Polska mistrzyni zbliża się do rekordu świata. "On jest kosmiczny, z innej epoki"

- Sam chciałbym to wiedzieć! To bardzo trudne pytanie - mówi Marek Rożej, trener Natalii Kaczmarek. Rozmawiamy o tym, co nasza najlepsza lekkoatletka może osiągnąć na igrzyskach olimpijskich Paryż 2024. Jej pierwszy start już w poniedziałek, niemal w samo południe.

W poniedziałek na igrzyskach olimpijskich Paryż 2024 swoje starty rozpocznie Natalia Kaczmarek. Wicemistrzyni świata w biegu na 400 metrów wystartuje w czwartym biegu w eliminacjach (pierwszy bieg zaplanowano na godzinę 11.55, kolejne odbędą się zaraz po nim).

Zobacz wideo Anita Włodarczyk przetestowała kartonowe łóżko w wiosce olimpijskiej. Zobaczcie jak wypadł test

Kaczmarek ma już złoto i srebro olimpijskie z Tokio, z poprzednich igrzysk. Ale tamte medale zdobyła w sztafetach – mieszanej i klasycznej, damskiej – a teraz celuje w indywidualne podium.

- Sprawdźmy, jakie macie apetyty. Co by pan powiedział na stwierdzenie, że byłoby super, gdyby do złota i srebra ze sztafet teraz Natalia dołożyła indywidualny brąz olimpijski? – pytamy trenera Marka Rożeja.

- Ucieszyłbym się. Bardzo! Ale czy na sto procent? Ciężko powiedzieć – odpowiada szkoleniowiec Natalii Kaczmarek.

Łukasz Jachimiak: W jakiej dyscyplinie będzie pan startował na igrzyskach olimpijskich w Paryżu?

Marek Rożej: Ale jak to?

Byłem na waszym ślubowaniu i widziałem, że pana wyczytano jako zawodnika. Może Polski Komitet Olimpijski dowiedział się, co pan obiecał Natalii Kaczmarek?

- Ha, ha, ha! To była naprawdę zabawna sytuacja. A co do obietnicy, to zgodnie z daną Natalii, w ubiegłym roku zaliczyłem półmaraton, a w tym zaliczę maraton. Ale przecież nie w ramach igrzysk, ha, ha!

Biega pan w ramach jakichś zakładów? Za medale Natalii?

- Trochę tak. To moje postanowienia w ramach odpowiedzi na wysiłek Natalii. W zeszłym roku się wywiązałem i w tym też myślę, że dam radę. Będzie ciężko, ale muszę, jestem honorowy.

Ile pan waży? Bo przepraszam bardzo, ale sylwetki olimpijczyka to jeszcze pan nie ma, jeszcze troszkę trzeba by było popracować.

- Nie no, to zależy do jakich sportów by miała być ta sylwetka! Ważę lekko ponad sto kilo.

Pożartowaliśmy, to teraz pomówmy poważnie. Forma Natalii wystrzeliła niesamowicie, a to pewnie nie koniec, prawda? 10 czerwca w Rzymie jako pierwsza Polka w historii Natalia zeszła poniżej 49 sekund, uzyskując czas 48,98. Niedawno, 20 lipca, poprawiła życiówkę na 48,90. A zapewne dopiero po Londynie schodziliście z obciążeń w treningu i Natalia dopiero teraz łapie świeżość i szczyt formy?

- Tak, wszystko się zgadza. Takie jest założenie i cel od początku przygotowań. Szczyt formy ma być teraz, w Paryżu. I wszystko wskazuje na to, że będzie. Na mistrzostwach Europy Natalia miała bardzo wysoką dyspozycję z mocnego treningu i bardzo lekkiego wypuszczenia. Tak samo było z Diamentową Ligą w Londynie – Natalia była w bardzo ciężkiej pracy i dopiero trzy dni przed startem w Londynie trochę odpuściliśmy. Zdradzę, że tak dobry bieg i ją i mnie troszeczkę zaskoczył.

Ale tylko troszeczkę? Bo generalnie wy wiecie, jak pracujecie i nie dziwicie się, że ta praca popłaca. Progres jest duży z roku na rok, to już nas nie zaskakuje, więc was na pewno tym bardziej nie.

- Prawda. Tak pracujemy, żeby cały czas była progresja wynikowa. I jest. Tak jak pan mówi – wiemy, w jakich czasach Natalia biega na treningach i ile odcinków jest w stanie zrobić, więc generalnie się nie dziwimy, że urywa kolejne części sekundy ze swoich rekordów. Gdyby igrzyska były rozgrywane w takiej formule jak mityngi, czyli gdyby był na nich jeden start, to na pewno Natalię byłoby stać na jeszcze spore urwanie z życiówki. Ona jest gotowa na bardzo szybkie bieganie. I jest bardzo wytrzymała. A to będzie kluczowe w bardzo ciężkim turnieju, jakim są igrzyska. Nastawiamy się na to, że wszystkie trzy biegi będzie trzeba pobiec w czasie poniżej 50 sekund, bo w tym roku jest na świecie aż 17 zawodniczek, które zeszły poniżej 50 sekund. Tak pracujemy, żeby ten turniej Natalia wytrzymała i żeby najlepsza była w ostatnim biegu.

Finał macie 9 sierpnia. A kiedy zaczynacie?

- Wcześniej Natalia pobiegnie 5 i 7 sierpnia. I trzeba być czujnym, bo 5 będą eliminacje i trzeba będzie być w top 3 swojego biegu, bo jak nie, to 6 sierpnia będzie trzeba biec w repasażu. Tego musimy uniknąć.

Stawiacie wszystko na walkę o indywidualny medal i dlatego Natalia nie wystartowała w sztafecie mieszanej?

- Tak. Poziom jest kosmicznie wysoki. I damskiego, i męskiego biegania. Wiedziałem, że poziom będzie potężny i uznaliśmy, że skupimy się na walce o medal indywidualny. Bo co by nie mówić, dla sportowca taki medal jest najważniejszy. Jak zdobywa się go w sztafecie, to jest się jedną z czterech, jest się częścią medalu. A jak ktoś wygrywa coś samodzielnie, to staje się bardziej rozpoznawalny.

Dobrze pamiętam, że rok temu po indywidualnym srebrze Natalii na MŚ w Budapeszcie powiedział mi pan, że to medal cenniejszy od złota i srebra, jakie ona wybiegała w olimpijskich sztafetach w Tokio?

- Zgadza się, tak mówiłem, bo tak uważam. A teraz myślę, że skoro Natalia ma już dwa medale olimpijskie ze sztafet, to zrobimy wszystko, żeby przeszła do historii też jako pojedyncza medalistka. Jako Natalia Kaczmarek, a nie jako część sztafety.

Sprawdźmy, jakie macie apetyty. Co by pan powiedział na stwierdzenie, że byłoby super, gdyby do złota i srebra ze sztafet teraz Natalia dołożyła indywidualny brąz olimpijski?

- Ucieszyłbym się. Bardzo! Ale czy na sto procent? Ciężko powiedzieć. Wolałbym, żeby to się odbyło na bieżni, a nie w naszych ustaleniach, ha, ha! Ale szczerze: każdy medal bardzo nas ucieszy. Kandydatek do podium jest ogromnie dużo. Proszę spojrzeć na Nickishę Price. Jamajka była najszybsza na świecie w tym roku, ale ogólnie jej nie doceniano, mówiono, że gdzieś tam na studenckich mistrzostwach wybiegała swój dobry wynik i nie dojedzie z formą do igrzysk. A teraz w Londynie wygrała w tym rekordowym biegu Natalii, uzyskując czas jeszcze wyraźnie od Natalii lepszy. Wynik 48,57 s jest kosmiczny. Ja się naprawdę spodziewam, że kandydatek do medalu będzie osiem – cały finał. To będą Paulino, Klaver, ta Price, Naser, Sada Williams. Trzeba się mocno skoncentrować i walczyć. Bo chociaż o medal będzie bardzo ciężko, to wiemy, że jest w zasięgu.

Jest jakaś rywalka poza zasięgiem Natalii? Takie 48,57 s to czas na razie dla niej nieosiągalny?

- Uważam, że najlepsza jest wciąż Paulino. Ona się przed igrzyskami trochę chowała. Ale na pewno będzie bardzo mocna. Myślę jednak, że zmniejszyliśmy dystans do niej od ubiegłorocznych mistrzostw świata. I że jeżeli Natalia na igrzyskach jeszcze coś urwie z życiówki – a w tę stronę prowadziliśmy treningi – to myślę, że między nimi będzie bardzo ciekawa walka.

Pierwszy start Natalia ma 5 sierpnia, a do wioski olimpijskiej przyjechaliście już 1 sierpnia. Nie za szybko? Natalii nie spala czekanie?

- Nie, my chcemy wszystko jak najlepiej rozłożyć logistycznie. Lot mieliśmy wieczorny, więc tak naprawdę zostały trzy doby na miejscu przed startem. Plan treningowy mówił, że jeszcze 2 sierpnia trzeba było zrobić ostatnią jednostkę biegową i chciałem, żeby Natalia to zrobiła na stadionie rozgrzewkowym przy Stade de France, żeby się zaznajomiła z miejscem, z atmosferą, żeby już poczuła lekką adrenalinkę.

To dla was pierwsze igrzyska z kibicami. W Tokio była pandemia i było pusto. Ta zmiana Natalii nie rozproszy?

- Na pewno nie. Ona lubi startować na wielkich stadionach pełnych ludzi. Na jej ostatnim starcie, w Londynie, atmosfera była przecudowna. Natalię coś takiego napędza.

Rok temu po medalu w Budapeszcie pytałem, jakie rezerwy ma Natalia. Powiedział pan, że jeszcze i siłowo, i wytrzymałościowo, i szybkościowo jeszcze jest pan daleko od dociskania do jej maksimum. O ile zwiększyliście intensywność pracy w tym roku i ile rezerw jeszcze zostało na następne lata?

- Sam chciałbym to wiedzieć! To bardzo trudne pytanie. Mogę tylko powiedzieć, że zwiększyliśmy pracę objętościowo na treningach, zwiększyliśmy siłownię, wszystko zwiększyliśmy. I jak widać, przynosi to efekty, bo Natalia znowu zrobiła ogromny skok wynikowy. Przecież już poprawiła się w sezonie o grubo ponad pół sekundy. A już na starcie tego sezonu miała wynik ze światowej czołówki. Widać, że jej organizm rewelacyjnie reaguje na trening. Natomiast czy to jest jej max? Mam nadzieję, że nie i z tego, jak ona się zachowuje na treningach, myślę, że w dalszym ciągu ma rezerwy.

Jak bardzo Natalia się zakwasza? Wyłącza maszynkę, która pokazuje poziom zakwaszenia? Wiem, że Justyna Święty-Ersetic kiedyś wyłączała, że dla niej brakowało skali. Trener Aleksander Matusiński tłumaczył mi wtedy, że normalnego człowieka zabiłoby to, co na treningach robiła Justyna. Wy też macie takie urządzenie?

- Tak, oczywiście, mamy taką maszynkę. Bieg na 400 metrów to bardzo trudna konkurencja. W niej cały trening polega na tym, żeby organizm jak najbardziej adaptował kwas mlekowy. Kiedy zawodniczka wychodzi na ostatnią prostą, to kwas mlekowy w ciągu sekundy zalewa organizm. Cały trening jest tak skierowany, żeby doprowadzić do jak najwyższego kwasu i żeby w tym stanie biegać odcinki z bardzo dużą intensywnością. Natalia potrafi mieć zakwaszenie grubo powyżej 20 milimoli, iść na odcinek 200 metrów i pobiec go bardzo szybko.

Ja przy 20 milimolach bym się nie ruszył?

- Nie doprowadziłby się pan do takiego zakwaszenia. Trzeba lat treningu, żeby wejść na taki poziom. A jeśli jakimś cudem by się pan do takiego stanu doprowadził, to doby by panu nie wystarczyło na regenerację.

Jak się Natalia regeneruje? Wchodzi do kaszy lodowej, jak nasze kajakarki?

- Tak. Taki basen mamy choćby w Spale, na stadionie lekkoatletycznym. Po ciężkich jednostkach Natalia kilka razy po kilka minut w tym basenie spędza, żeby schłodzić organizm, spowodować przekrwienie i dzięki temu, żeby jak najszybciej się organizm regenerował.

Na zawody wozicie ze sobą jakiś sprzęt do regeneracji?

- Nie, bo wszędzie są baseny z lodowatą wodą, z agregatem, który wodę chłodzi do kilku stopni. A jeśli trzeba, to jeszcze organizatorzy wrzucają do wody bardzo dużo lodu. Tak było na ME w Rzymie, tak samo jest na Diamentowych Ligach. Wszyscy i wszędzie to stosują.

Monitorujecie Natalię tak, jak Maciej Ryszczuk Igę Świątek? Pytam o badania parametrów, o codzienne sprawdzanie, ile można dołożyć w treningu, a kiedy odpuścić.

- Natalia korzysta z aplikacji, która przez 24 godziny na dobę monitoruje jej wszystkie parametry. Nosi specjalną opaskę.

Czy nie działacie na nosa.

- Nie, ale odczucia zawodniczki też są bardzo ważne. Słucham Natalii. Często jest tak, że ta aplikacja świeci na czerwono, alarmując, że organizm jest wykończony, a zawodniczka mówi, że nie czuje się zmęczona. A więc wtedy nie ma powodu, żeby zmieniać jednostkę treningową. Zwłaszcza że przed bieganiem turniejowym trzeba stworzyć w organizmie jak największą tolerancję na potężne zmęczenie.

Natalia jest z tych sportowców, co to myśli pan, że powinna paść, a ona stoi i pyta, co dalej, bo nie jest zmęczona?

- Zgadza się. Bardzo często tak jest, że zaplanuję coś, co mi się wydaje bardzo mocną jednostką i że ona nie wytrzyma, a ona cały tydzień takiej mocnej pracy wytrzymuje i jeszcze pyta czy możemy coś dołożyć, czy możemy skrócić przerwę, czy może pobiec jeszcze jedną jednostkę. Super, bo na tym polega trening na najwyższym poziomie. To jest lawirowanie na cienkiej granicy ekstremalnego zmęczenia i obciążenia.

Rok temu ciągle byliście pytani o rekord Ireny Szewińskiej. A teraz ja chcę zapytać o rekord świata. Nie mówię, że mielibyście się zbliżyć do niego już w tym roku… Dlaczego pan się śmieje?

- Wrócę do jednego z pana wcześniejszych pytań. Chciał pan wiedzieć, gdzie są granice jej możliwości – powiedziałem, że nie wiem. Mam nadzieję, że jeszcze kilka lat progresji wynikowej przed nami. A jeśli ten rekord świata [47,60 s Marita Koch z 1985 roku] nie zostanie zmieciony przez jakąś rywalkę, to jest szansa, że możemy się do niego powolutku przybliżać. To jest kosmiczny rekord, z innej epoki. Przez tyle lat jest nietknięty. Ale widać, że światowy poziom idzie tak do góry, że myślę, że coraz więcej zawodniczek będzie coraz bliżej tego rekordu świata. I myślę, że w tym gronie będzie Natalia.

Poziom idzie w górę dzięki technologii, czyli kolcom i coraz szybszym bieżniom? Bo chciałbym wierzyć, że nie dzięki dopingowi, choć wiemy, że na przykład Naser miała tu kłopoty. Ale nie podejrzewacie, że Natalia to jedyna czysta, która walczy ze złym światem?

- Zakładamy, że system kontroli jest na tyle szczelny, że nikt nie oszuka. Mam taką nadzieję, patrząc na to, jak kontrolowana jest Natalia. Od mistrzostw Europy, czyli w ciągu niecałych dwóch miesięcy, Natalię kontrolowano kilkanaście razy. Mam nadzieję, że cała czołówka światowa jest tako samo pilnowana. Wierzę, że rywalizujemy uczciwie. A technologia pomaga. Technologia obuwia, technologia nowych bieżni, myślę, że też wiedza o treningu i nowe możliwości, jakie mamy odnośnie monitorowania zmęczenia powodują, że światowy poziom cały czas rośnie.

Gdy rok temu w Budapeszcie zapytałem pana czy Natalia jest zawodniczką na bieganie poniżej 49 sekund, to pan wiedział, że ona będzie tak biegała już w tym roku?

- Wiedzieliśmy oboje z Natalią, że w tym roku pobije już rekord Ireny Szewińskiej. W tamtym roku była blisko – zabrakło 0,20 s. Powiem tak: teraz przygotowania były kierowane tak, żeby Natalia 49 sekund złamała w Paryżu. A skoro zrobiła to wcześniej, mimo że cały czas trzymaliśmy się planu i ona naprawdę dopiero na igrzyskach będzie w szczycie formy, to mam nadzieję, że jeszcze są rezerwy i że w Paryżu może być jeszcze szybciej.

Wychodzicie w trakcie igrzysk na jakieś starty Polaków, na inne sporty? Może dla głowy, żeby odpoczęła?

- Do końca indywidualnych startów Natalii będziemy skoncentrowani tylko na nich i będziemy jak najmniej się rozpraszać, jak najmniej tracić energii. Natomiast po finale indywidualnym czasu na atrakcje nie będzie, bo on jest 9 sierpnia, następnie 10 sierpnia mamy finał sztafety 4x400 m, a już 11 sierpnia mamy lot powrotny do domu. Myślę więc, że nie będziemy mieli czasu, żeby oglądać innych. Będziemy kibicować, trzymać kciuki, ale na starty innych naszych sportowców się nie wybierzemy. Trudno - przyjechaliśmy tu do roboty i chcemy zrobić dobrą robotę!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.