Merci beaucoup, chapeau bas! Najważniejszy dzień polskiej siatkówki w XXI wieku

Siatkarscy mistrzowie Europy i wicemistrzowie świata są tam, gdzie jest ich miejsce - w olimpijskim półfinale! #GangŁysego pokazał, że niestraszna mu klątwa i w ćwierćfinale igrzysk Paryż 2024 pokonał Słowenię 3:1 (25:20, 24:26, 25:19, 25:20). Polscy siatkarze od 20 lat zawsze odpadali w tej fazie, ale teraz ją przeskoczyli i mogą zdobyć pierwszy od 1976 roku medal!

Wydawcy mogą pisać: "20 lat i koniec! Klątwa ćwierćfinału przełamana!". Mogą pisać też nawet tak: "44 lata i koniec!" – to w kontekście czasu, jaki minął, zanim Polska wróciła do strefy medalowej igrzysk (1980 rok, Moskwa). Mamy to! Wreszcie przeskoczyliśmy przeszkodę, na której tyle razy boleśnie się wykładaliśmy!

Zobacz wideo Przerwana klątwa! "Kobiety wiodą prym w polskim boksie"

Jak do tego doszło? Po bardzo słabym meczu z Włochami (1:3) rozegranym zaledwie dwa dni temu martwiliśmy się o formę drużyny Nikoli Grbicia przed jej najważniejszą misją. Zastanawialiśmy się, jak duży ślad w głowach naszych aktualnych mistrzów Europy i wicemistrzów świata zostawi – co tu dużo mówić – lanie od aktualnych wicemistrzów Europy i mistrzów świata. Baliśmy się – tak, trzeba to wprost przyznać – że oni na mecz o wszystko pójdą pokiereszowani i że może nie dadzą rady, jak poprzednie – też przecież dobre – reprezentacje Polski. Ta Raula Lozano, ta Andrei Anastasiego, ta Stephane’a Antigi, ta Vitala Heynena. Kadry wszystkich wymienionych szkoleniowców zdobywały medale wszystkich możliwych imprez, tylko nie igrzysk. A teraz wreszcie zagramy o pierwszy olimpijski medal dla polskiej siatkówki od 1976 roku!

Wtedy w Montrealu wielka drużyna Huberta Wagnera wygrała. To jest nasze jedyne olimpijskie podium w historii. W ostatnich latach Polska zdobywała złoto MŚ w 2014 i 2018 roku, a srebro w roku 2006 i 2022. Już dwiema dekadami obecności w najściślejszej czołówce nasza kadra zasłużyła sobie na granie o największe zaszczyty również na najbardziej prestiżowej ze wszystkich sportowych imprez. W 2004, 2008, 2012, 2016 i 2021 roku nasi siatkarze odpadali z igrzysk w ćwierćfinałach. Nic dziwnego, że termin "klątwa ćwierćfinału" zna dziś każdy zawodnik i każdy kibic. A teraz nie ma klątwy – jest półfinał i są aż dwie szanse na medal!

Klątwa była. I paraliżowała

"Oświadczam, że nie ma żadnego Kilera. Kilera wymyśliliście wy, dziennikarze!" – mówił grany przez świetnego Jerzego Stuhra komisarz Ryba w polskiej komedii kryminalnej "Kiler". Z takim oświadczeniem mógłby wyjść dziś każdy z naszych siatkarzy. Oczywiście Kilera zastępując „klątwą ćwierćfinału".

Żartujemy – klątwa była i naprawdę nas usztywniała, żeby nie powiedzieć, że paraliżowała. Na szczęście w końcu zobaczyliśmy, że paraliż ustąpił. W meczu ze Słowenią nie oglądaliśmy jakiejś genialnej gry w wykonaniu Polaków. To nie była siatkówka totalna, daleko było nam do maestrii, jaką prezentowaliśmy jeszcze niecały rok temu, gdy w finale mistrzostw Europy w Rzymie biliśmy Włochów 3:0.

Ale co z tego? Naprawdę: co z tego? Liczy się, że oni to zrobili! I to w sumie całkiem spokojnie, nie fundując sobie i nam aż takiego horroru, po którym nie spalibyśmy do półfinału, czyli dwa dni.

Skoro mieliśmy przed chwilą jedno nawiązanie do "Kilera", to zafundujmy sobie drugie. Teraz trener Grbić może kazać swoim graczom, żeby byli jak bulteriery, jak wściekłe byki i jak Tommy Lee Jones w "Ściganym"! Miejmy nadzieję, że zrzucając ogromny ciężar, oni zyskają lekkość, jakiej w tym turnieju jeszcze nie pokazali.

Panowie Siatkarze, dziękujemy! I prosimy o więcej

Żartujemy, mamy dobre humory, zeszło z nas ciśnienie – jest pięknie, bo zagramy o coś, co znamy tylko z opowieści starszych pokoleń. To jest ważny dzień polskiej siatkówki, pewnie najważniejszy w XXI wieku. Ale gra toczy się dalej – o to, żeby kolejne dni były jeszcze ważniejsze. I jeszcze piękniejsze. O to, żeby dobre humory, świetne nawet, zamieniły się w humory szampańskie. We Francji jesteśmy, idealnie pasuje!

Na gorąco po meczu mniej ważne jest, jak atakowali Bartosz Kurek (nierówno, choć momentami już jak dawny MVP mistrzostw świata i jak prawdziwy lider swojego gangu czyli "Gangu Łysego"!) i Wilfredo Leon (mój Boże, jak on wspaniale serwował, gdy szliśmy na 2:1 w setach!). Mniej ważne, jak bronił Paweł Zatorski, jak rozgrywał Marcin Janusz itp., itd. W pierwsze tempo trzeba powiedzieć tylko jedno: Panowie Siatkarze, merci beaucoup! No, można dodać jeszcze to: chapeau bas!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.