Fajdek poruszył polskich dziennikarzy. "Tragedie życiowe się zdarzają"

- Sportowo nie mogłem narzekać na nic, ale tragedie życiowe się zdarzają - mówi Paweł Fajdek po piątym miejscu, które zajął na igrzyskach olimpijskich Paryż 2024. Pięciokrotny mistrz świata nawiązuje do śmierci swojego ojca.

Paweł Fajdek zajął piąte miejsce, a Wojciech Nowicki był siódmy w rozegranym w niedzielę finale rzutu młotem na igrzyskach Paryż 2024.

Zobacz wideo Tomasz Dylak: Julia już przeszła do historii i stać ją na więcej

To rozczarowujący występ zawodników, którzy przez ostatnich kilkanaście lat seriami zdobywali medale dla Polski.

- Life is life. Jest piąte miejsce, jest niezły start – mówi Fajdek. Ale widać, że zadowolony nie jest. - Byłem za dobrze przygotowany do tego startu i to było widać. Była bardzo duża prędkość, było bardzo dużo mocy, świetnie się czułem, chciałem bardzo daleko rzucić, ale młot cały czas mi wypadał, a nie był rzucany. To zabrało dwa-trzy metry. Mogłem się zakręcić na 81-82 m. Gdyby było wolniej. Dziwnie to brzmi, bo prędkość jest potrzebna, ale na tych prędkościach nie zdążyłem się obrzucać, wróciłem na ten poziom dopiero dwa tygodnie temu i zabrakło czasu – analizuje pięciokrotny mistrz świata.

Fajdek nawiązał do śmierci ojca

- To trudny sezon, trudny rok. Kolejny zresztą. Natomiast wierzę, że w przyszłym sezonie będzie dobrze, bo zdrowie jest, jak widać, prędkość jest. Trzeba potrenować bez, mam nadzieję, problemów pozasportowych. Bo sportowo nie mogłem narzekać na nic, ale tragedie życiowe się zdarzają. Trzeba iść dalej – mówi Fajdek.

To zapewne nawiązanie do śmierci ojca. Jedną z najbliższych osób nasz młociarz stracił w maju.

To dlatego Fajdek klepał się w czoło

Na szczęście ciężar rozmowy Fajdka z polskimi dziennikarzami ostatecznie nie przygniótł ani zawodnika, ani nas. Zmieniliśmy temat. - Katzberg już tyle konkursów nawygrywał, że chyba nikogo to nie szokuje, że walnął 84 metry – mówi Paweł o nowym mistrzu olimpijskim, Kanadyjczyku Ethanie Katzbergu. - Pytanie tylko, czy spiąłby się jakoś, gdyby ktoś przed nim rzucił 80-81 metrów. Ale to już jest historia, trzeba wrócić, odpocząć i za trzy tygodnie mamy Memoriał Kamili Skolimowskiej – mówi Fajdek.

Na koniec nasz młociarz odpowiedział na nieco zaskakujące pytanie. Jeden z dziennikarzy chciał wiedzieć, dlaczego po rzucie w piątek kolejce zawodnik stukał się w czoło. - Był to najmniej udany rzut, więc poklepałem się w czoło. Tak się robi, żeby sobie coś wbić do głowy. Wiedziałem, że mogę rzucić daleko, ale byłem za szybki i trudno mi to było jakoś ogarnąć – tłumaczy Fajdek.

Jak się okazuje, pewną trudnością dla naszego lekkoatlety była specyficzna siatka/klatka, z jakiej młociarze rzucają. - Ciężko się było ustawić w tej siatce, bo nie było słupków. To jest bardzo irytujące, że na całym świecie są te słupki, a tu nie było i było zamieszanie. Być może tutaj wkradł się błąd, przez który zaprzepaściłem szansę. Ale z takim doświadczeniem trzeba sobie z tym radzić i rzucać o wiele dalej – mówi Fajdek.

A na koniec daje nam wszystkim do zrozumienia, że choć ma już 35 lat, to zamierza jeszcze wrócić na igrzyska. - Jestem zdrowy, mogę dalej daleko rzucać, widzimy się na igrzyskach w Los Angeles [2028] – mówi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.