razy niższa. Cieszymy się igrzyskami - bardzo! Ale poznając skalę problemu humanitarnego tego kraju, zastanawiamy, się czy miliardy wydane przez Francję na organizację sportowego święta nie zostałyby spożytkowane lepiej, gdyby przeznaczono je na chleb, a nie na igrzyska" - pisał Łukasz Jachimiak, nasz korespondent w Paryżu.

To nie jest jednak jedyny problem, z którym zmagają bądź zmagali się organizatorzy igrzysk olimpijskich w Paryżu.

Robaki w jedzeniu w wiosce olimpijskiej. "Narracja narzucona sportowcom"

Szerzej o sporym problemie podczas igrzysk wypowiedział się Adam Peaty. Brytyjski pływak ujawnił, jakie jedzenie otrzymywali i otrzymują sportowcy w wiosce olimpijskiej. - Wyżywienie nie jest wystarczająco dobre dla poziomu, którego oczekuje się od sportowców. W Tokio jedzenie było niesamowite, w Rio także. Teraz są długie kolejki, czekanie 30 minut na jedzenie, bo nie było systemu, by uniknąć kolejek. A my musimy dawać z siebie wszystko - powiedział.

Jak pisze "The Guardian" organizatorzy igrzysk chcieli, by 60 proc. serwowanych posiłków nie zawierało mięsa, a 1/3 z nich była oparta wyłącznie na produktach roślinnych. - Ta narracja została narzucona sportowcom. Dlaczego mam się zmieniać, jeżeli chcę mięsa i go potrzebuję do osiągania wyników? I właśnie mięso jem w domu? Lubię ryby, ale ludzie znajdują w nich robaki. To nie jest dobre. Patrzymy na najlepszych z najlepszych, a nie karmimy ich tym, co najlepsze. To nie jest odpowiedni standard - dodał Peaty.

Krótko do tej sprawy odniósł się jeden z rzeczników organizatorów igrzysk. "Słuchamy sportowców i bardzo poważnie traktujemy ich opinie. Od momentu otwarcia wioski olimpijskiej nasz partner aktywnie pracuje nad dostosowaniem dostaw do rosnącego wykorzystania restauracji w wiosce, a także do rzeczywistej konsumpcji przez sportowców, którą można było zaobserwować w ciągu kilku pierwszych dni" - czytamy. Z informacji podawanych przed "Bild" wynika, że władze wioski zamówiły tonę mięsa i 700 kg jajek w wyniku skarg sportowców.

Wcześniej chińska delegacja przyleciała z własnym jedzeniem i kucharzami. Kilka krajów wysłało sportowcom awokado, których brakowało na miejscu. Peaty nie był jedynym sportowcem, który krytykował poziom jedzenia w wiosce. - Jedzenie jest co najmniej katastrofalne. Jakość jedzenia nie jest szczególnie dobra. Stoi się niewiarygodnie długo w kolejce, jest mało stanowisk - mówił Christopher Ruhr, niemiecki zawodnik hokeja na trawie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.