Wiktoria Chołuj była o krok od walki o medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Polka przegrała 3:4 repasaż z Turczynką Buse Cavusoglu Tosun, ubiegłoroczną mistrzynią świata i tegoroczną mistrzynią Europy. Stawką był awans do wieczornego pojedynku o brąz z Sol Gum Pak z Korei Północnej.
Decydujący okazał się moment walki, w którym Chołuj przegrywała 1:2 i przeprowadziła świetną akcję. Polka złapała Turczynkę za uda i rzuciła ją na plecy. Spodziewaliśmy się dwóch albo nawet czterech punktów, tymczasem wynik z 1:2 zmienił się na 1:3. Trener naszej zawodniczki w tej sytuacji poprosił o challenge. Analiza powtórek na wideo pokazała, że zanim Chołuj wykonała akcję techniczną, Tosun wypchnęła ją poza matę. Za to Turczynce należał się punkt. Natomiast Polce nie można było uznać akcji. I dodatkowo, w myśl przepisów, należało dać rywalce jeszcze jeden punkt – za nasz nieudany challenge.
Przy stanie 1:4 Chołuj goniła, zdołała podgonić na 3:4, ale na więcej nie wystarczyło jej już czasu. Gdyby nie punkt podarowany Turczynce za challenge, to przy wyniku 3:3 Polka byłaby zwyciężczynią, bo wykonała ostatnią punktową akcję w walce.
- Nie wiem, dlaczego jest taki przepis. Też uważam, że nie można karać kogoś za to, że chce sprawdzić akcję na powtórkach. Tłumaczenie, że to ma ograniczać trenerów w braniu challenge'u, jest głupie, bo przecież jak przegrywasz taki challenge, to już następnego nie możesz wziąć – mówi Sport.pl Andrzej Supron.
Prezes Polskiego Związku Zapaśniczego denerwuje się tu, na miejscu, w Paryżu. Niestety, wie, że składanie protestu nie miałoby żadnego sensu. - Kiedyś o tym żeśmy rozmawiali w międzynarodowym gronie i mówiłem, że to jest bezsensowne, głupie. Ale trener o tym wie, zna ten przepis. Niepotrzebnie brał challenge. Utrudnił zawodniczce zadanie – ocenia Supron.
Byłemu mistrzowi szkoda i punktu podarowanego rywalce, i tego, że Polka pechowo nie dostała punktów za bardzo ładną akcję. - Akcja była dobra, ale niestety obie nogi Wiktorii wyszły za matę, więc sędziowie nie mogli zaliczyć punktów – mówi Supron.
Wicemistrz olimpijski z Moskwy z 1980 roku martwi się tym, że jego ukochane zapasy mają przepisy, które ze zdziwieniem przyjmują kibice bodaj wszystkich innych dyscyplin sportu.
– Nie słyszałem, żeby w jakimś innym sporcie za nieudany challenge karano, dając punkt rywalowi. Wszędzie są jakieś ograniczenia w liczbie wideoweryfikacji i to jest zrozumiałe. Jeszcze w tym roku będzie światowy kongres i obiecuję panu, że podniosę ten temat. Bo to jest pozbawione sensu, nie ma w tym logiki. Przecież jeśli ktoś chce sprawdzić, jak było, to po to jest challenge, po to są komputery, jest technika i trzeba mieć możliwość sprawdzenia akcji w zwolnionym tempie. Jasne, że bez ograniczeń trenerzy po każdej akcji chcieliby mieć challenge. Ale przecież jest zasada, że jeśli weźmiesz go i przegrasz, to już więcej ci nie przysługuje. I to trzeba zostawić, ale usunąć ten punkt dla rywala – denerwuje się Supron.
- Strasznie szkoda, że ta szansa nam uciekła. Wiktoria to młoda dziewczyna (rocznik 2000), dobrze walczy i już spokojnie mogłaby sięgnąć po medal. Walka o brąz byłaby dużo prostsza niż repasaż – Turczynka wygra z Koreanką. I to bez problemu. Tu tylko Amerykanka była poza zasięgiem Wiktorii (Amir Elor, wielka faworytka kategorii 68 kg w stylu wolnym, z którą Chołuj przegrała w ćwierćfinale - red.). Turczynka była pasywna, walka była do wygrania, wielka szkoda, że ten challenge niepotrzebnie braliśmy. Bez straty tego punktu byłoby zwycięstwo. Ech, uciekła nam szansa – podsumowuje Supron.
W Paryżu polskie zapasy będą reprezentowali jeszcze: Angelina Łysak (styl wolny, 57 kg), Arkadiusz Kułynycz (styl klasyczny, 87 kg), Robert Baran (styl wolny, 125 kg) i Zbigniew Baranowski (styl wolny, 97 kg).